Witajcie, jestem świeżym użytkownikiem forum, także chciałbym napisać coś o swoich doświadczeniach z Cyberpunkiem. Swoją przygodę z grą CP2077 zacząłem ok. 4 miesiące temu, natomiast z uniwersum zapoznaję się praktycznie od premiery gry. Jestem posiadaczem książkowego kompendium o świecie Cyberpunka, zakupiłem sobie też oficjalny poradnik (wszystko to w 2020 r.), regularnie kupuję i czytam wychodzące komiksy, obejrzałem 2 razy Edgerunnersów (przed zagraniem i po), a do przeczytania czeka na mnie książka Bez_przypadku. Także podbudówka do wejścia w ten świat zdaje się, że jest całkiem solidna. Mimo to mam świadomość, że do zgłębienia w uniwersum jest jeszcze wiele. Tego wstępniaka potraktujcie proszę, jako swoiste "dzień dobry", ponieważ w pierwszym poście na forum zwyczajnie nie przywitałem się z resztą użytkowników.
Odnosząc się do tytułu założonego tematu chciałbym podzielić się swoimi wrażeniami na temat zadań pobocznych i umiejscowieniem ich w czasoprzestrzeni fabularnej w odniesieniu do wydarzeń, jakie towarzyszą V praktycznie od początku jej/jego przygody.
Mam pewne odczucia, którymi chciałbym podzielić się z resztą i otrzymać Waszą opinię na ten temat. Mianowicie, czy tylko ja mam wrażenie, że fabuła i to co przydarzyło się głównemu bohaterowi nie jest szczególnie sprzyjające dla spędzania "wolnego czasu" w dość frywolny sposób, nie skupiając się na tykającej w głowie bombie? Gdyby mnie osobiście coś podobnego spotkało, obsesyjnie starałbym się rozwiązać ten problem, zrzucając na dziesiąty plan wszelkie inne aktywności poboczne. No, ale gra to nie życie i można jej wiele wybaczyć, a wykreowany przez nas bohater ma zaje***cie silną psychikę i co mu tam. Niemniej jednak z moich odczuć wynika, że fabuła nie daje nam momentu, w którym naturalnie możemy się oderwać od poszukiwana sposobu na pozbycie się relica. Główne zadania niejako mentalnie wymuszają w nich uczestnictwo. Bo tu albo Takemura niemalże już stoi i czeka przy jakiejś starej rurze, albo Evelyn dochodzi do siebie i warto byłoby ją odwiedzić, albo Panam nie może się na nas doczekać majstrując coś przy swoim wozie. Poza tym jakże mam się oddawać mniej ważkim sprawom, kiedy nie wiadomo, czy wypłaszczenie nie przyjdzie znienacka i nie zaskoczy w złej godzinie?
Sporo się teraz pisze o immersji w grach wideo, ale właśnie przez tę (w moim odczuciu) nieprzystępność w realizacji zadań pobocznych wydaje mi się, że gdzieś mi ona ucieka. Brakuje mi takiej mentalnej swobody dla niezobowiązującej zabawy w otwartym świecie, bez poczucia, że coś gdzieś na mnie czeka. Bardzo ciekaw jestem Waszych doświadczeń, odczuć i podejścia do opisywanego tematu. Może coś mi umknęło, może nie zrozumiałem jakichś fabularnych wyjaśnień? A może nie wyłapałem tego momentu, w którym V faktycznie ma możliwość zdystansowania się od przewodnich problemów? Zapraszam do wymiany poglądów, chętnie zapoznam się z Waszymi doświadczeniami. Pozdrawiam
Odnosząc się do tytułu założonego tematu chciałbym podzielić się swoimi wrażeniami na temat zadań pobocznych i umiejscowieniem ich w czasoprzestrzeni fabularnej w odniesieniu do wydarzeń, jakie towarzyszą V praktycznie od początku jej/jego przygody.
Mam pewne odczucia, którymi chciałbym podzielić się z resztą i otrzymać Waszą opinię na ten temat. Mianowicie, czy tylko ja mam wrażenie, że fabuła i to co przydarzyło się głównemu bohaterowi nie jest szczególnie sprzyjające dla spędzania "wolnego czasu" w dość frywolny sposób, nie skupiając się na tykającej w głowie bombie? Gdyby mnie osobiście coś podobnego spotkało, obsesyjnie starałbym się rozwiązać ten problem, zrzucając na dziesiąty plan wszelkie inne aktywności poboczne. No, ale gra to nie życie i można jej wiele wybaczyć, a wykreowany przez nas bohater ma zaje***cie silną psychikę i co mu tam. Niemniej jednak z moich odczuć wynika, że fabuła nie daje nam momentu, w którym naturalnie możemy się oderwać od poszukiwana sposobu na pozbycie się relica. Główne zadania niejako mentalnie wymuszają w nich uczestnictwo. Bo tu albo Takemura niemalże już stoi i czeka przy jakiejś starej rurze, albo Evelyn dochodzi do siebie i warto byłoby ją odwiedzić, albo Panam nie może się na nas doczekać majstrując coś przy swoim wozie. Poza tym jakże mam się oddawać mniej ważkim sprawom, kiedy nie wiadomo, czy wypłaszczenie nie przyjdzie znienacka i nie zaskoczy w złej godzinie?
Sporo się teraz pisze o immersji w grach wideo, ale właśnie przez tę (w moim odczuciu) nieprzystępność w realizacji zadań pobocznych wydaje mi się, że gdzieś mi ona ucieka. Brakuje mi takiej mentalnej swobody dla niezobowiązującej zabawy w otwartym świecie, bez poczucia, że coś gdzieś na mnie czeka. Bardzo ciekaw jestem Waszych doświadczeń, odczuć i podejścia do opisywanego tematu. Może coś mi umknęło, może nie zrozumiałem jakichś fabularnych wyjaśnień? A może nie wyłapałem tego momentu, w którym V faktycznie ma możliwość zdystansowania się od przewodnich problemów? Zapraszam do wymiany poglądów, chętnie zapoznam się z Waszymi doświadczeniami. Pozdrawiam