Dragon Age

+
Niestety to jest cena, jaką we współczesnych RPGach często płaci się za pełne udźwiękowienie. W przypadku postaci tworzonej przez gracza, niemy protagonista oferuje zdecydowanie największe możliwości (także pod kątem moddingu, gdyż jest lepsze dla immersji, gdy wszelkie kwestie protagonisty są nieme, a nie tylko te zawarte w modach).

Nie do końca. Jeśli mamy do czynienia z ubogą grafiką gdzie zbitek pikseli rozmawia z innym zbitkiem pikseli lub są gadające portrety to wtedy jak najbardziej. Jeśli jednak mamy dynamiczne i filmowe przerywniki na których wszyscy bohaterowie się przechadzają, gawędzą, gestykulują, a tylko nasze alter ego stoi z boku jak kołek to wtedy zdecydowanie psuje to odbiór gry. W Dragon Age Początek to był dla mnie problem mimo iż może gra nie była tak filmowa jak jej kontynuacje czy trylogia Mass Effecta.
 
Jeśli chodzi o głównego protagonistę DA4 - ja tam chętnie powróciłabym do którejś z moich Strażniczek, bo mam okrutny sentyment do Origins, ale będę zadowolona jeśli pojawi się w takiej formie jak Hawke w DAI (oczywiście KHE KHE KHE nie dosłownie tak samo, niechże już mi podarują...). Z drugiej strony natomiast miałabym ochotę na coś świeżego, tylko trochę mnie już nuży konwencja "from zero to hero" - czwarty raz już by to nie przeszło i wywołało zgrzytanie zębami, bo ileż ten kontynent może mieć swoich bohaterów? Tylko na co innego trochę już pomysłów brak, bo chcąc trzymać się tego, jak gry z tej serii wyglądają, to końcową część musielibyśmy rozgrywać kimś innym np. Inkwizytorką - pomysł sam w sobie niezły, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby Bioware tak sobie z tą kwestią poradziło. Myślę, że prościej będzie im jednak walnąć czwartego herosa.

Co do Mass Effecta to ja się właśnie za nim okropnie stęskniłam ostatnio i zamierzam niebawem powrócić - można się śmiać ze mnie do woli, mimo genialności Wiedźmina przykładowo, to właśnie ME będzie u mnie zawsze na pierwszym miejscu. Ja się często przesadnie ekscytuję przyjmowanymi treściami, gry przeżywam szczególnie mocno emocjonalnie, ale tak gigantycznych emocji jak ME serwuje mi za każdym razem to żadna gra mi nie dała, mimo wszystko, a przeżywałam już dość trochę ;)
 
Niestety to jest cena, jaką we współczesnych RPGach często płaci się za pełne udźwiękowienie. W przypadku postaci tworzonej przez gracza, niemy protagonista oferuje zdecydowanie największe możliwości (także pod kątem moddingu, gdyż jest lepsze dla immersji, gdy wszelkie kwestie protagonisty są nieme, a nie tylko te zawarte w modach).
Moim zdaniem W3 skutecznie obalił ten imperatyw. Duża, w pełni udźwiękowiona gra z całą toną dialogów (a do tego w kilku językach)? Można? Ano można. Oczywiście w wypadku Wiedźmina sytuację ułatwiał jeden bohater, ale przecież w przypadku gry z postacią tworzoną przez gracza trzeba jedynie podwoić wypowiedzi tejże (tzn. dodać udźwiękowienie dla postaci kobiecej).

A argumentu z immersją ja akurat nie rozumiem. Niemy protagonista (-tka) mnie zawsze denerwowali - tzn. o ile było udźwiękowienie dialogów, bo wtedy właśnie powstawał dysonans. W grach izometrycznych lub FPP (bez pokazywania postaci gracza) jeszcze dało się to, ledwo, jakoś znieść, ale TPP z cutscenkami? Tragedia.

Co do Mass Effecta to ja się właśnie za nim okropnie stęskniłam ostatnio i zamierzam niebawem powrócić - można się śmiać ze mnie do woli, mimo genialności Wiedźmina przykładowo, to właśnie ME będzie u mnie zawsze na pierwszym miejscu. Ja się często przesadnie ekscytuję przyjmowanymi treściami, gry przeżywam szczególnie mocno emocjonalnie, ale tak gigantycznych emocji jak ME serwuje mi za każdym razem to żadna gra mi nie dała, mimo wszystko, a przeżywałam już dość trochę ;)
Jako cykl (tzn. zwarta, spójna seria kilku gier, w tym wypadku trzech) ME wygrywa również u mnie.
 
Last edited:
Moim zdaniem W3 skutecznie obalił ten imperatyw. Duża, w pełni udźwiękowiona gra z całą toną dialogów (a do tego w kilku językach)? Można? Ano można.


Chwila, chwila...

DA:I też miał masę (udźwiękowionych) dialogów i dodatkowo postać naszego bohatera/bohaterki miała wybór głosu (po dwa na każdą płeć) co dawało cztery razy więcej kwestii dla naszego protagonisty. Nie wymieniaj mi więc tutaj W3 jako pioniera, a wszystkich innych będących sto lat za Afroamerykanami*.

* piszę "Afroamerykanie", bo od nowego roku staram się być poprawny polity..., cholera blisko było. Wiecie o co chodzi.
 
Chyba jednak w wielkości linii dialogowych W3 przebił DA:I... Ale inna sprawa, że jak już mamy się kłócić o prekursorów - to chyba trzeba wrócić do pierwszego Mass Effecta.

A sto lat za Afrykańczykami jak już, to jest Bethesda - główny bohater Fallouta dostał głos dopiero w 2015 (a chwalili się jakby nie wiadomo co to było).
 
Generalnie w kolejnych latach produkcji wszystko staje się prostsze aby trafiało do coraz szerszego grona odbiorców. Ot, taka "strategia ekonomiczna" mająca się przełożyć na jak najwyższe zyski (szczególnie praktykowana i pożądana w wielkich korporacjach).

Są oczywiście wyjątki starające się zapełnić powstałą niszę ale produkcje EA czy Bethesdy raczej się do nich nie zaliczają.
 
Opinie są różne ale moim zdaniem te skrajne (zwłaszcza skrajnie negatywne) nieuzasadnione.

Czuję, że muszę się tutaj przed wami wyspowiadać i przyznać, że ostatecznie kupiłem GOTY w promocji za te 60 PLN :blushing: ...
 
Czuję, że muszę się tutaj przed wami wyspowiadać i przyznać, że ostatecznie kupiłem GOTY w promocji za te 60 PLN
Chyba taniej ci wyszło, niż gdybyś kupował każdy dodatek każde DLC z osobna.
 
Last edited:
To na pewno ale mogłem poczekać, aż będzie jakaś przecena DLC (jak pierwotnie planowałem).
Ale cóż... pokusa zagrania w prawdziwe zakończenie okazała się silniejsza :).
 
Jeśli wy coś "chwalicie" to... Chociaż, nie - samo zakończenie DA:I było jakieś takie "nijakie". Zwłaszcza w sferze finalnej potyczki. Zdawało się, że wszystko zmierza do czegoś większego... no dobra w sumie do tego doszło ale sposób samego przedstawienia był nieco jak w Wiedźminie 3 - "lekko" zawodził.
 
Bo ja wiem? Moim zdaniem jednak Inkwizycja wypada na tym polu najlepiej, choć oczywiście daleko jej do poziomu załogantów z ME (też oczywiście z małymi wyjątkami). Inna sprawa, że Origins miało towarzyszy zwyczajnie najwięcej. Ech, aż spróbuję policzyć:

DA:O - 8+5 w Awakening (nie licząc psa i tymczasowych z początku gry), z tego fajni 3-4 (IMHO) - jakieś 30-40% (Awakening-owych liczyłem za mniej ounktów)
DA 2 - 8, z tego fajni 2 - 25%
DA:I - 9+3 doradców, z tego fajni 5-6 = jakieś 45-50%

Czyli w sumie dobrze mi się zdaje.

To już kwestia tego, które z postaci kwalifikujesz jako "fajne", a już w dedykowanym temacie wyszło, że się nie zgadzamy.

DA:O imo miało plejadę interesujących postaci, które bardzo zyskiwały przede wszystkim dlatego, że wchodziły ze sobą nawzajem w prowokowane przez nas interakcje, które niosły ze sobą faktyczne konsekwencje i rozwijały charakterologiczny rys danej postaci.

To samo tyczy się DA2, party banter Merill/Carver/Bethany + Varrik i Isabela to chyba najzabawniejszy fragment scenariusza, jaki kiedykolwiek wyszedł spod pióra BW. Isabella + Avelline też dawały czadu. Dodaj do tego złudzenie, że ci bohaterowie gdzieś tam żyją, coś się z nimi dzieje na przestrzeni lat, które obejmuje fabuła i też jest o wiele ciekawiej, niż w Inkwizycji.

Ale fakt, do ekipy z Mass Effecta się obsada Dragon Age nie umywa.

W Inkwizycji ciekawy był Byk, Kasandra - do której jednak się przekonałem, i Varrik - dlatego, że jest Varrikiem.
No i jeszcze jedna postać, związana z zakończeniem gry, którą lubiłem od początku.
Blackwall okazał się ciekawy po czasie, ale i tak brakło należytego rozwinięcia jego wątku. Podobnie zresztą, jak z pozostałymi bohaterami.
 
Last edited:
Top Bottom