Pamiętacie ten pierwszy polski slasher "W lesie dziś nie zaśnie nikt"? Z powodu pandemii film ostatecznie ominął premierę kinową i trafił na Netflixa gdzie najwyraźniej miał sporą oglądalność, bo raptem półtora roku później dostaliśmy kontynuację. Po obejrzeniu mogę powiedzieć tylko jedno:
Pierwszy film był słaby i mówię to jako fan śmieciowych slasherów, który oglądał te wszystkie piąte, ósme czy nawet dziesiąte części popularnych serii. Przeładowanie wątkami i masa głupot na poziomie właśnie tych piątych i ósmych części, które zazwyczaj zabijały marki nie gorzej niż ich zamaskowani bohaterowie to tylko niektóre z problemów tamtej produkcji. Jeśli jednak ktoś lubi takie śmieciówki to mógł obejrzeć bez bólu dzięki solidnej realizacji i paru ciekawym pomysłom. Film miał też taryfę ulgową, bo u nas raczej nie kręci się takich horrorów więc nie zaszkodziło docenić próbę pokazując, że warto częściej sięgać po ten gatunek. Skoro więc poszły pierwsze koty za płoty, a film zdobył widownię to można było oczekiwać, że twórcy wciągną wnioski i przygotują coś lepszego. Niestety nie. Ten film był tak zły że skisłem podczas seansu i nawet nie dałem rady obejrzeć do końca mimo iż trwa zaledwie półtorej godziny. Dokończyłem dopiero dzisiaj żeby nie było że oceniam bez zapoznania się z całością.
Realizacja wciąż stoi na przyzwoitym poziomie i to w sumie jedyne co można pozytywnego powiedzieć o "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2". Doceniam, że twórcy chcieli spróbować czegoś nowego zamiast typowej i bezpiecznej kontynuacji oferującej to samo tylko więcej (więcej ofiar, więcej przemocy itd.). Co z tego jednak skoro wyszło jak wyszło? Cytując bohatera granego przez Andrzeja Grabowskiego "kupy dupy się to nie trzyma". Zmiana konwencji w trakcie filmu może być całkiem fajnym zabiegiem, ale trzeba to umieć zrobić. Tutaj zabrakło umiejętności i polotu przez co dostaliśmy totalne kuriozum, które nie działa ani jako typowy slasher ani jako pastisz gatunku czy nawet parodia. Nie straszy, nie śmieszy, jedyne co oferuje to zażenowanie.
Nie polecam.
PS. Jeśli ktoś jest ciekaw co tam się odpierniczyło, ale nie chce marnować półtorej godziny życia to zapraszam do spoilera.
---
W ostatnim czasie obejrzałem też "Halloween Zabija" i przeżyłem wielkie rozczarowanie, bo poprzedni film był naprawdę dobry. Rozwijał bohaterów, zaskakiwał, a jednocześnie sprawdzał się jako porządny slasher. Był to świetny powrót do korzeni zarówno po fatalnych kontynuacjach kultowych serii jak i serwowanych w ostatnich latach pastiszach gatunku pokroju "Krzyku" czy "Domu w głębi lasu". Tegoroczna kontynuacja to niestety totalny śmieć, w którym nic nie działa. Taki już chyba urok tego cyklu, że dobre są tylko odsłony bez cyferek i podtytułów tj. Halloween (1978), Halloween (2007) i Halloween (2018), a cała reszta jest albo taka se albo beznadziejna. Szkoda.
W przyszłym roku finał tej nowej trylogii, ale jak na "Halloween Zabija" czekałem tak na "Halloween Ends" (na razie brak oficjalnego polskiego tytułu) już nie. Wiadomo, że jako fan obejrzę, ale oczekiwania mam zerowe.
Pierwszy film był słaby i mówię to jako fan śmieciowych slasherów, który oglądał te wszystkie piąte, ósme czy nawet dziesiąte części popularnych serii. Przeładowanie wątkami i masa głupot na poziomie właśnie tych piątych i ósmych części, które zazwyczaj zabijały marki nie gorzej niż ich zamaskowani bohaterowie to tylko niektóre z problemów tamtej produkcji. Jeśli jednak ktoś lubi takie śmieciówki to mógł obejrzeć bez bólu dzięki solidnej realizacji i paru ciekawym pomysłom. Film miał też taryfę ulgową, bo u nas raczej nie kręci się takich horrorów więc nie zaszkodziło docenić próbę pokazując, że warto częściej sięgać po ten gatunek. Skoro więc poszły pierwsze koty za płoty, a film zdobył widownię to można było oczekiwać, że twórcy wciągną wnioski i przygotują coś lepszego. Niestety nie. Ten film był tak zły że skisłem podczas seansu i nawet nie dałem rady obejrzeć do końca mimo iż trwa zaledwie półtorej godziny. Dokończyłem dopiero dzisiaj żeby nie było że oceniam bez zapoznania się z całością.
Realizacja wciąż stoi na przyzwoitym poziomie i to w sumie jedyne co można pozytywnego powiedzieć o "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2". Doceniam, że twórcy chcieli spróbować czegoś nowego zamiast typowej i bezpiecznej kontynuacji oferującej to samo tylko więcej (więcej ofiar, więcej przemocy itd.). Co z tego jednak skoro wyszło jak wyszło? Cytując bohatera granego przez Andrzeja Grabowskiego "kupy dupy się to nie trzyma". Zmiana konwencji w trakcie filmu może być całkiem fajnym zabiegiem, ale trzeba to umieć zrobić. Tutaj zabrakło umiejętności i polotu przez co dostaliśmy totalne kuriozum, które nie działa ani jako typowy slasher ani jako pastisz gatunku czy nawet parodia. Nie straszy, nie śmieszy, jedyne co oferuje to zażenowanie.
Nie polecam.
PS. Jeśli ktoś jest ciekaw co tam się odpierniczyło, ale nie chce marnować półtorej godziny życia to zapraszam do spoilera.
Film zaczyna się mniej więcej w tym samym momencie, w którym skończyła się jedynka. Zosia trafia na komisariat opowiadając niestworzone rzeczy o tym jak to dwa mutanty zabiły masę ludzi po czym zostali zabici przez nią samą. Mutanci oczywiście przeżyli i podobnie jak Zosia trafili do aresztu. Już tutaj mamy pierwszy zgrzyt, bo oto niezniszczalne potwory odpowiedzialne za masowe mordy wystarczyło spałować i potraktować paralizatorem żeby grzecznie dały się zamknąć w celi.
Co się dzieje później? Komendant bierze Zosię na wizję do domu mutantów żeby opowiedziała jeszcze raz co i jak. Tam nasza final girl zostaje wystawiona na działanie znanego z pierwszej części meteorytu i sama zmienia się w potwora. Po kilku morderstwach udaje się jej zmutować ciapowatego posterunkowego i potem nasza zakochana para (kisnę...) stwierdza, że po prostu będą zabijać dalej, bo przecież są potworami. No i tak już do końca filmu. W między czasie mamy kilka dodatkowych absurdów gdzie próbujący przetrwać ludzie sami sobie robią przypadkową krzywdę, a reszta zostaje zmasakrowana przez naszą zmutowaną parkę. Na końcu wpada wezwany wcześniej oddział antyterrorystyczny i zabija Zosię, a posterunkowego zgarnia. Później mamy jeszcze scenę, w której na mutancie przeprowadzane są jakieś badania co zapewne ma być furtką do trzeciej części jeśli oglądalność będzie zadowalająca.
Co się dzieje później? Komendant bierze Zosię na wizję do domu mutantów żeby opowiedziała jeszcze raz co i jak. Tam nasza final girl zostaje wystawiona na działanie znanego z pierwszej części meteorytu i sama zmienia się w potwora. Po kilku morderstwach udaje się jej zmutować ciapowatego posterunkowego i potem nasza zakochana para (kisnę...) stwierdza, że po prostu będą zabijać dalej, bo przecież są potworami. No i tak już do końca filmu. W między czasie mamy kilka dodatkowych absurdów gdzie próbujący przetrwać ludzie sami sobie robią przypadkową krzywdę, a reszta zostaje zmasakrowana przez naszą zmutowaną parkę. Na końcu wpada wezwany wcześniej oddział antyterrorystyczny i zabija Zosię, a posterunkowego zgarnia. Później mamy jeszcze scenę, w której na mutancie przeprowadzane są jakieś badania co zapewne ma być furtką do trzeciej części jeśli oglądalność będzie zadowalająca.
---
W ostatnim czasie obejrzałem też "Halloween Zabija" i przeżyłem wielkie rozczarowanie, bo poprzedni film był naprawdę dobry. Rozwijał bohaterów, zaskakiwał, a jednocześnie sprawdzał się jako porządny slasher. Był to świetny powrót do korzeni zarówno po fatalnych kontynuacjach kultowych serii jak i serwowanych w ostatnich latach pastiszach gatunku pokroju "Krzyku" czy "Domu w głębi lasu". Tegoroczna kontynuacja to niestety totalny śmieć, w którym nic nie działa. Taki już chyba urok tego cyklu, że dobre są tylko odsłony bez cyferek i podtytułów tj. Halloween (1978), Halloween (2007) i Halloween (2018), a cała reszta jest albo taka se albo beznadziejna. Szkoda.
W przyszłym roku finał tej nowej trylogii, ale jak na "Halloween Zabija" czekałem tak na "Halloween Ends" (na razie brak oficjalnego polskiego tytułu) już nie. Wiadomo, że jako fan obejrzę, ale oczekiwania mam zerowe.