Ja najpierw miałem Commodore 64, później bazarową podróbę Pegasusa o chwytliwej nazwie "Terminator"...
Kosztowała jakieś 30 zł, działała tak samo, na te same kartridże, tylko często przepalała pady...
Ale najlepsze jednak było jednak moje C64 i wczytywanie gier z kaset, regulowanie śrubokrętem głowicy w magnetofonie i kilkuminutowe "modlenie się" do telewizora słowami "Wgraj się! Wgraj się! Wgraj się!!!"
Poza tym fajne komendy (to chyba było uzależnione od wymiennego kartridża, który odpowiadał za system), np. "strzałka+YT" zamieniało moje Commodore w pianino! ;D W wieku 10 lat potrafiłem już całkiem nieźle programować w Basicu, napisałem nawet własną grę, znacznie bardziej zaawansowaną niż tradycyjne "rzuty kostką" czy "jednoręki bandyta"... Niestety, nigdy nie ujrzała światła dziennego: Commodore się popsuło
(), zeszyt z zapisem programu gdzieś przepadł, a mój talent się zmarnował (dziś już nie pamiętam żadnych komend Basica, poza "print" i "go to"...
)... Ale za to mam dziś EMULATOR C64!!! ;DAcha, z platform do grania posiadałem także radziecką "Eliektronikę" z kontrolerami w kształcie pokręteł i pistoletem, kilkoma dwukolorowymi (chyba biało-szarymi) wbudowanymi grami, takimi jak kultowy Pong (dwie "arkanoidowe" kreseczki odbijające piksel jak w stylu tenisa) czy strzelanie do białego prostokąta...
To dopiero oldskul...
EDIT:
Jak miałem 4-6 lat zagrywałem się w Kangurka Kao.
A ja w Usagiego Yojimbę, Barbarians'ów, Greyzora (taki klon Contry na C64), wszystkie części Predatora, Mission A. D., Rolling Thunder, Android Control (to było dopiero skomplikowane! Mój brat kilka nocy poswięcił, by złamać szyfr do pewnych drzwi...), Herculesa, Indianę Jonesa, Batmana i wiele innych wspaniałych gier z cudownej (aczkolwiek trochę wnerwiającej - wczytywanie!!!) maszynki do gier, jaką swoimi czasy był Commodore...