A skoro już o fabule mowa to mam tutaj pewien problem. Być może wynika on z faktu, że najpierw grałem w dwójkę, a być może nie. Tego już nie jestem wstanie ocenić, ale chętnie poznam opinie ludzi, którzy grali 'po bożemu' tj. najpierw poznali historię Johna Marstona, a dopiero potem Arthura Morgana. Jak już wspominałem wcześniej, fabuła jest niezła, ale brakuje mi tutaj więzi emocjonalnej. Przez całą przygodę przewija się tutaj sporo ciekawych i zapadających w pamięć postaci, ale zasadniczo jest tylko John. A o czym opowiada gra? Wcielamy się byłego członka gangu, który zdezerterował, a obecnie próbuje żyć uczciwie ze swoją żoną i nastoletnim synem na ranczu. Pewnego dnia wizytę składają im agenci federalni, porywają rodzinę (co?) i składają propozycję nie do odrzucenia: albo John pomoże wytropić i zlikwidować dawnych kolegów, albo on i jego rodzina poniosą konsekwencje grzechów z przeszłości. Tak przynajmniej można wywnioskować na początku, bo szczegóły pojawiają się później gdyż w grze trafiamy od razu w sam środek akcji i to mi lekko zgrzyta. Wspomniani agenci poza krótką sceną na początku pojawiają się dopiero w drugiej połowie fabuły, a rodzina pod sam koniec. Mamy zatem do wytropienia bandziorów, których my (gracze) nie znamy, dla agentów których ledwo kojarzymy, a to wszystko dla rodziny, której nie widzieliśmy nawet na oczy. Znajomość fabuły dwójki nadaje mi potrzebny kontekst, ale brakuje mi tutaj jakiegoś rozbudowanego prologu ukazującego życie Johna i jego rodziny w gangu i wizytę federalnych.
To jestem jednym z tych "pobożowców", przy czym w jedynkę grałem stosunkowo niedawno przed premierą dwójki, bo jakiś rok czy może dwa. Te zabiegi fabularne, o których pisałeś (m.in. niewyraźnie zarysowane tło fabularne postaci), jakoś mi szczególnie w odbiorze historii nie przeszkadzały. Może nawet zadziałało to dla mnie na plus, bo było to jakieś takie świeże na tle gier, które zwykle muszą nam wszystko dokładnie powiedzieć od samego początku. Duża zasługa w tym na pewno tego, jak został napisany główny bohater i pozostałe postacie, dzięki temu historia sama się broniła, nawet jeśli nie do końca wiedzieliśmy, w czym uczestniczymy, albo o jaką stawkę gramy. No i w momencie, gdy na scenie pojawiła się w końcu rodzina Johna, to czuło się od razu tę więź emocjonalną, i to pomimo faktu, że widzieliśmy ich pierwszy raz na oczy. Ale pewnie efekt byłby silniejszy, gdybyśmy wcześniej mogli ich poznać chociaż w jednej lub dwóch krótkich retrospekcjach.
Ja zresztą na RDR byłem BARDZO nahajpowany — specjalnie kupiłem pod ten jeden tytuł PS3, a wcześniej próbowałem nasycić ten "głód" westernu, grając w Call of Juarez czy nawet latając po lasach XVIII-wiecznej Ameryki w AC III. Gdy już więc w końcu dorwałem grę, to chłonąłem ją jak oczarowany i może nawet byłem ślepy na pewne mankamenty
Ja zresztą na RDR byłem BARDZO nahajpowany — specjalnie kupiłem pod ten jeden tytuł PS3, a wcześniej próbowałem nasycić ten "głód" westernu, grając w Call of Juarez czy nawet latając po lasach XVIII-wiecznej Ameryki w AC III. Gdy już więc w końcu dorwałem grę, to chłonąłem ją jak oczarowany i może nawet byłem ślepy na pewne mankamenty