Skończyłem właśnie Legendę Aanga i był to mój pierwszy kontakt z tą marką. Słyszałem wcześniej wiele dobrego o tym serialu i od dawna miałem na liście do obejrzenia, ale jakoś się do tej pory nie złożyło. Po części z braku czasu (zawsze są jakieś seriale do oglądania), a po części też dlatego że powoli acz nieubłaganie zbliżam się do czterdziestki na karku więc obawiałem się że serial okaże się dla mnie zbyt dziecinny. Podobny problem miałem swojego czasu z Wojnami Klonów, do których miałem kilka podejść zanim zaskoczyło i zostałem fanem. Ostatecznym impulsem żeby zapoznać się z przygodami Aanga i jego przyjaciół była niedawna premiera wersji aktorskiej od Netflixa.
Cóż mogę rzecz? Obawy nie były całkiem bezpodstawne, ale szybko się wkręciłem i całe trzy sezony weszły jak złoto
Najbardziej podobał mi się świat, w którym toczy się akcja. Nie jest może niesamowicie oryginalny, ale jednak ciekawy i przemyślany. Poszczególne narody różnią się od siebie kulturą, wyznawaną filozofią, architekturą, a nawet stylem ubioru i fryzurami. Bohaterowie podczas swojej podróży odwiedzają bardzo zróżnicowane miejsca na całym świecie i poznają przeróżne mniejsze i większe społeczności. Jest miejsce na dramat, smutek czy grozę, ale też akcję, radość, zauroczenie czy po prostu dobrą zabawę. Idealna mieszanka w produkcji przygodowej.
Fabuła miewa bardziej infantylne momenty, zwłaszcza na początku, ale jednak wciąga, a z czasem pojawiają się też o wiele poważniejsze tematy. Dość powiedzieć, że występujący w roli głównego antagonisty Naród Ognia nie rozpoczął wojny z innymi nacjami ze zwykłej chęci władzy, jest w tym jednak nieco więcej głębi. To samo dotyczy bohaterów. Tak, czasem zachowują się bardzo dziecinnie (w końcu to dzieciaki), czasem robią coś głupiego, ale nie są wkurzający jak to czasem bywa w tego typu produkcjach i naprawdę dają się lubić. Co również istotne, w zasadzie każda z kluczowych postaci przechodzi jakąś drogę, uczy się czegoś, wyciąga wnioski.
Wizualnie serial jest ładny i cieszy oko choć od premiery minęły już prawie dwie dekady. Zdecydowanie jest to mój typ jeśli chodzi o kreskę. Walki potrafią być naprawdę rewelacyjne, a ta finałowa to...
Jasne, serial czasem gubi klatki, niekiedy twórcy wspomagali się też animacją komputerową (wiele maszyn jest tak animowanych), która odstaje od reszty, ale nie psuje to ogólnej całości jakoś bardzo.
Tak naprawdę jedyny większy zarzut z mojej strony to niemal całkowity brak przemocy. Zdaję sobie sprawę z tego że docelową publiką były dzieci więc absolutnie nie oczekiwałbym tutaj bryzgającej krwi i latających flaków, nie jest to zresztą potrzebne. Sęk w tym że chciałbym cokolwiek co pokazałoby stawkę. Akcja toczy się w świecie, w którym od stu lat trwa wielka wojna, prawda? Czasem słyszymy o potwornościach jakich dokonują najeźdźcy, czasem nawet to widzimy (ludzie w niewoli, przymierający głodem itd.), ale przez cały serial ginie może jedna osoba (nie licząc retrospekcji) i jest to bezpłciowy, poboczny antagonista. Nie raz i nie dwa widzimy starcia oddziałów, ale serio, nikomu nigdy nic się nie dzieje. Czy ukazanie śmierci paru bezimiennych żołnierzy byłoby aż tak przerażające, że nie przeszłoby w serialu dla dzieci? I nie mówię tu o żadnej brutalnej śmierci, zgon wspomnianego złoczyńcy spadającego z klifu był ok. Wojny Klonów, o których pisałem na początku również były kierowane do młodszej widowni, a jednak zdarzało się tam że nawet ważniejsi bohaterowie ponosili śmierć na froncie albo w jakimś zamachu, ba! nawet z ręki głównego bohatera kiedy ten za bardzo schodził na ciemną stronę. W Awatarze tego nie ma.
To samo dotyczy widocznych obrażeń. Zarówno bohaterowie jak i żołnierze walczą przy użyciu broni białej oraz żywiołów, ale również nic z tego nie wynika. Raptem kilka razy w całym serialu ktoś zostaje naprawdę poważnie ranny i widzimy potem bliznę czy oparzenie. Na ogół jednak kończy się na wytrąceniu/zniszczeniu broni lub zepchnięciu gdzieś czy uwięzieniu. Podobnie jak ze starciami armii i całą wojną, ciężko tutaj uwierzyć, że bohaterowie walczą na serio.
Heh... wyszło na to że najdłuższy fragment posta dotyczy narzekania na brak widocznej przemocy co może sugerować, że serial jednak mi się nie spodobał. Nic bardziej mylnego, podobał mi się bardzo, a pod koniec wręcz ciężko było mi się oderwać. Jest to jednak mankament dla mnie na tyle istotny i w zasadzie jedyny, że musiałem się trochę rozpisać. Jak już jednak pisałem, jestem starym dziadem więc mam obecnie nieco inne oczekiwania i zapewne gdybym z Legendą Aanga zapoznał się mając 10-12 lat to byłbym zachwycony, a tak jestem 'jedynie' bardzo zadowolony. Przymierzam się teraz do odświeżenia sobie animowanych X-Men z lat '90 przed sięgnięciem po X-Men '97 i pewnie zgrzyty będą podobne. Kiedy oglądałem ten serial za dzieciaka to był jednym z moich ulubionych, ale doskonale pamiętam, że nikomu nie działa się tam fizyczna krzywda, złoczyńcy strzelali laserkami zamiast broni palnej, Wolverine swoimi szponami rozcinał co najwyżej roboty, a zamiast groźby zabicia zawsze padała groźba zniszczenia
Podsumowując, Legenda Aanga to świetny serial i mimo pewnych zgrzytów bawiłem się naprawdę dobrze. Z przyjemnością zapoznam się teraz z Legendą Korry i będę wyczekiwał zapowiedzianych jakiś czas temu filmów pełnometrażowych. Za niedługo przyjdzie też pora na ten mocno krytykowany film aktorski M. Night Shyamalana i serial Netflixa