Wyszperane w sieci

+
Ja mam zawsze poważne wątpliwości, jak dużo ludzie tracą z treści w ten sposób odsłuchiwanych książek. Raz, że tempo przekazu czytanych na głos książek jest znacznie wolniejsze niż czytanie w myślach, co już od razu powoduje nieuniknione rozproszenie uwagi, bo trzeba czekać na napływ danych, a dwa to zewnętrzne czynniki, które jeszcze bardziej dokładają swój narzut na utratę koncentracji. Nie wierzę, że ktoś na przykład prowadzący samochód, jadący rowerem albo przygotowujący sobie obiad ma na tyle podzielną uwagę, że słyszy i rozumie odczytywaną treść bez utraty znacznej jej części. Dla mnie to takie słuchanie radia brzęczącego gdzieś w tle, gdy ono z trudem walczy o te kilka chwil naszej uwagi.
 
To zupełnie inne doświadczenie i chyba w takich kategoriach należy to oceniać. Inaczej się odbiera książkę, gdy się jej słucha, a inaczej, gdy się ją czyta, więc i preferencje w tym zakresie mogą być różne. Sam nie korzystam z audiobooków zbyt często, ale słuchowiska wiedźmińskie i husyckie mi się podobały. Aktorzy fajnie dobrani, a narratorzy robią klimat. Zresztą, czytając również nie zawsze rejestruje się wszystko. Czasem czyta się jakiś fragment kilka razy, bo coś rozprasza lub specyfika stylu lub opisywanych zdarzeń do tego nakłania. Są też osoby, które posiadły umiejętność bardzo szybkiego czytania i pochłaniają wielkie połacie tekstu w niezwykle krótkim czasie, ale ile z tego zapamiętują i jakie elementy im umykają to już inny temat.

Tak czy siak, popularność audiobooków moim zdaniem wynika głównie z połączenia wygody oraz chęci wypełnienia godzin "pustych", w których pozostaje się bezczynnym lub wykonuje jakieś proste aktywności fizyczne nie wymagające intensywnego myślenia. Jeżeli ktoś, przykładowo, spędza wiele czasu w podróży pociągiem wpatrując się w krajobraz za oknem w poszukiwaniu sensu ludzkiej egzystencji, to audiobook odsłuchiwany na słuchawkach może znacznie uprzyjemnić ten czas. Podobnie gdy ktoś biega na bieżni lub zmywa naczynia. Niektórzy sobie włączą wtedy muzykę, inni jakiś podcast lub audiobooka właśnie.

Swoją drogą, spotkałem już kilka osób, które wprost wskazały, że nie bardzo znajdują czas lub ochotę na czytanie w domu, a gdyby nie audiobooki, to pewnie w ogóle nie miałyby kontaktu z książkami albo odbywałby się on w nieporównywalnie mniejszym zakresie. W takich przypadkach audiobooki pełnią funkcję popularyzatorską i w jakimś stopniu przeciwdziałają wykluczeniu kulturowemu. Warto przy tym pamiętać, że w dzisiejszych czasach książki niejako konkurują o wolny czas z serialami, filmami czy grami. To nie zawsze jest równa walka, bo np. oglądać lub grać w coś można wspólnie, a czytać to już gorzej, chyba że dzieciom...
 
Takiego iceberga znalazłem.
bandicam 2024-08-10 19-51-49-913.jpg

Kojarzę większość z tych rzeczy, poza:
"Matias Tum", "SDM", "3 sobowtórów Geralta", "najlepszy miecz w prologu", "Zoltan=Bart" i Sheala homunkulus.
A Iorveth i Daerhenna to ta wizja z klejnotami harpii, jak Iorvrth gada coś po elficku?
 
Kojarzę większość z tych rzeczy, poza:
"Matias Tum", "SDM", "3 sobowtórów Geralta", "najlepszy miecz w prologu", "Zoltan=Bart" i Sheala homunkulus.
A Iorveth i Daerhenna to ta wizja z klejnotami harpii, jak Iorvrth gada coś po elficku?

Matias Tum to NPC, którego możesz spotkać w posiadłości Loredo po zabiciu Kejrana. Gdy wchodzisz z nim w interakcję, gratuluje Ci, że go znalazłeś, a następnie wręcza nagrodę. Podejrzewam, że jest to nawiązanie do czegoś ze strony RED-ów, może któregoś developera, który pracował nad grą.

SDM - Jednoczas to piosenka, do której nawiązuje dziecięca rymowanka, jaką można usłyszeć w świecie gry:
"Wpadł pies do kuchni, porwał mięsa ćwierć
A kucharz, co był głupi, zarąbał go na śmierć"

Trzech sobowtórów Geralta odnosi się do żartu, którym rzuca Geralt, jeżeli odmówisz pójścia za Królobójcą podczas rozmowy z Rochem, co prowadzi do dłuższej sekwencji dialogowej. Gdy Vernon wspomina, że Demawend również został zamordowany, ale Geralt nie mógł być za to odpowiedzialny, ten kpiąco odpowiada, że zabił go jeden z jego trzech sobowtórów.

Najlepszy miecz w prologu może odnosić się do miecza ukrytego za łamliwą ścianą w kanałach, który zadaje większe obrażenia niż miecze zaimportowane z jedynki.

W przypadku Iorwetha autorowi Iceberga chodziło właśnie o wizję z kryształu, ale mu się pomieszało, ponieważ w zwierciadle Daerhenny Geralt nie miał żadnej wizji związanej z naszym Elfim kompanem. Widać Geralt nie zdążył wystarczająco go polubić.

Nie wiem do czego odnoszą się Zoltan=Bart i Sheila homunkulus. Być może to jakieś bardziej obskurne żarty, które padają przy wyborze określonych opcji dialogowych.
 
Matias Tum to NPC, którego możesz spotkać w posiadłości Loredo po zabiciu Kejrana. Gdy wchodzisz z nim w interakcję, gratuluje Ci, że go znalazłeś, a następnie wręcza nagrodę. Podejrzewam, że jest to nawiązanie do czegoś ze strony RED-ów, może któregoś developera, który pracował nad grą.
No to już rozumiem czemu nigdy go nie spotkałem, ja zawsze w pierwszej kolejności szedłem spotkać się nocą z Loredo, a dopiero potem zabijałem Kejrana,
Nie wiem do czego odnoszą się Zoltan=Bart
Bart to jest zdaje się ten troll Dijkstry, ale nie wiem co Zoltan ma z nim wspólnego.
 

Co prawda ani fabularnie odkrywcze, a miejscami lekko niedopracowane, ale w związku z posuchą, jaką dzięki swojej świetności GW nam na tym polu zostawia, biorę wszystko z pocałowaniem ręki.

Ciekawe czy jego też zatrudnią i słuch po nim zaginie, jak po twórcy Astartes (chociaż cały czas latają plotki, że jednak coś dla nich dzierga).
 
Kolejny, milowy wręcz krok Starshipa. Kilkanaście minut temu rozpoczął się piąty test rakiety, którego głównym celem było złapanie powracającego boostera przez ramiona wieży. Niesamowite, ale to się udało. Ten ogromny, ciężki niczym stado słoni kawał stali z niezwykłą precyzją osiadł na wyciągniętych ramionach wieży startowej i zawisł nad ziemią. Widok był po prostu szokujący. Coś tak nieprawdopodobnie wielkiego wiszące praktycznie w miejscu i podtrzymywane kilkudziesięciometrowym płomieniem by mogło delikatnie, bez problemu, bez zachwiania, bez zniszczenia czegokolwiek, zostać bezpiecznie pochwycone.
Post automatically merged:

Górny stopień, przysmażony plazmą (choć już nie tak bardzo jak poprzednio), powtórnie wodował w oceanie, zaliczając przy tym widowiskową eksplozję silników. Ale to się wyklepie.
Wygląda na to, że start, rozłączenie i przechwycenie boostera już działa tak jak powinno. Teraz czas na udoskonalenie drugiego stopnia, bo ledwo wytrzymuje hamowanie w atmosferze.
 
Last edited:
Dawno temu oglądałem jeden z według mnie lepszych filmów "Wojna światów - następne stulecie" z 1981 roku. Lądowanie obcych pokazano (przy totalnych brakach budżetowych) po prostu puszczając od tyłu starty rakiet. Kto by pomyślał że dożyję czasów, kiedy takie lądowania przestaną być tanią fikcją.
 
Najzabawniejsze jest całkowite pominięcie etapu normalnego lądowania. Ot, dwa razy wrzucili go do wody i uznali, że jest ok, można ładować tego siedemdziesięciometrowego płonącego kolosa na wieżę startową. Przecież cóż może pójść nie tak? Zderzenie, eksplozja, zniszczenie wieży i sporej części bazy? E tam.
Niedawno widziałem filmik z lądowania setek małych dronów po jakimś pokazie. Wszystkie precyzyjnie, bez żadnych kolizji, osiadały jeden za drugim w swoich pudełkach niczym stado ptaków zajmujących swoje gniazda. Ale dron waży kilka kilogramów, a ten booster pewnie dziesiątki ton i w dodatku miał w sobie jeszcze sporo paliwa.
 
Zgodzę się z Pawłem S. że gry idą w błędną uliczkę filmowości, bezkrytycznie implementując bierność widza.

Po ograniu CP odbiłem się od Red Dead Redemption II - no podobno świetna super hiper bimber giera i pewnie tak jest, ale ja dostawałem apopleksji gdy tylko ekran mi się zwężał i wchodziły długie nudne sekwencje filmowe, a JA CHCIAŁEM GRAĆ!

Po CP gdzie cut-scenki są maskowane i nie wybijają z imersji, trzeba w nich zachować czujność to po czymś takim mam już alergię na filmowe przerywniki.

CUT-Scenkom mówimy stanowcze nie!

Filmy mogę oglądać w kinach, a w gry chcę grać!
 
Po ograniu CP odbiłem się od Red Dead Redemption II
To błąd. Strzel dwa shoty whisky, popij wodą z końskiego koryta i wracaj do gry, nawet jeśli to byłby reset od 0. Złym ruchem jest w ogóle porównywanie RDR2 z Cyberpunkiem, bo to inne bajki. Jedyne, co te tytuły łączy, to "dobra fabuła". Cała reszta jest inna. Weź to na klatę, a zobaczysz, z jakim arcydziełem gamingu masz do czynienia :cool:.

p7kbzlyqsa121.jpg
 
Last edited:
Top Bottom