Jako że do premiery zostało mniej niż pół roku, wypadałoby w końcu podjąć jakże męską decyzję związaną z jakże ważkim tematem EK, wszak EK W2 poszukuje przystojnego bruneta.
Generalnie na początku czerwca z wdziękiem, finezją i elegancją dałem ciała z kwestią zamówienia kolekcjonerki przez CDP.pl. Nie zdążyłem? Byłem odcięty od internetu? Nic podobnego! Jak się zapewne domyślacie, był to czas około-sesyjny, a jak musicie wiedzieć, używanie mózgu nie jest wówczas wskazane. Pech chciał, że konferencja i rozpoczęcie pre-orderu miały miejsce w tym newralgicznym okresie, a skoro nie używałem mózgu, w dodatku będąc zaaferowany, zdekoncentrowany, wplątany w kabały i skupiony na innych wątkach najwyższego szczebla i kwestiach najwyższej wagi, jakoś tak niezgrabnie wkręciłem sobie, że przecież za pre-ordery zawsze płaci się przy zamawieniu. Idąc tym tokiem myślenia, machnąłem dłonią, wiedząc, że nie mogę chwilowo przelać tych 350 zł, czekając na cholera wie co, po to tylko, by tuż po wyczerpaniu nakładu przyjąć na twarz światło geniuszu*.
FF-UU. Multiplied by ten.
Jestem w kropce, dumając nad trzema opcjami:
a) zamówić EK z innego źródła - przeszukałem dzisiaj sklepy w Szwecji, Hiszpanii, Holandii i UK (kraje, skąd mogę z różnorakich powodów zamówić coś bez kosztów) i w sumie widzę, że 620-690 zł to klamra cenowa dla tych rewirów, a nie pomaga fakt, że niektóre z języków są jednak zbyt odległe. Oczywiście już dawno zainteresowałem się EK z USA, jako że GameStop nadal ma wersję na PC, tyle że rosnący w siłę dolar sprawił, że cena oscyluje obecnie w okolicy 500 zł. Dodają za to parę rzeczy, których nie ma u nas - kozacki plakat i brelok do kluczy. Kosztów wysyłki nie poniosę.
b) otrzeć łzy i zamówić pudełkową edycję standardową za 130-140 zł, być może stawiając na CDP.pl i eksluzywny steelbook
c) zjeść swoje emocje razem z pudełkiem lodów i dać wyraz uzależnieniu od Steamu i tamtejszym "ficzerom", zamawiając za 2 stówki edycję cyfrową tam, doprowadzając do przyśpieszonego oddechu lokalnych kobiet i wzbudzając zazdrość. Choć chyba jednak warto byłoby w końcu zrobić sobie przerwę od tej platformy...
W tej chwili skłaniam się ku pierwszej możliwości.
*tak naprawdę krztynę ubarwiłem, chyba raczej przez skupienie na innych sprawach nie zależało mi wtedy aż tak i nie zainteresowałem się, choć mogłem. Genius.