Doszedłem do piątego Pottera i jakoś dotąd nie zabrałem się za dwa ostatnie tomy. Wcześniejsze oczywiście czytałem po parę razy i sam się dziwię, czemu nie dojechałem do końca. Co do samej serii - ewenement. Pamiętam doskonale całą potteromanię, jak mówili o niej w telewizji, pokazywali dorosłych jadących do pracy metrem zaczytanych, znaczy zahipnotyzowanych nad książkami.. U mnie w podstawówce były zapisy na trzy pierwsze tomy z dwumiesięcznym (!!!) wyprzedzeniem, a jak ogłosili konkurs w którym do wygrania była bodajże Czara Ognia, to dzieciaki poszalały. A były to też czasy świetności pokemonów, więc siła Pottera była ogromna. Ja, zamiast chodzić na biologię, matematykę, to chodziłem na zielarstwo i eliksiry, bo matmy nienawidziłem. Piękne czasy
Potem już był hejt na Harrego i obciach, ale to normalna rzecz przy zjawiskach takiej rangi. Książki były napisane w genialnym, samoczytającym się stylu, pełne totalnie świetnych pomysłów, postaci, stworzeń. To też zasługa polskiego przekładu jak mniemam. Okładki i rysunki w środku to kolejna magia. Patent "rosnę razem z Harrym i ekipą" dodawał tylko smaku. Cóż więcej powiedzieć. Chyba za bardzo zmugoliłem się, więc trzeba będzie nadrobić zaległości
Ciri niech się kiedyś pomyli i otworzy furtkę w Hogwarcie