Merrill jest dobrą postacią, ale na pewno nie najlepszą Bioware (nawet, jeśli się ograniczymy do serii DA). Po prostu wypada lepiej, bo pozostałe postaci w DA2 (z chlubnym wyjątkiem Varrika) to tragedia. Na dodatek ja mam z nią pewien problem wizualny - wygląda zbyt "mangowato".
Mangowato wyglądają wszystkie elfy, bo taki redesign zafundowali im Kanadyjczycy w dwójce. Dla mnie Merrill tak (pozytywnie) się wyróżnia na tle innych, bo w jej historii nie ma happy endu, możemy co najwyżej minimalizować straty. Do tego podoba mi się kontrast jej fajtułapowatości i niezręczności w stosunkach z innymi postaciami, na tle jej fanatyzmu związanego z Eluvian i losem elfów, oraz faktem pałania się magią krwi.
Stokrotka jest ewenementem na tle całego panteonu postaci wykreowanych przez BioWare. Praktycznie cała reszta kompanów wraz z postępem fabuły staje się potężniejsza, zyskuje awanse i coraz większą renomę. Merrill natomiast staje się wyrzutkiem, a wszystko co poświęciła, by odbudować lustro i wzmocnić swoją rasę okazało się daremne w obliczu ostatecznej porażki. I to w najlepszym przypadku.
tyle że quariance do kolan nawet nie sięga.
Uważam, że jest dokładnie odwrotnie.
Się chyba wzajemnie nie przekonamy.
Inna sprawa: moim zdaniem wadą DA jest "przeromansowanie/przeseksualizowanie" - właściwie chyba z każdą postacią można nawiązać romans, z niektórymi nawet niezależnie od płci postaci gracza - i to stosunkowo łatwo. W Mass Effectach z jednej strony o romans było trudniej (no i jakoś dojrzalej go ukazano, oczywiście jak na grę tego gatunku), z drugiej - było więcej postaci wolnych od tego elementu. Zastanawiam się, czy m.in. również właśnie dlatego Varric tak dobrze wypada na tle pozostałych...
Pełna zgoda. Fakt, że przypadkowo okazuje się, że wszyscy nasi "romansowalni" towarzysze są biseksualni, to kolejna z serii chybionych decyzji, która odziera świat z wiarygodności i infantylizuje postacie. Pułapka power fantasy.