Sens życia, filozofia, polityka, gospodarka

+
Status
Not open for further replies.
@socchi
wrzucam tylko okazjonalnie co mi w oko wpadnie, nigdzie nie napisalem, ze to swieta prawda a juz na pewno nie naklanialem do dyskusji na podstawie tego wpisu.
ot ciekawostka do przeczytania, nic wiecej

szanuj urban klawiature.

---------- Zaktualizowano 20:33 ----------

Burka nad i
 
Ok, nie mam czasu cytować kolegi Firna w szczegółach, to tak tylko zbiorczo:

- na Warmii i Mazurach bezrobocie sięga 30%. Bo nie ma pracy? Nie, praca jest. Bo nie ma wyboru? Nie, wybór jest. Ale w Anglii płacą lepiej (szkoda, że wcale nie*), poza tym najlepiej byłoby dostać bez żadnych kwalifikacji tak ze 2,5k na rękę (o dziwo, u mnie można, ale też jest to be) - i kwestia koronna: nie narobić się. I tu klops, bo praca w produkcji jest zaiste ciężka. Ale jest ta praca i jest wynagrodzenie. Niestety, nie podoba się. Wystarczy spojrzeć na tablicę ogłoszeń w pośredniaku obwieszoną ofertami firm z regionu. Oczywiście nie wykluczam, że w rozumieniu przeciętnego pracownika są to oferty od pracodawców, którzy chcą pracownika wyssać i wykorzystać (kolejność dowolna), ale przychodzi mi jednak na myśl takie powiedzenie o baletnicy i rąbku spódnicy.

- od razu zastrzegę, że ja ten rynek pracy znam, znam tutejsze realia i znam ludzi. Pracodawców też znam. I w momencie, kiedy 22 grudnia przychodzi pracownik do działu kadr i pyta (!) mnie, czy faktycznie wyjdzie mu korzystniej wypłata za grudzień, kiedy sobie od jutra pójdzie na zwolnienie, to mam ochotę wstać i mu wpieprzyć. Temu pracownikowi, nie grudniowi. Bo nasz zakład ma wolne od 23 do 7 stycznia, człowiek nie będzie pracował i otrzyma wynagrodzenie za nominał (jedyne 152 godziny+nadgodziny+premia+premia świąteczna, a zwykle to jest 168, więc faktycznie mniej), ano, ale ma WOLNE; ale dowiedział się, że na zwolnieniu lekarskim zyska ok. 1000 zeta NA RĘKĘ, bo inaczej się wtedy liczy wynagrodzenie. Czy ja muszę komentować, jak to wygląda w ogóle? Co ten człowiek chce zrobić? I że mam takich ludzi na pęczki? Nasz zakład płaci. Płaci terminowo, za nadgodziny i pracę w soboty. Płaci dobre stawki. Ale ponieważ praca jest fizyczna i nie taka znów lekka (ale nie jest to huta ani kopalnia, taki szczegół), to pracownik uważa, że ma pełne prawo kantować pracodawcę. Ma, Firnomirze?

- i teraz dalej: załóżmy, że się z takim pracownikiem rozstaniemy, bo mamy świadków, że na prawo i lewo zachęcał do pójścia na zwolnienie (się opłaci!), w dodatku został skontrolowany na swoim zwolnieniu i nie było go w domu. 100% pewności, że nasz oszukał. To małe miasto, można tu mieć te 100%. Pracownik sobie pójdzie do sądu i z oburzeniem przedstawi zwolnienie lekarskie, przeciętną absencję chorobową w roku i brak nagan/uwag. My przedstawimy świadków, przegląd absencji grudniowych tego pracownika w okresie 4 ostatnich lat (23-31 grudnia zawsze choroba). Co zrobi sąd, Firnomirze? Sąd go przywróci do pracy. Dlaczego?

- bo widzisz, Firn, ja nie wiem, jak masz mianowicie bliżej do sądu pracy, bo i ja mam blisko - nie tylko do samej instytucji, ale i do szeregu seminariów, kursów podyplomowych w samej, panie tego, stolicy, w tym takich prowadzonych przez znakomitych specjalistów z dziedziny KP i HR (pozdrawiam pana mecenasa Wojciechowskiego z Kancelarii Prawa Pracy, wspaniały człowiek i kompetentny) - i jak mantrę powtarzają nam, HRowcom, wszyscy: pamiętajcie, że sąd pracy jest zwykle za pracownikiem (+garść anecdat z orzecznictwa takiego, że proszę siadać). Bo pracownik jest z urzędu traktowany właśnie jako ofiara pracodawcy-krwiopijcy. Bo to pracodawca musi udowodnić, że nie jest koniem, a pracownik miał prawo w zasadzie wszystko: nie rejestrować się na bramce, wychodzić w godzinach pracy, oszukiwać na zwolnieniach itp. To, oczywiście, bardzo nieładnie, powie sąd, ale nie jest to jeszcze powód, żeby pracownika zwolnić tak całkiem, czasy takie ciężkie, wow.

- co jest dla przedsiębiorcy w obecnych czasach? Ot, na przykład pomysł rządu, żeby co roku zwiększać nie tylko podstawę wymiaru składki zdrowotnej, ale i jej oprocentowanie; w końcu zus musi się utrzymać jeszcze kilka lat.

I teraz tak: ja jestem serio za pracownikiem, kiedy widzę, że coś niedobrze. Bronię przed zwolnieniami, informuję zarząd o tym pro-pracowniczym orzecznictwie, kiedy sytuacja nie jest czysta (a czysta jest wyłącznie przy dyscyplinarce - udokumentowanej - i porozumieniu stron (chyba, że pracownik po 5 latach uzna, że był niepoczytalny, podpisując i wcale nie chciał), cała reszta śliska jak lodowce Grenlandii). Ale nie wmawiaj mi, proszę, że zakłady pracy jak Polska długa i szeroka nadużywają swoich praw, bo po pierwsze - tylko czekać na kolejną falę emigrantów na Zachód i nie będzie wyjścia, zaprosimy Chińczyków, oni u nas pracować chcą i to już się dzieje, a po drugie - jest PIP, wystarczy "uprzejmie donoszę" i trzepią, ile mogą, na spółkę ze skarbówką i zu-byle-nie-płacić-sem, bo urząd, proszę ja Ciebie, musi mieć dobry wynik. A wynikiem jest znalezienie uchybień oraz mandat, to jest dobry wynik dla urzędu. A przepisy Kodeksu Pracy są napisane tak, że się ich nie da respektować w 100%. Nie da się.

Ja nie wiem, gdzie Ty pracujesz, o jakim rynku pracy mówisz (duże miasto, wieś), jakie orzecznictwo znasz. Ja wiem to, co wyżej. I znam z autopsji kolejki do mopsu, roboczo zwane "miś pan-da"; tych naprawdę potrzebujących jest może ze 30%, a resztą to ludzie, którzy tu nie chcą pracować tak samo, jak w Anglii tubylcy nie chcą za te wyszarpane z gardła szefom grosze. Polak tam za to robić się chce. Zapraszamy więc Chiny, trudno. No takie czasy, panie.

Pointa?
Nie ma pointy. Rozejrzyj się, idź do pracy, posłuchaj, popatrz z obu stron, a nie tylko z własnej. To naprawdę poszerza horyzonty, wiem po sobie.


*za to jest znakomity socjal, ale to akurat nie dla pracujących, więc nie pracują i tam.
 
Last edited:
Jeśli w czasie studiów/przed nimi nie pracowałeś, tylko brałeś pieniążki od mamusi, to mów za siebie, oksy?

plot twist: firnomir nie ma, nie miał i nie będzie nigdy miał zielonego pojęcia na temat mojego stanu zatrudnienia, a także stanu zdrowia mojej matki.

to, co widzicie między kodami cytatu to jedna z bardziej desperackich prób odszczeknięcia się od dłuższego czasu na tym forum. musiało zaboleć co napisałem.
 
Z tego co pamiętam mówiłeś, że żyjesz za stypendia.

W jaki sposób kłóci się to z pracą? Słyszałeś o czymś takim jak oszczędzanie? Nie wydaję nawet wszystkiego, co dostaję w ramach stypendiów, ale dorabiam sobie i tak, bo mam taką możliwość.

plot twist: firnomir nie ma, nie miał i nie będzie nigdy miał zielonego pojęcia na temat mojego stanu zatrudnienia, a także stanu zdrowia mojej matki.

to, co widzicie między kodami cytatu to jedna z bardziej desperackich prób odszczeknięcia się od dłuższego czasu na tym forum. musiało zaboleć co napisałem.

Plot twist: nie bardzo interesuje mnie Twój stan zatrudnienia, a użycie przeze mnie trybu warunkowego jawnie wskazuje na to, że nie mam co do niego informacji.



@undomiel9
To, co piszesz o realiach UK to bzdury. Autentyczne bzdury.
Mam tam rodzinę, co prawda z brytyjskimi paszportami, a nie emigrujące tam pokłosie kryzysu, nie mniej, kiedy tam jestem i pracuję, to z imigrantami zarobkowymi, także z warmińsko-mazurskiego, mam do czynienia, bo zwyczajnie z nimi chodzę do pracy. Nie bardzo wiem, jak sobie wyobrażasz działanie systemu osłon socjalnych w UK (bo że to nie wiedza, a wyobrażenia właśnie, jest rzeczą pewną), ale to nie wygląda tak, że sobie trzydziestolatek wyjeżdża z Zadupia Małego do Birmingham, tam zgłasza się po zasiłek i sobie żyje jak pan.
Sto procent poznanych przeze mnie pełnoletnich Polaków w UK (i znaczny odsetek tych po 16 roku życia też) pracował lub aktywnie szukał pracy, bo akurat aktualną stracił (realia są takie, że osoby nieznające języka skazane są na wieczne zatrudnienie przez agencje pracy tymczasowej). Ok, fakt, że ograniczałem kontakty do ludzi z pracy oraz znajomych rodziny nieco ten obraz zaburzał, ale taki jest też stereotyp Polaka tak - nieznającego języka robola, który stara się o jak najwięcej nadgodzin, bo więcej wtedy płacą. I znikąd się on nie wziął, bo ci ludzie serio tam ciężko pracują.
Co do zarobków - czo? Nie płacą lepiej? Hmm, minimalna to tysiąc bez mała funtów na rękę. Zakładając, że nie pracuje się ani trochę w nocy i nie ma nadgodzin - a każdy chętny, z mojego doświadczenia, ma. Mój rekord to ciut ponad 2000 funtów w ciągu miesiąca. Na rękę. W magazynie, w którym pracowałem na najbardziej podrzędnym stanowisku i przez zabierającą część pensji agencję. I uwierz mi, że bzdury w stylu "w UK zarabia się 1000 funtów miesięcznie, ale jeden funt to tyle co jedna złotówka" nijak się mają do rzeczywistości. Najem piętrowego domu w małej mieścinie to koszt rzędu 600 funtów. Dwie osoby pracujące za minimalną tamtejszą mogą spokojnie utrzymać dom, kupować sobie normalne jedzenie i inne dobra konsumpcyjne i jeszcze połowę jednej z pensji odkładać. W Polsce to niemożliwe.
Oczywiście polski pracownik wykwalifikowany ze swoją pensją ma większą siłę nabywczą niż angielski robotnik, ale to nie jest specjalnie odkrywcze stwierdzenie.

Co do sądów pracy - orzecznictwa nie znam, znam pracujących tam ludzi i ich opinię.


- od razu zastrzegę, że ja ten rynek pracy znam, znam tutejsze realia i znam ludzi. Pracodawców też znam. I w momencie, kiedy 22 grudnia przychodzi pracownik do działu kadr i pyta (!) mnie, czy faktycznie wyjdzie mu korzystniej wypłata za grudzień, kiedy sobie od jutra pójdzie na zwolnienie, to mam ochotę wstać i mu wpieprzyć. Temu pracownikowi, nie grudniowi. Bo nasz zakład ma wolne od 23 do 7 stycznia, człowiek nie będzie pracował i otrzyma wynagrodzenie za nominał (jedyne 152 godziny+nadgodziny+premia+premia świąteczna, a zwykle to jest 168, więc faktycznie mniej), ano, ale ma WOLNE; ale dowiedział się, że na zwolnieniu lekarskim zyska ok. 1000 zeta NA RĘKĘ, bo inaczej się wtedy liczy wynagrodzenie. Czy ja muszę komentować, jak to wygląda w ogóle? Co ten człowiek chce zrobić? I że mam takich ludzi na pęczki? Nasz zakład płaci. Płaci terminowo, za nadgodziny i pracę w soboty. Płaci dobre stawki. Ale ponieważ praca jest fizyczna i nie taka znów lekka (ale nie jest to huta ani kopalnia, taki szczegół), to pracownik uważa, że ma pełne prawo kantować pracodawcę. Ma, Firnomirze?

Wiele uczelni ma zwyczaj podpisywania z wykładowcami umów na 10 miesięcy, żeby w wakacje, gdy są niepotrzebni, nie musieć im płacić (znam osobiście przypadek człowieka, który po kilku latach pracy na uczelni na normalnej umowie o pracę dostał do wyboru - albo wypowiedzenie, albo rozwiazanie umowy za porozumieniem stron i podpisanie nowej, na 10 miesięcy, potem 2 miesiące bezrobocia i od nowa). Równie legalne, równie etyczne co postępowanie tego pracownika.
Pracownik nie ma prawa kantować pracodawcy i nie wiem dlaczego ubzdurałaś sobie, że twierdzę, że ma. Uważam, że z natury pracodawca jest silniejszą stroną i stąd potrzebne jest prawo pracy, które będzie pracowników chronić. Ty mi wyjeżdżasz z anecdata, że ludzie to leniwe kutwy, które najchętniej by sobie żyły i żarły za darmo i traktujesz to jak argument, że pracowników generalnie należy brać za mordę + walisz w chochoła, bo zakładasz, że ja zawsze uważam, że pracodawca jest zły, a pracownik dobry.
 
Plot twist: nie bardzo interesuje mnie Twój stan zatrudnienia, a użycie przeze mnie trybu warunkowego jawnie wskazuje na to, że nie mam co do niego informacji.

czyli nic cię to nie interesuje i nic na ten temat nie wiesz.
to po co, do jasnej dupy, w ogóle podnosisz ten temat w rozmowie? po co w ogóle kierowałeś do mnie tę uwagę? :)
 
Last edited:
W jaki sposób kłóci się to z pracą? Słyszałeś o czymś takim jak oszczędzanie? Nie wydaję nawet wszystkiego, co dostaję w ramach stypendiów, ale dorabiam sobie i tak, bo mam taką możliwość.
Wchodzimy tu na grząski grunt udowadniania sobie kto kim jest na forum internetowym, niemniej wypowiedź "[jestem studentem i] żyję ze stypendiów" wydała mi się na tyle precyzyjna, że, cóż, założyłem, iż faktycznie żyjesz ze stypendiów, a nie np. "ma ze stypendiów tyle kasy, że zostaje mi do świnki skarbonki, a ponadto sobie dorabiam".

Wnikać oczywiście nie zamierzam.
 
czyli nic cię to nie interesuje i nic na ten temat nie wiesz.
to po co, do jasnej dupy, w ogóle podnosisz ten temat w rozmowie? po co w ogóle kierowałeś do mnie tę uwagę?

ale z szacunkiem ok? Firnomir jest na trzecim roku studiów, więc na 'te tematy' (wszystkie) wiedzę ma

Ty również gówno wiesz na temat tego, czy i ile w życiu pracowałem, ale nie przeszkadzało Ci to w komentowaniu tego.

@lonerunner
Masz PW, na wypadek, gdybyś jednak chciał wnikać.
 
Kiedyś to były stypendia, kredyty studenckie... teraz to chyba tylko ministerialne pozwalają na przeżycie miesiąca, bo te uczelniane to o kant łóżka potłuc. Chyba że są jakieś bogate uczelnie w kraju.
 
I znam z autopsji kolejki do mopsu, roboczo zwane "miś pan-da"; tych naprawdę potrzebujących jest może ze 30%, a resztą to ludzie, którzy tu nie chcą pracować tak samo, jak w Anglii tubylcy nie chcą za te wyszarpane z gardła szefom grosze.
Dodajmy jeszcze liczne kategorie "niby bezrobotnych", czyli albo pracujących na czarno, albo legalnie, ale w jakiejś tam specyficznej formie prekariatu (np. umowy o dzieło), i rejestrujących się w UP wyłącznie dla ubezpieczenia zdrowotnego. Sam tak miałem przez jakiś rok (drugi przypadek), przy czym i tak pewnie wyszedłem na frajera, bo koledze w podobnej sytuacji udało się (bez przekrętu, poprzez odpowiednie rozegranie limitów zarobkowych) złapać nie tylko ubezpieczenie, ale jeszcze parę miesięcy zasiłku...

To tak na marginesie - IMHO dawno powinno się wprowadzić powszechne ubezpieczenie zdrowotne (tzn. założenie że każdy obywatel jest ubezpieczony), od razu bezrobocie rejestrowane spadłoby o kilka procent. Ewentualny wzrost wydatków łatwo byłoby zrekompensować ograniczeniem biurokracji (tzn. sprawdzania, czy Iksiński jest czy nie jest ubezpieczony), oraz być może drobnymi ryczałtowymi opłatami (coś jak w Czechach). To drugie ograniczyłoby również zjawisko tzw. "babć przychodniowych".
 
Kiedyś to były stypendia, kredyty studenckie... teraz to chyba tylko ministerialne pozwalają na przeżycie miesiąca, bo te uczelniane to o kant łóżka potłuc. Chyba że są jakieś bogate uczelnie w kraju.

No kredyt to i teraz można wziąć.
Z pojedynczego stypendium (poza ministrem ew. diamentowym grantem) trudno się utrzymać, ale system działa tak, że trudno jest się łapać tylko na jedno.
 
Nie wiem, w którym miejscu napisałam, że pracownika należy brać za mordę. Oraz poczytaj orzecznictwo, bo to jest finał sprawy, a nie to, co opowie pracownik sądu. Oraz naprawdę nie masz monopolu na wiedzę nt. życia Polaków w UK, ja też nie mam, ale widocznie znamy różne przypadki i różne aspekty typu organizowane wyjazdy do Anglii, żeby pozbyć się długów w Pl i produkowanie potomstwa, żeby dostawać od Królowej kasę za darmo. Oraz nigdzie nie napisałam, że Polacy to z urzędu leniwe kutwy, a skoro Ty nie napisałeś, że pracodawcy to z urzędu oszuści i cwaniacy, to wobec tego musiałam coś ewidentnie źle zrozumieć. No i Ty chyba faktycznie wszystko wiesz, nie wiem tylko, czy dyskutowanie tu sprawia Ci w tym układzie jakąkolwiek frajdę.
No nie lubię Twojego tonu i podejścia bardzo, plus jedynie taki, że wizja przeze mnie przedstawiona zdaje się być dzielona przez kilka innych osób, to może nie zmyśliłam sobie tak do końca.

---------- Zaktualizowano 22:56 ----------

A wzajemne swoje z soczim docinki to jest Wasza sprawa i przestań w to brnąć, dobrze radzę, wystarczy już tego.
 
Ty również gówno wiesz na temat tego, czy i ile w życiu pracowałem, ale nie przeszkadzało Ci to w komentowaniu tego.

ależ ja ani słowem nie zająknąłem się o twoim doświadczeniu zawodowym. zakpiłem jedynie z tego że po raz kolejny kreujesz się na eksperta, w kolejnej dziedzinie życia. komfort mojej sytuacji polegał na tym, że specjalistą w tej dziedzinie zwyczajnie nie jesteś :)

z mojej strony eot, serdecznie rpzepraszam panią moderator!!!!!
 
@undomiel
Heh, anecdata za anecdatę :p Większość ludzi w firmie zatrudniona na najniższej krajowej, plus reszta kasy w zleceniach. Jak tylko rośnie minimalna krajowa, prezes natychmiast rżnie zlecenia, żeby czasem ludzie nie mieli podwyżki, haha. W firmie oszczędza się na wszystkim, np. na ogrzewaniu (bywa 13 stopni), sprzątaczki pracują na czarno, a prezes oczekuje od kadrowej, że znajdzie mu szkolenie, na którym sie dowie, jak może zwolnić kobietę w ciąży (autentyk). Oraz notorycznie rozbija samochody (obecnie trzeci) i od razu kupuje nowy. Co, przy poziomie zarobków, sposobie traktowania ludzi przez rzeczonego szefa i ogólnym syfie powoduje gigantyczną frustrację i złość. Przy tej liczbie pracowników powinien być ustanowiony fundusz socjalny, ale kto by się tym przejmował (na pewno nie PIP, która po kontroli machnęła jakiś 1000 mandatu i se poszła), nikt nie widział tu premii, never, za to były obniżki, bo Proszę Państwa kryzys. Konserwatorzy robią remont w domu u szefa, a w firmie zapowietrzone kaloryfery, popsute krany i wywalane co jakiś czas korki, bo wszyscy się dogrzewają (no bo zimno). Kasa na czas tylko dla personelu administracyjnego (no, chyba, że wakacje, wtedy wszyscy się zastanawiają, czy będzie). A rynek pracy taki se, więc ludzie klną, szukają czegoś innego i jakoś ciągną.

---------- Zaktualizowano 08:53 ----------

Mój punkt jest taki, że dużo zależy od indywidualnych doświadczeń, plus akurat zgadzam się z Firem, że w układzie pracodawca-pracownik jest zazwyczaj asymetria na "korzyść" pracodawcy.
 
Za fb: "Zagłosuję przeciw zmarnowaniu kolejnych kilku miliardów z Waszych kieszeni na działania, które nie naprawią naprawdę nic w polskim górnictwie. W sejmie mówiłem dlaczego, posłuchajcie." - Przemysław Wipler
 
Ok, @zi3lona, a co z kwitami w kwestii orzecznictwa? Bo to akurat dość łatwo znaleźć chyba? Od razu mówię, że nie szukałam wszystkich, opieram się na tych znalezionych w kontekście moich spraw + info od, myślę, osób mocno w temacie, tj. kancelarii prawa pracy.
I generalnie to nie mam problemu, żeby się akurat z Tobą ładnie nie zgadzać, wiesz ;)
 
A nie, nie ma parcia na udowadnianie i grzebanie w orzecznictwie, bo bez jakiejś porządnej prawniczej bazy, to syzyfowa robota. Tak mi się ulało :D
 
Za fb: "Zagłosuję przeciw zmarnowaniu kolejnych kilku miliardów z Waszych kieszeni na działania, które nie naprawią naprawdę nic w polskim górnictwie. W sejmie mówiłem dlaczego, posłuchajcie." - Przemysław Wipler

6 minut czasu na mównicy sejmowej pana posła ochleja/orzygusa. 6 minut populistycznego pieprzenia o tym, że tusk, że 7 lat, że wszystko źle, że wszyscy kradno, że bioro i oszukujo. 6 minut, jak katarynka, w tym, oczywiście, Unia Europejska - najgorzej.

pomysł główny: wyrzucić Ich, wybrać Nas.
pomysłów konstruktywnych: 0 (słownie: zero)

przemysław wipler, jkm i cała rzecz polskich kucy w całej krasie. naprawdę nie wiem jak ktokolwiek może tego słuchać i mówić 'no! dobrze gada!!'. na całe szczęście to już ostatnie miesiace tego pana w sejmie, chyba że znowu doklei się do kogoś, kto będzie miał szansę dostać się do koryta.
 
@socchi W poście świadomie zawarłeś elementy autoironii?

A Wipler jest w tej chwili jedynym parlamentarzystą, który może z jako taką wiarygodnością proponować konkretne rozwiązanie w postaci zmiany struktury własności całej branży więc mam nadzieje, że kolejne wybory mocno cię rozczarują.
 
Status
Not open for further replies.
Top Bottom