Mi generalnie trudu nie sprawił nikt konkretny, a bardziej konkretna talia. Talia potworów.
Pierwszą, kto u mnie nią zagrał, była ta Pani kowal, która jest w jednym miejscu razem z krasnoludem kowalem, w zagrodzie Krwawego Barona. Byłem tam stosunkowo szybko i większość graczy rozwalałem bez problemu, w mniej więcej zbliżonych wynikach, a tu nagle BACH! Talia potworów poszła w ruch i ostatnią rundę przegrałem jakieś 30 punktów do 120. WTF?!?
Problem z talią potworów jest taki, że oni praktycznie mają same jednostki w zwarciu, które zwołują resztę jednostek w zwarciu z decka.
Przy nie za bardzo zmiennej swojej talii, musiałem opanować trik manewrowania swoim własnym deckiem i wygrałem z nią w taki sposób:
Zostawiłem w talii TYLKO dwie karty zimy, resztę pogody wywaliłem. Do tego dwóch szpiegów swoich, manekin i róg, reszta to dużo jednostek oblężniczych.
Pierwsza tura to tylko dwie/ trzy moje jednostki bliskiego starcia i robię pass.
Druga tura - jemu zostaje jeden potwór z pierwszej i zawsze on robi pass. Wtedy właśnie rzucam pierwszą zimę, rzucam szpiegów tyle ile ich mam, dostaję karty i i tak wygrywam bo on ma max 3 - 4 punkty.
A w trzeciej kładę wszystkie jednostki byle jakie, na końcu te najsilniejsze NIE BLISKIEGO STARCIA, podwajam je rogiem i na samym końcu rzucam drugą zimę. Relatywnie prosta wygrana, jak się już dojdzie co kiedy zagrać
EDIT: Off-topic:
Swoją drogą, UWIELBIAM grać w Gwinta w Wieśku. Nieważne, na jakim jestem queście fabularnym, zawsze go rzucam jak przyjdzie jakiś koleś i chce grać, albo mam nowego barmana, którego jeszcze nie ograłem. Mega dodatek do i tak świetnego erpega. Kościany poker był dobry, ale Gwint... przebija każdą jedną mini grę, kiedykolwiek. Jeszcze sam fakt, że te karty zbiera się fabularnie, to jest fantazja. W takim GTA chodzisz i zbierasz części statku kosmicznego, czy jakieś tam mozaiki. A tu element "do zebrania" służy jeszcze do bardzo wciągającej i dającej wiele godzin zabawy minigry.