Tak sobie myślę, czemu trzeci odcinek mi nie gra, skoro to jeden z wyżej ocenianych przez widzów. Nie przeszkadza mi początek, zupełnie inne zawiązanie akcji niż w książce, a rozmowa z Foltestem na moście nawet mi się bardzo podoba (jeden z lepszych momentów serialu jak dla mnie, zaadaptowana z głową rozmowa z książki, a nie powycinane cytaty). Na plus oczywiście są, po odcinku drugim, tylko dwie linie czasowe w odcinku o ponadprzeciętnej długości, więc jest czas i na Geralta, i na Yen.
Mam dwa zasadnicze zarzuty, walka ze strzygą oraz bal w Aretuzie.
W walce ze strzygą w książce Geralt praktycznie nie dał się trafić. Jego wizerunek profesjonalisty był budowany od początku opowiadania, w sposobie w jaki się wysławia, w radach jakie daje w wypadku swojej śmierci. W samej też walce wiedźmin bada strzygę, najpierw ćwiekami, potem łańcuchem, Znakiem. Mamy obraz kogoś przygotowanego na każdą ewentualność. A co mamy w serialu. Pierwsze sceny do wiedźmin (ze zwykłymi oczami, heh, nie miałbym nic przeciwko, gdyby Henry nie dostał żółtych soczewek i mówił w 8. odcinku o oczach wszystkich wiedźminów), który zostaje rozpruty jednym celnym ciosem. Z Ostritem strzyga też się nie cacka. A Geralt... Geralt idzie do dworzyszcza nie wiedząc, jak w ogóle się za robotę zabrać. O tym jak zdjąć klątwę dowiaduje się chwilę przed walką. Rozumiem, że Geralt wiedział iż Ostrit maczał w tym palce, ale co gdyby zapłacił tej renegatce za klątwę i nie wiedział jak ją zdjąć? W opowiadaniu Geralt dysponuje wiedzą o tym, że klątwę faktycznie może zdjąć trzeci kur, który zastanie strzygę poza sarkofagiem, a teoria garbatego eremity tylko utwierdza go w tym, że to możliwe. W serialu nic nie wie. Gdyby nie to, że strzyga nagle zmieniła swoje upodobania i zamiast wbić pazury w brzuch, kiedy Geralt jest oszołomiony, że zachciało jej się Geralta wielokrotnie złapać i rzucić jak piłeczką o ścianę, to białowłosy by tej walki nie przeżył. Intro do W1 fantastycznie pokazało walkę, niczym w ringu, wymianę ciosów, fantastyczne umiejętności Geralta w walce z potworem bez użycia miecza. Miecza, który mógł mu uratować w ostateczności życie. W serialu Geralt gubi miecz. Dwa razy w ciągu trzech odcinków potwór wytrąca mu miecz, w pierwszym z ręki, w trzecim z pleców. A w drugim przechytrza go diaboł. W opowiadaniach na wejściu mamy wiedźmina, który mieczem rozprawia się z kilkoma nieprzyjemnymi osobnikami w sekundę, a z potworem walczy jak równy z równym bez broni. A tutaj... nie dziwię się, że ktoś nie do końca może wyłapać kim jest wiedźmin, bo o tym tylko się mówi. Geralt trafia strzygę dwa razy kandelabrem i raz srebrnym kastetem (założonym na koniec, brawo). W chwili zagrożenia życia (jednej z, bo było ich mnóstwo), wali Aardem w podłogę, czym rozbija sobie buteleczkę z eliksirem.
Wizualnie ta walka jest spoko, ale bardzo mi zgrzyta to, że strzyga obija Geralta jak chce, mogąc go zabić w każdej chwili, a Geralt robi mało co, by się przed tym chociaż obronić. Uników, piruetów, bloków ze świecą szukać. Walka w zwarciu polega na tym, że strzyga leży na Geralcie, albo strzyga trzyma Geralta przy ścianie, a jak jej się znudzi, to nim rzuca.
Do balu mam następujące zastrzeżenie: gdzie jest Fergus var Emreis? Sam wybrał, w jakiej sukni "jego czarodziejka" ma wystąpić na balu. Nie wierzę też, że nie wiedział jak urzędy nadwornych czarodziejek są przydzielane. Mógł nie wiedzieć, że będzie to Yennefer, nie wiedział, jak wygląda Yennefer, ale w takim razie która czarodziejka dotrzymywała mu towarzystwa na balu, no bo nie wierzę, że Kapituła pozwoliłaby, by siedział w kącie sam. A jeśli nie siedział sam, to dlaczego potem do Nilfgaardu pojechała Fringilla? Fergusa zabawiała Tissaia? No nie, krąży ona od władcy do władcy. Inna czarodziejka w czerwonej sukni (na balu oprócz Tissai jeszcze dwie maja czerwone suknie)? Wtedy wraca pytanie, dlaczego koniec końców to Fringilla pojechała do Nilfgaardu, jeśli Fergus na czas balu otrzymał inną towarzyszkę (nie wierzę, że wybiera suknię starszej, renomowanej czarodziejce)? Najbardziej logicznym wnioskiem jest to, że Fergusa na balu nie było, bo wątpię, by przyjął na dwór kogoś, kogo widział tańczącego z Virfurilem (aczkolwiek biorąc pod uwagę jego podkreśloną przez Stregobora chutliwość, może i byłoby to możliwe). Ale po co wtedy wybierałby dla kogoś suknię? Każde wyjaśnienie czyni jak dla mnie jakąś dziurę.