Stary pręgowany kocur, z racji umaszczenia zwany przez ludzi Rudzielcem, umierał. Umierał paskudnie. Tarzał się, prężył, drapał ziemię, wymiotował krwią i śluzem, wstrząsany konwulsjami. Miał do tego krwawą biegunkę. Miauczał, choć było to poniżej jego godności. Miauczał żałośnie, cicho. Szybko opadał z sił.
Rudzielec wiedział, dlaczego umiera. A przynajmniej domyślał się, co go zabiło.
Kilka dni temu do cintryjskiego portu zawinął dziwny frachtowiec, stary i bardzo brudny holk, zaniedbana krypa, wrak niemal. "Catriona", głosiły ledwie widoczne litery na dziobie holku. Liter tych Rudzielec - rzecz jasna - przeczytać nie umiał. Z dziwnej krypy, wykorzystując cumę, zlazł na keję szczur. Tylko jeden. Szczur był wyliniały, oparszywiały, nieruchawy. I nie miał jednego ucha.
Pani Jeziora X