Fantastyka w stanie czystym
Nie do wiary, nie było dotąd tematu poświęconego samej literaturze fantasty bez żadnych domieszek?
Naprawiam ten błąd!
A naprawiam dlatego, że się męczę właśnie z jedną klasyką i ni cholerki nie idzie mi. I chciałam spytać, czy tylko mi?
Bo, wiecie, klasyka to klasyka, szapoba i w ogóle. I zwykle powielam ten schemat bez trudu, samo się to dzieje niejako naturalnie - acz nie zawsze i to jest właśnie ten przypadek.
Onegdaj w jednym sklepie skusiłam się na pozycję książkową, która mi paskudnie nie szła w czasach LO; ale widząc ją w serii "Uczta wyobraźni" opisaną w samych superlatywach, jakież to też mega classic i w ogóle kremdelakrem, poczułam się zbesztana, że jak to, mi nie szła fantastyka? Ale że mi?
Dawać tu go.
"Jonathan Strange i pan Norrell", tym razem podołam, widocznie w czasach młodzieńczych byłam za głupia, ale teraz mi podejdzie. Jak wątróbka i buraczki, ma się to wyrobione podniebienie.
I otóż nie. Ja nie wiem, dlaczego. Leży to tomisko nadczytane w 1/3, leży i się patrzy brzydko (a ja pochłaniam "Zakon Feniksa" kolejny raz i udaję, że nie widzę).
Jakieś to jest takie, nie wiem, sztywne. Angielskie do wypęku. Niby jest humor brytyjski skądinąd słynny, to dystansowanie się do bohaterów, to podkładanie im nóg, to sprowadzanie do parteru. A ja pożądam herosów! A nie, że sama autorka ich wykpiwa i w ogóle wszystko, a w dodatku w dość nadęty i mało potoczysty sposób.
Dlaczego mi się ta książka nie podoba?!
Łkam.
I już 4 razy zdążyłam sprawdzić, że nie ma na pewno wątku o fantastyce, ale aż nie mogę uwierzyć
---------- Zaktualizowano 21:45 ----------
Oczywiście to nie jest temat tylko o Norrellu, żeby nie było. Dzielcie się i emanujcie swoimi poglądami na cokolwiek z dziedziny.
...ale dlaczego mi to nie idzie?...
Nie do wiary, nie było dotąd tematu poświęconego samej literaturze fantasty bez żadnych domieszek?
Naprawiam ten błąd!
A naprawiam dlatego, że się męczę właśnie z jedną klasyką i ni cholerki nie idzie mi. I chciałam spytać, czy tylko mi?
Bo, wiecie, klasyka to klasyka, szapoba i w ogóle. I zwykle powielam ten schemat bez trudu, samo się to dzieje niejako naturalnie - acz nie zawsze i to jest właśnie ten przypadek.
Onegdaj w jednym sklepie skusiłam się na pozycję książkową, która mi paskudnie nie szła w czasach LO; ale widząc ją w serii "Uczta wyobraźni" opisaną w samych superlatywach, jakież to też mega classic i w ogóle kremdelakrem, poczułam się zbesztana, że jak to, mi nie szła fantastyka? Ale że mi?
Dawać tu go.
"Jonathan Strange i pan Norrell", tym razem podołam, widocznie w czasach młodzieńczych byłam za głupia, ale teraz mi podejdzie. Jak wątróbka i buraczki, ma się to wyrobione podniebienie.
I otóż nie. Ja nie wiem, dlaczego. Leży to tomisko nadczytane w 1/3, leży i się patrzy brzydko (a ja pochłaniam "Zakon Feniksa" kolejny raz i udaję, że nie widzę).
Jakieś to jest takie, nie wiem, sztywne. Angielskie do wypęku. Niby jest humor brytyjski skądinąd słynny, to dystansowanie się do bohaterów, to podkładanie im nóg, to sprowadzanie do parteru. A ja pożądam herosów! A nie, że sama autorka ich wykpiwa i w ogóle wszystko, a w dodatku w dość nadęty i mało potoczysty sposób.
Dlaczego mi się ta książka nie podoba?!
Łkam.
I już 4 razy zdążyłam sprawdzić, że nie ma na pewno wątku o fantastyce, ale aż nie mogę uwierzyć
---------- Zaktualizowano 21:45 ----------
Oczywiście to nie jest temat tylko o Norrellu, żeby nie było. Dzielcie się i emanujcie swoimi poglądami na cokolwiek z dziedziny.
...ale dlaczego mi to nie idzie?...