Wszystkie 4 transformery mi się podobały, choć każdy w innym stopniu.
Na pewno pod względem aktorskim nastąpił regres, ludzi to by mogło w ogóle tu nie być, w każdym razie tych "dobrych", bo nawet Wahlberg się nie popisał, a aktorka grająca "damsel in distress" bardziej pilnowała, żeby na twarzy utrzymała się kolejna świeża warstwa różowej szminki aniżeli mimika; nie broni jej to, że jest z Teksasu, no niestety. Romeo to w ogóle nie wiem, co tam robi, poza wkurzaniem taty swej wybranki. Łysy zły, Joyce bodaj, to jedyny jasny punkt obsady.
Sam Witwicky, jego rodzice no i agent grany przez Torturro to była zdecydowanie pierwsza liga w porównaniu z tą częścią..
I CO Z TEGO!!!
Moi drodzy, autoboty albo się kocha, albo nie, ja kocham.
Na widok Bumblebee chyba nawet zapiszczałam z uciechy (dobrze, że w kinie jest ciemno), Optimus i dizonaury byli prze, a nowi bohaterowie mnie urzekli, zwłaszcza Drift.
Zezłościłam się ogromnie za
, to tak się traktuje bohaterów, ludzie? Pfff.
Lockdown straszny, Galwatron (szczerze mnie bawi ta nazwa) może być - i już wiemy, co się wydarzy w kolejnej części w sumie.
Fabuła miejscami dziurawa, ale generalnie pasuje do tego uniwersum. W zasadzie można tę część nazwać ostrożnie kinem moralnego niepokoju ;P
Podsumowując: jeśli ktoś szuka niewymagającej rozrywki i wizualnie perfekcyjnych scen dynamicznych, to jest film dla niego. Roboty to specyficzni aktorzy, mnie tam nie nużą, ogląda się dla nich, a głęboką fabułę zostawia innemu rodzajowi kina.