Wiedźmin 3: postacie

+
Oczywiście mowa tu o kontynuacji wizji redów, jeśli można to nazwać w ogóle wizją. Bo według Triss proces tworzenia mutacyjnych eliksirów i samej mutacji został całkowicie zapomniany i nie istniał już nikt, kto by pamiętał receptury i całą wiedzę tego dotyczącą. Dodatkowo nawet samym twórcom zajęło to lata prób, a ich efektem końcowym i szczytowym osiągnięciem jest Geralt. Bardzo wątpliwe jest przypadkowe stworzenie wiedźmina. To nie jest ugryzienie przez napromieniowanego pająka. W jedynce Azar Javed musiał być geniuszem skoro uznał, że po kilku dniach na podstawie notatek z jednej skrzynki może się zabrać do roboty.
"To oczywiste. Chcą zmutować dzieciaka, poddać go Próbie Traw i Zmianom, ale nie wiedzą, jak to zrobić. Ze starych żyje wyłącznie Vesemir, a Vesemir był tylko nauczycielem szermierki. Ukryte w podziemiach Kaer Morhen Laboratorium, zakurzone butle legendarnych eliksirów, alembiki, piece i retorty... Żaden z nich nie wie, jak się tym posłużyć. Bo niewątpliwym faktem jest, że mutagenne eliksiry opracował w zamierzchłych czasach jakiś renegat czarodziej, a następcy czarodzieja przez lata doskonalili je, przez lata magicznie kontrolowali proces Zmian, którym poddawano dzieci. I w którymś momencie łańcuch pękł. Zabrakło magicznej wiedzy i zdolności. Wiedźmini mają zioła i Trawy, mają Laboratorium. Znają recepturę. Ale nie mają czarodzieja.
Kto wie, pomyślała, może próbowali? Podawali dzieciom dekokty sporządzone bez udziału magii?
Wzdrygnęła się na myśl o tym, co mogło się wówczas dziać z tymi dziećmi."
Krew Elfów
 
Przede wszystkim próby mutacji dorosłych mieliśmy w W1- oczywiście próby dyletanckie, bazujące na tym co udało się wynieść z Kaer Mohren. Efekty były, jakie były (kto grał, to wie, co z tego wyszło), ale cały proces był wykonalny i możliwy do ulepszenia.

Nawet jeśli byłoby to możliwe, to z punktu widzenia Wiedźminów bez sensu i jakby to nie brzmiało, nieekonomiczne. Podczas prób śmiertelność była bardzo wysoka i w zasadzie niezależna od osoby je przechodzącej, w przeciwieństwie do śmierci podczas treningu (ot, brakło umiejętności). Wyuczenie takiego wiedźmina wszystkiego i na koniec poddanie próbie która może go zabić, byłoby marnotrawstwem czasu potrzebnego na jego pełne szkolenie... brutalna prawda. Taki Azar nie dbał o śmiertelność, bo nie mutował specjalnie szkolonych wiedźminów, tylko pierwszych lepszych chłopów, czy innych żołdaków.

W jedynce Azar Javed musiał być geniuszem skoro uznał, że po kilku dniach na podstawie notatek z jednej skrzynki może się zabrać do roboty.

Według mnie te zdania są tu kluczowe.

Laboratorium, zakurzone butle legendarnych eliksirów, alembiki, piece i retorty... Żaden z nich nie wie, jak się tym posłużyć. Bo niewątpliwym faktem jest, że mutagenne eliksiry opracował w zamierzchłych czasach jakiś renegat czarodziej, a następcy czarodzieja przez lata doskonalili je, przez lata magicznie kontrolowali proces Zmian
Wiedźmini mają zioła i Trawy, mają Laboratorium. Znają recepturę. Ale nie mają czarodzieja.

Uzdolniony mag, dysponujący wiedzą i zasobami wiedźmińskimi, dałby radę kontynuować mutacje, w przeciwieństwie do samych Wiedźminów, którzy na magii znają się jedynie teoretycznie i posługują się jej najprostszą formą. Samo doskonalenie eliksirów przez kolejnych (po Alzurze?) magów nie ma tu nic do rzeczy (bo te prawdopodobnie już istnieją, ewentualnie istnieją receptury, co sugerują dalsze słowa Triss o próbach i podawaniu dekoktów), przynajmniej w konwencji pierwszego Wiedźmina, gdzie nie dbano o takie szczegóły jak zachowanie osobowości poddawanego mutacjom, czy jego wygląd zewnętrzny (wiedźmini wyglądali w gruncie rzeczy jak normalni ludzie, mutanci z W1 już nie bardzo). Ot. Mutacje nie byłyby problemem, problemem byłoby udoskonalenie ich do stopnia, w jakim były w czasach świetności szkół wiedźmińskich, co zapewne musiałoby trochę potrwać...
 
To zdanie prawdopodobnie także oznacza, że wiedźmini nie potrafili sami tworzyć eliksirów, gdyż się na tym zupełnie nie znali. Chyba że eliksir tworzy się przez zalanie pokrzywy szklanką wódki.

ed
Eliksiry raczej potrafią sami zrobić, choć raczej nie w warunkach terenowych, tylko odpowiednim laboratorium. Ale do produkcji mutagenów (potrzebnych przy Próbie Traw) już potrzeba magika
No nie wiem. W Sezonie Geralt zużywa jeden eliksir, by pomóc zranionemu człowiekowi. I przyznaje, że się boi, bo dla niego może braknąć. Więc to nie jest takie hop-siup, że skoczy do pobliskiego alchemika hobbysty i już jest. Cały zapas musi wystarczyć na długo.
 
Last edited:
To zdanie prawdopodobnie także oznacza, że wiedźmini nie potrafili sami tworzyć eliksirów, gdyż się na tym zupełnie nie znali. Chyba że eliksir tworzy się przez zalanie pokrzywy szklanką wódki.
Eliksiry raczej potrafią sami zrobić, choć raczej nie w warunkach terenowych, tylko odpowiednim laboratorium. Ale do produkcji mutagenów (potrzebnych przy Próbie Traw) już potrzeba magika.

---------- Zaktualizowano 13:58 ----------

No nie wiem. W Sezonie Geralt zużywa jeden eliksir, by pomóc zranionemu człowiekowi. I przyznaje, że się boi, bo dla niego może braknąć. Więc to nie jest takie hop-siup, że skoczy do pobliskiego alchemika hobbysty i już jest. Cały zapas musi wystarczyć na długo.
Moja hipoteza jest taka, że wiedźmini mogą tworzyć eliksiry tylko w niektórych miejscach, gdzie dostępne jest odpowiednie laboratorium oraz składniki. Czyli np. Kaer Morhen lub (dla Geralta) Ellander z bogatym tamtejszym herbarium (cyt. Nenneke: "Weź kuferek, Geralt. Uzupełniłam twoje eliksiry, masz wszystko, czego brakowało. I to lekarstwo, wiesz które.").

Poza tym na pewno eliksir był eliksirowi nierówny. Z jednej strony mamy tajemne i zapewne wymagające magicznej wiedzy przy tworzeniu wiedźmińskie mutageny, z drugiej wiedźmińskie eliksiry, niekoniecznie tajemne w składzie (tyle że po prostu działające tylko na wiedźminów), jedne prostsze, drugie mniej; no i wreszcie można domniemywać, że wiedźmini stosowali również jakieś "uniwersalne" receptury.
 
Last edited:
Nawet jeśli byłoby to możliwe, to z punktu widzenia Wiedźminów bez sensu i jakby to nie brzmiało, nieekonomiczne. Podczas prób śmiertelność była bardzo wysoka i w zasadzie niezależna od osoby je przechodzącej, w przeciwieństwie do śmierci podczas treningu (ot, brakło umiejętności). Wyuczenie takiego wiedźmina wszystkiego i na koniec poddanie próbie która może go zabić, byłoby marnotrawstwem czasu potrzebnego na jego pełne szkolenie... brutalna prawda. Taki Azar nie dbał o śmiertelność, bo nie mutował specjalnie szkolonych wiedźminów, tylko pierwszych lepszych chłopów, czy innych żołdaków.

Przede wszystkim wiedźmini nie chcieli już tworzyć nowych wiedźminów. W Sadze jest to delikatnie sugerowane, w grach powiedziane wprost.
Potrzebny jest pomysł wprowadzający sensownie w fabułę hipotetycznego W4.- tak żeby można było grać wiedźminem, a jego szkolenie od postaw nie było gwałtem na logice. Oraz, żeby wciągnąć gracza w fabułę- wywiedzenie się, kto, w jaki sposób i dlaczego tworzy nowych wiedźminów powinno graczy zainteresować.
 
Potrzebny jest pomysł wprowadzający sensownie w fabułę hipotetycznego W4.- tak żeby można było grać wiedźminem, a jego szkolenie od postaw nie było gwałtem na logice.

Ale tu w zasadzie jedno wyklucza drugie. Taki hipotetycznie nowy wiedźmin, nie będzie wiedźminem, jeśli nie wyszkolą go wiedźmini, a ci nie chcą dalej tego robić...
Jeśli nawet ktoś by się za to zabrał, to jacyś wiedźmini musieliby w tym uczestniczyć i sam bohater musiałby przejść wieloletnie szkolenie szermierki, oraz przygotować swój organizm do skrajnych sytuacji... w przeciwnym razie mielibyśmy sytuację z Dragon Age, gdzie wystarczyło się napić krwi, żeby z byle chłopka zmienić się w maszynę do zabijania, a armia takich chłopków jest niejednokrotnie skuteczniejsza od regularnego wojska.
Dużo logiczniej po prostu wykorzystać jakiegoś nieznanego wiedźmina i ewentualnie w grywalnej retrospekcji pokazać jego szkolenie.
 
Last edited:
Zamiast naciągać lore, nie lepiej po prostu osadzić kolejnej gry w czasach Alzura i Malaspiny?

Czyli, kiedy Szkoła Wilka była w pełnym rozkwicie? Można, jest tylko jeden minus właściwy wszystkim prequelom- trudno będzie zaskoczyć zakończeniem.

Ale tu w zasadzie jedno wyklucza drugie. Taki hipotetycznie nowy wiedźmin, nie będzie wiedźminem, jeśli nie wyszkolą go wiedźmini, a ci nie chcą dalej tego robić...
Jeśli nawet ktoś by się za to zabrał, to jacyś wiedźmini musieliby w tym uczestniczyć i sam bohater musiałby przejść wieloletnie szkolenie szermierki, oraz przygotować swój organizm do skrajnych sytuacji... w przeciwnym razie mielibyśmy sytuację z Dragon Age, gdzie wystarczyło się napić krwi, żeby z byle chłopka zmienić się w maszynę do zabijania, a armia takich chłopków jest niejednokrotnie skuteczniejsza od regularnego wojska.
Dużo logiczniej po prostu wykorzystać jakiegoś nieznanego wiedźmina i ewentualnie w grywalnej retrospekcji pokazać jego szkolenie.

Wiedźmini nie chcieli tworzyć nowych wiedźminów- tj. prowadzić mutacji i Próby Traw. Przed szkoleniem wiedźmińskim nie mieli oporów- patrz Ciri i Leo.
Pokazanie szkolenia w grywalnej retrospekcji może być tutorialem, a nie pomysłem na rozwój postaci.
 
Czyli, kiedy Szkoła Wilka była w pełnym rozkwicie? Można, jest tylko jeden minus właściwy wszystkim prequelom- trudno będzie zaskoczyć zakończeniem.
Wręcz przeciwnie. Nie wiemy zupełnie nic na temat przejścia Warowni pod pieczę wiedźminów, to jeden wątek. Kto ją właściwie zbudował i w jakim celu? W jej growej postaci można wykluczyć, że powstała rękami samych wiedźminów, nie ufundował też jej specjalnie dla nich żaden z kaedweńskich monarchów - jest zwyczajnie zbyt masywna, zbyt obronna jak na ich potrzeby. Artbook jedynki bodajże sugerował, iż po poprzednim właścicielu pozostały katapulty stojące na dziedzińcu. Co się z nim stało? Dlaczego wiedźmini przenieśli swoją siedzibę z jaskiń w dolinie do zamku? Czy okolica była wcześniej bardziej zaludniona? Czy potencjalny spór i rozłam na wilki i gryfy mógł nastąpić już wówczas? Drążyć można długo, a rezultat może zaskoczyć jak najbardziej - o tych szczegółach nie wspominały jak dotąd ani powieści, ani gry Redów, ani komiksy czy Gra Wyobraźni. Pierwsze notki o królach z Genealogii co prawda tyczą się mniej więcej już tego okresu (circa 300-200 lat temu), ale traktują jedynie o dynastiach Redanii, Temerii, Cintry i Thyssenidów, więc ich znajomość niczego nie zaspoiluje (inaczej niż w przypadku umieszczenia akcji na przykład w okresie Rebelii Falki). Znana jest co prawda śmierć Alzura, ale to równie wielki spoiler, jak Łowy na Czarownice wspomniane w Sadze.
 
Wręcz przeciwnie. Nie wiemy zupełnie nic na temat przejścia Warowni pod pieczę wiedźminów, to jeden wątek. Kto ją właściwie zbudował i w jakim celu? W jej growej postaci można wykluczyć, że powstała rękami samych wiedźminów, nie ufundował też jej specjalnie dla nich żaden z kaedweńskich monarchów - jest zwyczajnie zbyt masywna, zbyt obronna jak na ich potrzeby. Artbook jedynki bodajże sugerował, iż po poprzednim właścicielu pozostały katapulty stojące na dziedzińcu. Co się z nim stało? Dlaczego wiedźmini przenieśli swoją siedzibę z jaskiń w dolinie do zamku? Czy okolica była wcześniej bardziej zaludniona? Czy potencjalny spór i rozłam na wilki i gryfy mógł nastąpić już wówczas? Drążyć można długo, a rezultat może zaskoczyć jak najbardziej - o tych szczegółach nie wspominały jak dotąd ani powieści, ani gry Redów, ani komiksy czy Gra Wyobraźni. Pierwsze notki o królach z Genealogii co prawda tyczą się mniej więcej już tego okresu (circa 300-200 lat temu), ale traktują jedynie o dynastiach Redanii, Temerii, Cintry i Thyssenidów, więc ich znajomość niczego nie zaspoiluje (inaczej niż w przypadku umieszczenia akcji na przykład w okresie Rebelii Falki). Znana jest co prawda śmierć Alzura, ale to równie wielki spoiler, jak Łowy na Czarownice wspomniane w Sadze.

Można oczywiście oprzeć grę o te wątki, ale efekt będzie trochę taki, jakby stworzyć kryminał zaczynający się sceną jak przyjaciela właścicielki domu zabija jej kamerdyner. Oczywiście- prowadzenie śledztwa przed detektywa będzie ciekawe, podobnie jak odkrywanie motywów zbrodni i panorama społeczna domu, jego przyjaciół i otoczenia, ale jednak czegoś braknie.
Popatrz na W3, który po prostu musiał się skończyć zwycięską walką z Królem Gonu i na W1, gdzie głównego antagonistę i jego motywy poznajemy pod koniec V aktu. Gdzie fabuła była ciekawsza?

W4 poprowadzony wg Twojego pomysłu po prostu musi skończyć się powstaniem Szkoły Wilka w Kaer Mohren. Zaskoczenie gracza wykluczone.
 
No to. Albo pojawiło się poróżnienie między samymi wiedźminami, albo któryś ze znających się na mutacjach czarodziejów zwinął manatki i pojechał przeprowadzać mutacje w inne Bieszczady. Możliwe też, że konflikt nie nastąpił, tylko w Kaer Morhen zaczęło brakować miejsca i część wiedźminów przeniosła się w inną lokację. Nie twierdzę, że to się na pewno zdarzyło, napisałem, że spór jest potencjalny.

E: chyba, iż przyjąć propozycję Torpa, że wszystkie szkoły mieściły się cały czas w Kaer Morhen. Tylko to już z trójką nie współgra.

W4 poprowadzony wg Twojego pomysłu po prostu musi skończyć się powstaniem Szkoły Wilka w Kaer Mohren. Zaskoczenie gracza wykluczone.
Idąc tym tokiem myślenia żaden prequel książki, filmu czy gry nie powinien nigdy powstać, zaskoczenie odbiorcy wykluczone :p
 
Last edited:
Taka tam głupia hipoteza z Reddita, o pewnej czarodziejce i pewnym wiedźminie.

Trzy fakty:

1. Podczas popijawy Lambert wspomina, że kiedyś uciekał od kochanki przez okno, aby nie zostać przyłapanym i sprawić przykrości przyjacielowi.

2. W domu Triss w Wyzimie widać ślady bosych stóp w kierunku okna.

3. Grając z Lambertem w Gwinta, wygrywamy od niego kartę Triss.
 
Taka tam głupia hipoteza z Reddita, o pewnej czarodziejce i pewnym wiedźminie.

Trzy fakty:

1. Podczas popijawy Lambert wspomina, że kiedyś uciekał od kochanki przez okno, aby nie zostać przyłapanym i sprawić przykrości przyjacielowi.

2. W domu Triss w Wyzimie widać ślady bosych stóp w kierunku okna.

3. Grając z Lambertem w Gwinta, wygrywamy od niego kartę Triss.
Podoba mi się xD
 
Jeśli to faktycznie zaplanowany smaczek od REDanii, to jest to mistrzostwo. :)
A jesli nawet nie, to i tak zabawna hipoteza.
 
Taka tam głupia hipoteza z Reddita, o pewnej czarodziejce i pewnym wiedźminie.

Trzy fakty:

1. Podczas popijawy Lambert wspomina, że kiedyś uciekał od kochanki przez okno, aby nie zostać przyłapanym i sprawić przykrości przyjacielowi.

2. W domu Triss w Wyzimie widać ślady bosych stóp w kierunku okna.

3. Grając z Lambertem w Gwinta, wygrywamy od niego kartę Triss.

Znaczy w domu, z którego Triss się wyprowadziła (lub ją wygonili) widać ślady sprzed co najmniej pół roku - jak by wynikało z dialogów z NPC-ami później. bo jeżeli przespała się z Lambercikiem Małym później to już byłoby po rozstaniu z naszym WWMM Geralto. Niby dlaczego Lambercik Nasz Niewielki miałby wtedy zwiewać?
Jestem w stanie się z tą koncepcją zgodzić. Jednak słabo mnie to bierze - głównie przez dziury w spoiwie akcji.
Bardziej mnie kręci, że to Yen uwiodła Lambercika Małego :) Bo niby czemu nie? W końcu w W2 jest wprost wspomniane, że usiłowała uwodzić kolegów Letho (a może i jego też ale przez delikatność nie wspomniał). Dodatkowo w całej akcji upijania się w Kaer Morhen Yen gra rolę dość dobrze pasującą emocjonalnie do tej koncepcji :)

A dodatkowo - Jaki Wiesio taka Wiesia :)
 
Last edited:
Znaczy w domu, z którego Triss się wyprowadziła (lub ją wygonili) widać ślady sprzed co najmniej pół roku - jak by wynikało z dialogów z NPC-ami później. bo jeżeli przespała się z Lambercikiem Małym później to już byłoby po rozstaniu z naszym WWMM Geralto. Niby dlaczego Lambercik Nasz Niewielki miałby wtedy zwiewać?
Jestem w stanie się z tą koncepcją zgodzić. Jednak słabo mnie to bierze - głównie przez dziury w spoiwie akcji.
Bardziej mnie kręci, że to Yen uwiodła Lambercika Małego :) Bo niby czemu nie? W końcu w W2 jest wprost wspomniane, że usiłowała uwodzić kolegów Letho (a może i jego też ale przez delikatność nie wspomniał). Dodatkowo w całej akcji upijania się w Kaer Morhen Yen gra rolę dość dobrze pasującą emocjonalnie do tej koncepcji :)

A dodatkowo - Jaki Wiesio taka Wiesia :)

Ale w Wyzimie, czyli w jedynce. :p
 
Top Bottom