Achaja Tom I - 5/10
Po wielu negatywnych opiniach na Lubimy Czytać spodziewałem się czegoś koszmarnego, ale w ogólnym rozrachunku nie było tak źle. Mamy trzy wątki i każdy z nich oferuje odmienne przeżycia. Najbardziej podobał mi się wątek Achai, ale wątki Siriusa i Zaana oraz Mereditha także były ciekawe. Jakoś wspomniany wielokrotnie w opiniach schemat „dowalić bohaterce, dać nadzieję" nie rzucił mi się w oczy. W końcu to główna bohaterka a tacy mają talent do pakowania się w kłopoty. Inaczej nie byłoby o czym czytać.
Wulgaryzmów jakoś dużo nie ma choć jak już się pojawiają to aż oczy więdną, jest kilka takich momentów. Autora chyba ponosiło gdy dawał "k**wę" i najwyraźniej nie mógł przestać. I wtedy następowała cała lawina "ch*jów" i "ku*ew", choć wulgaryzmy poza dialogami uważam za grubą przesadę. Wkurzało mnie to, że niemal wszyscy bohaterowie zwracali się do głównej bohaterki per "głupia dupo". To już naprawdę nie ma innych epitetów? To powyższe jest takie słabe i... dziecinne.
Pan Ziemiański najwyraźniej ma miłe przeżycia z wojska, bo z taką nostalgią wspomina to wojskowe życie. Kocówki, głupie rozkazy dowódców by poznęcać się nad kotami.
Obóz niewolników to dość fajny fragment, choć wkurzało mnie jak ten Krótki i Hekke mało składnie tłumaczyli bohaterce zasady rządzące światem, obozem czy zasady walki. Czułem się jak w grze komputerowej, gdzie panują określone zasady i nie może być inaczej. Ma być tak jak mówią Hekke i Krótki! Nawet jest podział wojowników na różne levele, szermierze natchnieni to ten najwyższy, prawie jak god mode. A przecież chwilę wcześniej Hekke tłumaczył, że każdą walkę można wygrać jeśli się chce. Podczas tych swoich wywodów Krótki i Hekke często zaprzeczają sami sobie, ale mniejsza o to. Ważne, że podupczyli Achaję, bo w końcu o to w tym wszystkim chodziło.
Sporo w książce opisów prezentujących okrucieństwa i brutalności. W jakimś fragmencie Ziemiański chciał chyba zdissować Sapkowskiego i taniec Geralta. "Po prostu go zabij a nie tańcz jak idiota" mówi Hekke. Przecież to takie proste! Dlaczego nikt inny na to nie wpadł. Zdziwiła mnie też taka z dupy wzmianka o tym, że obie wojny światowe wybuchły przez to, iż kobiety otrzymały prawa wyborcze. WTF?! Wcześniej nie było wojen, a potem kobiety otrzymały prawa wyborcze i były. Ten wywód doskonale opisuje Pana Ziemiańskiego, bo człowiek, który ma takie poglądy nie jest w stanie napisać dobrej książki, gdyż każdy zdrowo myślący człowiek będzie patrzył na to co czyta z politowaniem. Szkoda jeszcze, że nie napisał: "Hitler była kobietą!".
Achaja Tom II 3/10
Książka dużo mniej ciekawa, pewnie przez fakt, iż teraz prawie cała dotyczy Achai. Ponownie więc, mamy do czynienia z dialogami niezbyt wysokich lotów, gdyż tutaj zarówno chłop, jak i król mówią tak samo, to jest: mało składnie, bez polotu oraz z dużą dawką wulgaryzmów. Cóż, Ziemiański nie ma zbyt dobrego warsztatu. Momenty, opisy, kwestie, które miały brzmieć epicko i lirycznie, brzmią żałośnie, prostacko i wieśniacko. Podczas bitwy nie może zabraknąć jakiegoś zabawnego (a właściwie mającym takim być) dialogu, zresztą pełno jest tutaj takich wstawek czy ciągłego powtarzania w koło Macieju tego samego, byleby wydłużyć książkę. Oczywiście nie mogło zabraknąć inwektyw w stylu "głupia dupo", "małpo". To już naprawdę staje się nudne jak każdy do każdego się tak zwraca. No i lesbijskie podteksty także się pojawiają jak kompanki zwracają się do siebie "kotku", "siostrzyczko", "dupeczko", cóż każdy może miewać własne fantazje erotyczne, ale żeby wciskać je zaraz do książki, którą się pisze? Daleko mi do jakichś poglądów feministycznych, ale jak czytałem drugi tom "Achai" to często łapałem się za głowę. Otóż Ziemiański umyślił sobie świat, gdzie seks jest niczym, a kobieta jest tylko workiem mięsa w który ma spuścić się facet. Koleżanki namawiają Achaję by dała dupy Biafrze, a w tym lesie gość wręcz zgwałcił Arnne, bo w końcu ona chce, ale jeszcze nie wie, że chce!!
Sporo tu też różnych polityczno-gospodarczych dysput, na które można natknąć się w internecie, w stylu: "co by było gdyby". Ja wiem, że Ziemiański najwidoczniej lubi takie dysputy, kiedy to można poprzerzucać się wymyślonymi przez siebie argumentami oraz zdolnościami honorowymi i innymi bzdetami, ale za dużo tego było. Jak już wspomniałem wcześniej, sporo tu momentów kiedy postacie plotą w kółko to samo. Niczym nie różni się to od czytania takiego dialogu:
- Ależ tak!
- A właśnie, że nie!
- Tak!
- Nie!
- A dlaczego nie?
- Bo tak!
Achaja Tom III - 1/10
Spadek formy utrzymany. Jest to zdecydowanie najgorsza część, ledwo przez nią przebrnąłem. Ciągle mamy do czynienia z marnymi, żałosnymi oraz wypełnionymi wulgarnym słownictwem dialogami i nędznymi opisami. Wszystko tutaj rzyga, szcza i sra. Naturalnie w każdej kwestii nie mogło zabraknąć epitetów typu: głupia małpo, głupia cipo, laleczko, siostro, kochanie. Nie wspomnę tutaj o żenującym poczuciu humoru, którego część autor starał się przemycić za pomocą tabliczek, które wiszą dosłownie wszędzie.
Wg pana Ziemiańskiego na każdej wojnie dowódcy i żołnierze są pijani w sztok, strzelają do uciekających cywilów, no i masowo zabijają własnych żołnierzy za grabieże. Opisy bitew czy manewrów wojskowych kompletnie nie działają na wyobraźnię, zresztą tak jak reszta książki. Ot, pan Ziemiański przeczytał jakąś książkę historyczną i uznał, że też tak chce. Zapożyczył więc słownictwo i powkładał je w nudne i suche zdania. Pewnie niejeden historyk złapałby się za głowę, bo sytuacja polityczna i militarna w tym... czymś kompletnie się nie klei. Cesarstwo Luan przedstawiane jako najpotężniejszy kraj, imperium wszelakiego zła, daje się najechać i praktycznie bez żadnego oporu przedostać najeźdźcom do stolicy. A co robi bezimienny imperator? Siedzi sobie spokojnie na tronie i mianuje głównodowodzącym swoją nałożnicę. Ot tak, dla krotochwili. Naczelna nałożnica szybko bierze się do roboty i idzie z wojskiem na bitwę. A podczas walk co? Ucieka do restauracji, gdzie pije sobie wino, naturalnie nie zapominając uregulować rachunku. Cywile sobie obserwują walki i żywo komentują. Podczas kolejnych walk nałożnica cesarza idzie sobie jakby nigdy nic do księgarni i kupuje podręcznik taktyki. Wertując go wydaje rozkazy swojemu wojsku. Wtem nadjeżdża Achaja i obie zaczynają wykrzykiwać komendy w lawinowym tempie. Później obie podchodzą do siebie i pokazują sobie tyłki. WTF?! Jak te koszmarne wypociny mogły pójść w ogóle do druku?!
W ostatniej bitwie, gdy Virion wyciąga nową "zdobycz", Achaja miota się niczym bezbronne dziecko we mgle. Wystarczy jednak, że usłyszy słówko "Już" z zaświatów i... już. Natychmiast obcina głowę owej "zdobyczy". Znowu też pojawiają się dywagacje w stylu co by było gdyby. Często przepuszczałem takie długie fragmenty, bo kompletnie nie dodają nic nowego. Ziemiański chyba wyznaje zasadę, wedle której lepsze bezsensowne 100 stron, niż nic. Nie wiem w jakim celu są te wybiegi o 1000 lat. Tutaj mamy opis bitwy, a autor nagle ni stąd, ni zowąd pisze, że za tysiąc lat będzie tak i tak. Gdyby książka miała jakikolwiek klimat, to te fragmenty by go totalnie zniszczyły. Na szczęście z Achają tego problemu nie ma.
To ostatnia część i choć przez moment nie czuć doniosłości wydarzeń i tego, że wszystko zmierza do końca. Zresztą jakiejkolwiek logiki też w tych wszystkich wydarzeniach nie ma. Jeden wielki chaos. Ziemiański za wszelką cenę chce zwrócić uwagę, że w świecie Achaji coś się zmienia. Dzisiaj jest antyk a jutro nowa era. Nagle znikąd zaczynają pojawiać się "wymyślne" wynalazki. Wczoraj ich nie było a dzisiaj już są. Bo tak. Na wypadek gdyby czytelnik nie zauważył, autor powtarza to co jakiś czas.
Achaja została zepchnięta na dalszy plan. Tak samo zresztą jak Zaan, Sirius i Meredith. Każda postać jest tutaj do bólu papierowa. Achaja w tym samym rozdziale wyznaje miłość Siriusowi, Virionowi, Zaanowi (którego spotkała raz i w ogóle nie zna, ale mniejsza z tym), Biafrze oraz Shhji. Oprócz tego wspomina, że tylko Sirius był jej prawdziwym przyjacielem, później mówi, że jedynym prawdziwym przyjacielem był Hekke, a na koniec stwierdza, że jedynym przyjacielem była Shha. Strasznie niezdecydowana ta nasza Achaja. Biafra, który dotąd był zaćpany i pijany, nagle na sam koniec powraca w swojej starej formie z drugiej części.
Można powiedzieć, że nie ma tutaj głównego bohatera. Chociaż nie, jest takowy a jest nim głupota autora, która wylewa się z każdej cząstki tej przeklętej książki. Porównywanie tego gówna do Tolkiena czy Sapkowskiego to jakiś ponury żart. To chyba najgorsza książka jaką kiedykolwiek miałem nieprzyjemność czytać. Nie ruszę już niczego pod czym podpisał się Ziemiański.
APELUJĘ DO WSZYSTKICH: OMIJAJCIE TO COŚ SZEROKIM ŁUKIEM!!!