Wiedźmin i wspomnienia z nim związane - Konkurs

+
W Wiedźminie 2 bardzo zapadło mi w pamięć zdanie wypowiedziane przez Geralta podczas pierwszego starcia z Letho - "Wystarczy wiedźmin i kilka elfów, by zabić króla?!" - te słowa w połączeniu z epickim starciem znakami Aard było genialne.
 
Moja przygoda zaczeła się gdy miałem 11 lat wtedy wówczas dostałem i zacząłem grać w wiedźmina jedynkę,była to dla mnie niesamowita przygoda byłem wtedy bardzo zafascynowany grą i jako mój wzór do naśladowania był właśnie Geralt z Rivii,gdy miałem jakiś ciężki dzień w szkole i zwyczajnie bałem się to zawsze w głowie pojawiała mi się postać wiedźmina że przecież Geralt nigdy by nie stchórzył (tak wiem miałem dość śmieszne podejście do życia no ale cóż...) :D wracając do gry mi najbardziej przypadł do gustu akt drugi oraz czwarty, drugi dlatego że bardzo lubię zadania takie detektywistyczne,tropienie salamandry,przesłuchiwanie świadków ehh...cudo,czwarty był świetny jeśli chodzi o klimat od razu można wyczuć słowiańską kulture,również muzyka..nigdy nie zwracałem jakoś szczególnie uwagi na muzykę w grach ale w tej grze jest ona tak genialna że trudno nie włączyć sobie sundtracka w wolnej chwili no i oczywiście boskie dialogi Talara przy których zlałem się w gacie ze śmiechu to chyba na tyle z moich wspomnień z wiedźmina, mam nadzieję że i za kolejne 6 lat będziemy mogli mówić o wiedźminie jako wspaniałej trylogii. :)
 
Ja najfajniej wspominam chyba Panią Jeziora : ).
I przygodę z dziadkiem na bagnach. To był klimacik :D.
Ja tam chciałem pomóc staruszkowi, a on chciał mnie zjeść :(.
Jeszcze świetna historia z siostrami, które z zazdrości się pozabijały i stały się demonami, północnicą i południcą.
W sumie... Wiele przygód wspominam bardzo fajnie i były bardzo ciekawe, zaskakujące i niezwykle klimatyczne.
Z drugiej części Wiedźmina też mógłbym wymienić wiele wspomnień, ale przytoczę tylko mój ulubiony dialog:
Foltest - Różne rzeczy mogą pójść nie tak podczas szturmu, ale smok był kroplą która przegięła pałę goryczy.
Roche - Przelała.
F - Co przelała?!
R - No... Goryczy. Czarę.
 
Najbardziej zapadła mi w pamięć chwila gdy w Wiedźminie 2 na końcu gry rozmawiamy z Letho - wiedźminem którego przez całą grę próbowaliśmy dopaść (twórcy umożliwili nam kilka konkretnych celi [we własnym odczuciu] ścigania królobójcy za co należy im się wielki plus). Podczas gdy kończyłem grę po raz pierwszy byłem zdesperowany by go najzwyczajniej zabić (trochę dziwnie zrobiłem, ponieważ przygodę z Wiedźminem zacząłem od drugiej części gry, więc nie wiedziałem wtedy zbyt dużo o Yennefer, która jest główną bohaterką tej konwersacji) jednak podczas tej rozmowy mój cały pogląd na temat tej postaci odwrócił się o 180*. Całą grę spędziłem na poszukiwaniu mordercy przez którego przyczepiło się do Geralta, niczym rzep do psiego ogona, miano królobójcy. Część gry spędziłem na poszukiwaniu porywacza Triss. Jednak podczas rozmowy z nim, uznałem, że nie warto go zabijać. Bo niby czemu? Chciałem podjąć decyzję najbliższą do tej jaką podjąłby Geralt (po tej jednej części gry niewiele widziałem na temat głównego bohatera, ale właśnie na tej wiedzy się opierałem podczas wyboru) czyli: ludzie wołają na mnie odmieniec, Henselt jest kretynem, wiedźmini nie mieszają się do polityki więc co mnie obchodzą Królestwa Północy? Poza tym, nawet jeśli zabiję Letho niczego to nie zmieni. Jakby nie patrzeć to właśnie on pomógł nam dogonić Dearg Ruadhri - Dziki Gon oraz wraz z towarzyszami opiekował się Yennefer po "wymianie". W sferze osobistej powinniśmy być mu wdzięczni. Za każdym razem gdy powracam do Wiedźmina 2 z największym zaciekawieniem słucham tej rozmowy i to właśnie ten moment zapadł mi najbardziej w pamięć. Atmosfery panującej podczas tej rozmowy nie odczułem w żadnej innej grze. Widać, że obaj Wiedźmini mieli i mają na siebie jakiś wpływ i aż czuć szacunek jakim Letho darzy Geralta podczas rozmowy z nim. Opowiada mu wszystko, niczego nie zatajając.
 
O, dzisiaj się zastanawiałam, po co taka opcja istnieje (?), i czy ktoś to wykorzystuje...
REDzi chyba nie będą patrzeć na ilość plusów, także tego, nie warto się kompromitować, modzi wszystko widzą. ;p
 
Lepiej się minusować. Można wówczas wejść w rolę męczennika za słuszną sprawę, a przy okazji najczęściej ktoś się zlituje i postawi plusa dla wyrównania, a może nawet i dwa wpadną.
 
Ach ten Wiedźmin…

Tak naprawdę nie potrafię dobrze opisać mojego przywiązania do tych gier, studia CD-Projekt i całej społeczności. Tyle pięknych wspomnień, o których teraz myśląc łezka kręci się w oku. Moje zainteresowanie wiedźminem jako lekturą zaczęła się dzięki mojemu bratu. Czytał on kiedyś pewną część tej jakże fantastycznej książki, a ja próbowałem się z nim dogadać, jednak był on tak pochłonięty, że nie miało to większego sensu. Zrozumiałem wtedy, że musi to być naprawdę fascynująca książka i sam zacząłem ją z ciekawości czytać. Okazało się, że było warto.

W trakcie dowiedziałem się, że polskie studio robi właśnie Wiedźmina. Na początku byliście dla mnie nieznaną firmą i pomyślałem, że to raczej się nie uda w Polsce. Jednak później zaczęliście udostępniać wszystkie arty i screeny. Właśnie wtedy zaczęło mnie to bardzo interesować, to jak zrobicie tę grę. Po pewnym czasie, gdy już naoglądałem się wystarczająco dużo materiałów o Waszej grze, zrozumiałem, że się strasznie pomyliłem, bo widać, że macie do tego talent. Coraz bardziej zbliżała się data premiery. Im było bliżej, tym bardziej się na nią nakręcałem. Uznałem, że po prostu muszę ją mieć. Gdy już ją miałem wręcz się zakochałem. Gra idealnie oddawała klimat książki. Wszystko zostało tak przedstawione jak sobie to wyobrażałem, jakbyście wyjęli obrazy z mojej głowy. Gra pochłonęła mnie całkowicie. Dodatkowo piękna muzyka, której często słucham by odpocząć od zgiełku i porozmyślać. Szczególnie przywiązałem się do wsi i okolic z czwartego aktu. Wiele razy zatrzymywałem się, aby tak po prostu delektować się pięknymi widokami. Gdy skończyłem grę z jednej strony była satysfakcja, z drugiej żal, że to już koniec. Po pewnym czasie zacząłem grać ponownie i wciąż odczuwałem te same emocje.

Długi czas później ogłosiliście, że pracujecie nad drugą częścią Wiedźmina. Przez cały czas oczekiwań śledziłem wszystkie postępy, którymi się z nami dzieliliście. Po zamówieniu gry czekałem w napięciu i bez przerwy sprawdzałem maila czy czasami nie ma jakiejś wiadomości dotyczącej gry. Za każdym razem, gdy otwieram pudełko od kolekcjonerki, towarzyszy mi to samo uczucie: zachwyt i pożądanie. Mimo, że druga część trochę odbiegła od słowiańskiej kultury, również mnie zachwyciła swoim pięknem. W lokacjach można było poczuć jakby się tam naprawdę było. Jest to coś niesamowitego. Najbardziej co zapamiętałem z dwójki? Zabójstwo króla Foltesta. Był to dla mnie wielki cios, gdy zobaczyłem tą scenę. Było mi żal, że już go nigdy w tej grze nie będzie. Myślę, że w pewnej mierze czułem smutek taki jakbym stracił kogoś kogo znam naprawdę. Może to głupio brzmi, jednak to są moje prawdziwe odczucia.

Teraz, gdy wiem już, że będzie trzecia część cieszę się i smucę. Cieszę się, bo wiem, że będzie to cudowna gra, która znowu pochłonie mnie na długi czas, a smucę dlatego, bo to już ostatnia gra z przygodami Geralta. Co ciekawe, gdy jeszcze nie ogłosiliście tytułu Wiedźmina 3 ja przeczuwałem, że może to być związane z Dzikim Gonem. Może już jestem tak zżyty z tym uniwersum, że potrafię przewidzieć pewne aspekty? Kto wie ;). Te gry uczą nas podejmować trudnych wyborów i decyzji, i później brać na siebie za to odpowiedzialność.

Mógłbym pisać tak długo o moich odczuciach, ale żadne słowa nie mogą oddać tego tak jakbym chciał. Kończąc chciałbym z całego serca wszystkim Wam podziękować. Zrobiliście coś co bardzo mnie wciągnęło i stało się moją pasją. Chciałbym również Wam życzyć jeszcze więcej sukcesów i niełatwej drogi na szczyt. Dlaczego niełatwej? Ponieważ wtedy ludzie bardziej Was docenią i będą bardziej szanować Waszą pracę. Nawet tacy, którzy z grami nie mają nic wspólnego. Życzę Wam i sobie, żeby Wiedźmin 3 był jeszcze lepszy od poprzednich części i odniósł jeszcze większy sukces.

P.S. Przepraszam, że to takie długie, ale nie potrafiłem tego skrócić.
P.P.S. Pozdrowienia dla osoby pierwszego kontaktu w Waszym studio – Pani Agaty :)
 
W tamtych czasach gra była jedną z nielicznych, gdzie można podjąc jakiś wybór. Klimat też był niezły. Nie znam gry z takim zarąbistym klimatem, jak w wiedźminie. Na zewnątrz brudne, zabłocone, biedne miasto. Pada deszcz. To wszystko czuc. Potem wchodzi się do cieplutkiej karczmy. Muzyka gra, w jednym pokoju biją się po mordach, w drugim grają, piją itp. Można było wczuc się w to wszystko i grac godzinami. Nigdy nie zapomnę tej gry. :)
 
Moje pierwsze spotkanie z Geraltem było latem, z cztery lata temu. Dałem się, głupi ja, wyciągnąć swojej dziewczynie na zakupy do wrocławskiej Magnolii. Po jakimś czasie udało mi się zwiać. myślałem, że niepostrzeżenie ale mnie dorwała w Saturnie na dziele z grami. Po może pięciu minutach od mojego "odwortu taktycznego... W grach szukałem odskoczni od GTA ale z widoku trzeciej osoby itp. Oblukałem wtedy The Club i chyba kane&lynch, jakieś coś co wyglądało nieźle... Aż wpadł mi w ręce Wiedźmin. Tyle co zdąrzyłem okładkę przejrzeć, a już poczułem ciagnięcie za rękaw i złowrogi wzrok mojej ukochanej na karku. Ale Geralt wlazł mi do głowy i wyjść nie chciał. Chyba z tydzień szperałem i grzebałem po internecie szukając opini i coraz bardziej przekonując się do zakupu. Ale nie zdarzyłem go kupić... Okazało się, że wiedźmak tak wpadł mi w oko, że gadałem o nim na okrągło. Dowiedziałem się tego z dwa tygodnie później gdy z okazji urodzin leżała przede mną nowiutka edycja rozszerzona Wiedźmina 1. Potem, potem poszło z górki... Gra wciągnęła mnie do Wiedźminlandu na całego, do tej pory nie pobiłem rekordu z tamtego czasu, bite 16h przed kompem... Tą grą można się było delektować w nieskończoność. Po jedynce przyszedł czas na Sagę czytaną dwa razy z rzędu i wszystko co z naszym łowcą potworów się kojarzy. I tak mi zostało do dziś. Szkoda tylko, że nie wiedziałem wtedy jak dorwać się do edycji kolekcjonerskiej bo brałbym w ciemno dwójkę i szukał gdzieś jedynki... Ale cóż, pozostaje mieć nadzieje, że z okazji zwieńczenia przygód Białego Wilka będę miał pamiątkę. Klimat tej gry poprostu wciąga. W pamięć zapada szczególnie Wyzima z jedynki. Kramy, kupcy, slamsy, niesamowity Talar itp. Godzinami potrafiłem kręcić się tam w tę i z powrotem... W dwójce najbardziej z kolei Binduga i lasy wokół Flotsam, w szczególności "Różany Quest", jakoś tak mi się to kojarzy z sagą i różą w Schaerrawed:) Poza tym okolice obozu, te jary, statki w dolinie, i miejsce spalenia czarownicy (bez detali=bez spojlerów:) ) Łezka się w oku kręci, trzeba będzie odwiedzić te miejsca jeszcze raz...
A pomyśleć, że to wszystko zaczeło się od prezentu... Od mojej dziewczyny, a jest ona zdeklarowaną przeciwniczką grania, szczególnie mojego:)
Ale z nią jestem nadal, czasem tylko pomarudzi że sama sobie konkurencje znalazła:D Ogólnie już się przyzwyczaiła... A mi wiedźmina na szlaku tylko mało i mało...

Pozdro dla Redani. Kawał dobrej roboty odwaliliście. Jestem z Wami:)
 
Dostałem Edycję Rozszerzoną Wiedźmina 1 jako prezent gwiazdkowy w 2009 roku. Kilka dni później pożyczyłem PeCeta od wujka, bo mój był wtedy leciwy i nie udźwignąłby tej gry. Podekscytowany zainstalowałem i odpaliłem grę o 17.00 jednego z ostatnich dni grudnia. Kilka chwil później patrzę na zegarek i jest godzina koło 3 w nocy, czy później nawet, aż tak nie pamiętam. Przeszedłem jakąś połowę aktu i postanowiłem iść spać. Zdarzyło mi się kilka takich maratonów. Ostatni akt jak i epilog przeszedłem na początku stycznia 2010. Co z tego zapamiętałem? Kilka(naście) sytuacji:
- karta Triss w prologu i myśl „o proszę, co wydumali, ciekawe ile tego jest”.
- pierwsza walka w nocy z barghestami i to wzdrygnięcie po ich skowycie
- popijawa z Odem i o zgrozo walka „z tymi mackami, co z ziemi wystają”; pamiętam że gibałem się przed monitorem jakbym starał się ustawić Geralta do pionu :D
- sąd na Abigail i to piękne „zamknij się skurczybyku!” Oczywiście padło inaczej, ale kultura musi być, prawda?
- początek drugiego aktu i „cholera mogłem tych wieśniaków nie zabić, to bym nie siedział w pierdlu”
- śledztwo, w którym czułem się jak Sherlock Holmes, a po pomyślnej sekcji zwłok byłem dumny, że mimo wszystko twórcom nie dałem się wykiwiać ^^
- „kiedy skończą się te przeklęte bagna?!”… ale piękny gaj druidów i cycki! Znaczy się Driada.
- „teraz to ja jestem szanowany przez ten plebs” – wejście do dzielnicy handlowej w Wyzimie.
- spotkanie z Addą „ to ta, co Geralt ją odczarował w opowiadaniu!”
- „znowu bagna”…
- IV akt i „o kurczę, jak ładnie, jak swojsko, sielankowo. Prawie jak u mnie na wsi! Ale u mnie nie ma latających stworów i elfów w jaskiniach”
- Geralt chyba przeczytał „Balladynę” Słowackiego, bo coś tutaj podobna historia się odbywa, pomyślałem ;)
- „kogo wybrać?! Zakon, Wiewiórki, czy spieprzać wraz z Jaskrem?! Dobra, jestem wiedźminem, jestem neutralny!”
- „na wojnie jak na wojnie, tu pierdyknie, tam pierdyknie i znowu jest spokojnie” i „mam uczulenie na skurczybyków”. Leżałem pod biurkiem i trzymałem się za przyrodzenie, by zdążyć spokojnie do toalety, bo przy takiej gdzie nie wypada takiej rzeczy zrobić.
- Adda znowu strzygą? Co to za problem dla mnie.
- walka z Azarem. „Szkoda, że mówisz jak Bezi z Gothica, ale jak mówił Linda w „Psach” „w imię zasad….!”
- epilog i po nim myśl „dlaczego to już się kończy?!”

Tak to było u mnie z W1, dałem w spoiler bo sporo tego ;) A te słowa w cudzysłowach, to myśli takie jakie miałem w danej chwili lub podobne, ale pamiętam je, bo tę grę zapamiętam aż do końca świata i jeszcze dłużej. Ah, no i Talar. Mistrz, jego teksty czasem stosuję, głównie z „asem wywiadu”. Brak słów, by opisać pierwsze przejście Wieśka.

W2:

Zamówiłem EK pół roku przed premierą, oglądam gameplaye po raz wtóry, przychodzi kurier! Emocje sięgają zenitu, ale miałem znowu za słabego PeCeta, zmieniło się to dopiero w wakacje 2011. Pożyczyłem jednak laptopa, tym razem od cioci. O dziwo, mimo że dużo nie kosztował, gra chodziło na średnich płynnie. Importuje save i patrzę, już na początku nagie piersi. Rozkładówka była, ale mnie to lekko zaskoczyło, przecieków nie widziałem. Idziemy dalej. Widzę Rębacze, myślę „dostaną za swoje zbóje, ale przecież Geralt ma amnezję, nie pamięta tego”. Szturmuję z Foltestem zamek, podziwiam grafikę, ale kurka „jak się walczy?!” Jako tako sobie radziłem, dochodzę do końca i co? Łza w oku, lubiłem Temerczyka. I ta MUZYKA! Znowu mistrzostwo. Pierwszy akt i góra mięsa zwana Letho, którego nazwa pojawiła się przypadkowo na stronie przez nieuwagę REDańczyków. Nie miłe powitanie przez Wiewiórki i spotkanie z panem Loredo, złodziejem i złym człowiekiem zarazem! W sumie to oczywiste. Wykonuję questy, nie mam gorzałki dla trolla, ubijam kejrana, miła kąpiel z Triss i wybór nagle Vernon, czy Iorweth? Pomogłem Vernonowi, ale jednak podążyłem z Wiewiórem. Krasnoludy <3. Jakaś mgła, kieruję jakimś łysym goście, zwanym Peni, znaczy się Stennisem. Jak książę ratuję Saskię (księcia miałem gdzieś) i gadam z nimi. W całym akcie śmiechu z tekstów krasnali „co to za nazwa dla chorągwi bura? Jakby jej kurna dobrać nie mogli!”, ojciec przechodzący obok śmieje się i mówi, „to w tej Twojej grze za dwie stówy takie teksty walą? Dawaj jakieś jeszcze!” No i akt zleciał, epicką walką z Vandergriftem aka „Draugiem”. Trzeci akt skończył się tak szybko, że nawet się nie wkręciłem w Loc Muinne, ale i tak grało się świetnie.
Podsumowując tą że historię napiszę, że oba Wiedźminy dostarczyły mi masy zabawy, śmiechu, emocji i wspomnień dla mojej growej części na zawsze. Nie żałuję grosza wydanego na W2, bo W1 dostałem od domyślnych rodziców, o dziwo! Życzę Wam przy okazji REDzi, by W3 sprzedał się nie w 6, a w 24 mln kopii, bo w tym roku minie 4 lata od mojej przygody z komputerowym Geraltem. <kłania się>
 
Wiedźmin... Moja przygoda z Geraltem i spółką zaczęła się jakoś w 2007 roku w okresie świąt. Pamiętam, że mój kuzyn otrzymał jeden egzemplarz gry pod choinkę, niestety ja miałem za słaby komputer, nie mogłem nawet pomarzyć o graniu. W ogóle jakoś niezbyt interesowałem się tym uniwersum.
W końcu przyszedł czas ferii zimowych, więc pojechałem w odwiedziny do wspomnianego kuzyna. Te ferie całkowicie odmieniły mój pogląd na Wiedźmina. Zaczęło się od obejrzenia intra Bagińskiego. Po kilku godzinach szukania szczęki i odnalezieniu jej przyszedł czas na oglądanie właściwego gameplayu. Od chwili, gdy mój kuzyn kliknął przycisk „Nowa gra”, już wiedziałem, że to jest to, że odnalazłem swego Świętego Graala, że właśnie w tę grę będę grał do końca mego żywota.
Część pierwsza mnie oczarowała, siedziałem wlepiony w monitor godzinami, kilka razy kuzyn pozwolił mi nawet odebrać życie kilku zbirom z Salamandry. Ależ Geralt wywijał tym mieczem!
Kiedy kładłem się spać, moją uwagę przykuło pudełko gry, piękna głowa wilka, która budziła grozę w każdym, kto spojrzał w jego plugawe lampy. Ale zawartość pudełka zafascynowała mnie jeszcze bardziej, była to istna biblioteka, w tej chwili pomyślałem sobie „Które studio daje takie bogate wydanie gry po tak niskiej cenie?!” Wkrótce dowiedziałem się, że było to studio CD Project Red, najlepsze studio jakie kiedykolwiek powstało.
W pudełku znalazłem fragment opowiadania „Wiedźmin” Andrzeja Sapkowskiego, nie muszę wspominać, że pochłonąłem je w kilkadziesiąt minut, które minęły, jakby to były sekundy. Od tamtej chwili wiedziałem, że muszę zakupić książki.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Po powrocie do domu od razu poleciałem do księgarni i zakupiłem sagę z opowiadaniami. To był majstersztyk. Czytanie sprawiło mi wiele frajdy, a książka nauczyła mnie wiele dobrego, do dziś wracam do nich otwierając sobie w losowych miejscach, przeżywając przygody razem z bohaterami książki ponownie.
Po skończeniu czytania przyszedł czas na grę, najpierw ściągnąłem wersję demo z internetu. Niestety, był pewien problem-mój wspomniany słaby sprzęt. Nie przeszkodziło mi to, grałem w wersję demo na niesamowitych lagach, nie zwracając na nie uwagi. Po przejściu było mi mało. Byłem głodny. Głodny gry. Poszedłem do sklepu i zauważyłem go, leżał na półce i patrzył na mnie swymi wściekłymi ślepiami. Ale ja musiałem go mieć, musiałem mieć tego wilka, bez pudełka z nim nie pograłbym dalej i nie kontynuował swej przygody. A do tego nie mogło dojść. Kupiłem pudełko z medalionem wilka. Po zainstalowaniu, ponownie nie zważając na masakryczne ścięcia gry, brnąłem dalej w ten świat, zaliczając questy, zabijając potwory, podziwiając doskonałe dialogi i zdobywając karty :D
Ale mój leciwy sprzęt przerwał tę sielankę. Podczas przechodzenia z lokacji „Brzeg” na „Pola”, padła mi płyta główna i to był na razie koniec mej przygody. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po pewnym czasie zarobiłem na nowy komputer. Oczywiście pierwszą grą, którą zainstalowałem był Wiedźmin. Tym razem już na lepszym sprzęcie płynnie kontynuowałem swą przygodę, aż w końcu dotarłem do końca. Zakończenie wywołało we mnie silne emocje (Ta melodia przy napisach końcowych!).
Od tamtego czasu szukałem nowinek dotyczących części drugiej, przez co natknąłem się na forum. I od tamtego czasu stało się ono jedną z najczęściej odwiedzanych stron na moim komputerze. Z początku tylko śledziłem posty innych użytkowników, po kilku latach sam założyłem konto. I muszę powiedzieć, że jest to forum najlepsze, jakie kiedykolwiek widziałem i śledziłem. Wspaniali użytkownicy, którzy często poprawiali mi humor, doradzali w chwilach, kiedy miałem jakieś pytanie czy problem, no i moderatorzy, którzy skutecznie ogarniają ten bordel i świetnie wypełniają swoje obowiązki. Moje posty zazwyczaj nie wnoszą nic ciekawego i nowego, ale przynajmniej mogę tu dywagować na wszelakie tematy, bo zawsze znajdą się ludzie, którzy mają konkretną wiedzę w konkretnym temacie. Dzięki wam forumowicze!
Wracając do gry, czekając na nadejście części drugiej i przeżywając każdy news i nowinkę dotyczącą „Zabójców Królów”, śledząc każdy wpis, przeżywając razem z innymi targi E3 i Gamescom, w końcu do tego doszło. W sklepach pojawił się Wiedźmin 2, długo wyczekiwana przeze mnie gra. W dniu premiery od razu pobiegłem do sklepu, kupując swój egzemplarz. Druga część pochłonęła mnie podobnie jak pierwsza. Teraz nie mogę doczekać się „Dzikiego Gonu”.
Kończąc mój długi i chaotyczny wpis chciałem podziękować Redom za ukazanie mi tego pięknego uniwersum i życzyć im, aby dalej robili tak świetne gry i pozostali dalej tacy jacy są w stosunku do graczy.

Chcę, abyście wybaczyli mi w tym poście powtórzenia, błędy stylistyczne, ortograficzne itd. I to, że post jest trochę zbyt ogólnikowy i nie opisuje konkretnych sytuacji w grze, ale było ich zbyt wiele, żeby móc je wszystkie tu wymienić.

Darz Bór!
 
Pobieżnie przejrzałam ten temat na angielskim forum - tam jest dużo postów na temat konkretnych momentów w grze, nawet screeny, filmy, wypisane teksty... W sumie chyba o to właśnie REDom chodziło, ale z drugiej strony fajnie poczytać historie użytkowników, widać, jak ważny jest Wiedźmin dla polskich fanów.
 
A tam filmiki, po co to komu? :p
Mam takie pytanie, a mianowicie kiedy będziecie oceniać posty, po weekendzie? Bo na pewno jak mi się coś przypomni to jeszcze dopiszę.
 
Odnosząć się do kwestii technicznej Wiedźmin 1 i 2 są dla mnie najlepiej dopracowanymi dziełami ze swojego gatunku. Chodzi o ten średniowieczny klimat, tą biedę, bród, choroby a jednocześnie zachwycające oko majestatyczne widoki, odniesienia do kultury tamtych czasów, dołączając do tego oprawę muzyczną no i oczywiście wspaniałą fabułę otrzymujemy coś niesamowitego. Szczerze musiałbym przedstawić całą akcję obu Wiedźminów jeśli chodzi o przygody, które mnie zachwyciły i są godne zapamiętania, ale fragmentem który wpadł mi w pamięć z wiedźmina 1 najbardziej była nasiadówka u Shani. Ta ekscytująca i pełna niebezpieczeństw wyprawa na doł po ogóreczki ze smalcem oraz gdy się przyszło z Carmen a Jaskier śpiewał "Nie dziwota, że są harde, panny urodziwe..." reakja Shani była bezcenna . W Wiedźminie 2 akcja gdy Geralt i Triss poszli po różę pamięci pokonali bandytów wpadli do elfickiej łaźni wyznają sobie miłość kochają się :D a nad nimi scoia'tael wspominają historię Eldana i Cymoril :'' Legenda mówi, że w tych kamieniach zaklęto miłosne westchnienia kochanków. Słyszą je tylko zakochani'' Krasnolud oczywiście : " Gadające kamienie i śpiewające krzaki , Elfie chędożenie (ach te relacje miedzy rasowe)" i usłyszał dźwięki Triss. Jego mina i tekst "Mam przerąbane" Nigdy nie zapomnę . Dzięki wam za Wiedźmina liczę że Dziki gon także poza świetnością fabuły epickimi widokami i potyczkami zaoferuje odrobinę wiedźmińskiego homoru. Pozdrowienia
 
Moim najbardziej wyrazistym wspomnieniem związanym z grami o Geralcie jest złość i uczucie zawodu.
Po rewelacyjnej jedynce czekałem jak głupi na dwójkę. Doczekałem się w końcu, przebrnąłem przez "kolekcjonerskie" przywileje ( ;) ), zagrałem w świetną grę i...
.
.
.
I nagle koniec. Jak to? To tyle? Mało mnie szlag nie trafił. Taka gra, tak szybko skończona? Szczęście, że potem wyszła Edycja Rozszerzona. :)

Po zapowiedziach można sądzić, że trójka będzie DŁUUUUUUGA. I z taką nadzieją znowu czekam jak głupi na grę. :D
 
Opowieść najlepiej byłoby zacząć od tego jak bardzo Wiedźmin wpłynął na mnie, ale wtedy wszystko byłoby zbyt długie i pewnie nikt tego by nie przeczytał, a jeśliby przeczytał to pomyślałby że coś ze mną nie tak :> , więc się streszczę co do wstępu, a potem wybiorę choć jedną z historii…
Pierwszy zbiór opowiadań przeczytałem jak miałem 12 lat i tak mnie zafascynował że przeczytałem wszystkie opowiadania i całą sagę w ciągu roku(tak wiem, może i to dość długo, ale miałem dość daleko do normalnej księgarni, brak Internetu, a z pieniędzmi w tym wieku też raczej było kiepsko), a potem jeszcze wiele razy całość od nowa i miliardy razy ulubione momenty… i za każdym razem kiedy docierałem do końca książki myślałem sobie że przecież to nie może być koniec, że ta historia nie powinna mieć nigdy końca, nigdy. Przecież pokonanie czasu przez Ciri dało jej wieczność.
Ale jednak nic nowego na temat wiedźmina już dowiedzieć się nie mogłem, a serial puszczany w telewizji był dla mnie tragedią…
I nagle doszły mnie słuchy, że to o czym tyle razy rozmyślałem, co próbowałem nawet wplatać we własne realne życie, w końcu stało się możliwe do osiągnięcia – można stać się Wiedźminem! Bo właśnie ktoś wpadł na ten genialny pomysł, by stworzyć grę o Geralcie! Pamiętam jak wszedłem do jednego z pokojów w zamku hrabiego Hochbergów, położonego w Puszczy Noteckiej(który jest internatem Technikum Leśnego w którym się kiedyś uczyłem, a które wybrałem pewnie dlatego bo przypominało mi w pewien sposób Kaer Morhen) – zobaczyłem na ścianie nad łóżkiem kumpla wielki plakat przedstawiający portret Geralta opierającego się jedną ręką o miecz a w drugiej trzymającego zakrwawiony hak do patroszenia zwierzyny. Pomyślałem sobie wtedy „K…rwa! Przecież dokładnie tak sobie go wyobrażałem!”
Sam nie miałem dość dobrego komputera, by Wiedźmin choćby spróbował być na nim odpalony. Ale akurat złożyło się o tyle dobrze, że miałem kumpla który też był fanem prozy Sapkowskiego, a do tego kupił sobie komputer akurat na początku tego roku szkolnego. Skończyło się tak, że złożyliśmy się na grę i graliśmy razem dwie osobne rozgrywki – kiedy on grał swoją, ja patrzyłem zafascynowany aż przychodził ten moment że zapisywał stan swojej rozgrywki i wtedy ja grałem, a kumpel patrzył albo spał, bo potrafiłem siedzieć w jego pokoju całą noc i wychodzić dopiero rano kiedy uświadamiałem sobie że trzeba będzie zaraz iść na lekcje albo jechać na praktyki gdzieś w głąb puszczy - szedłem na nie półprzytomny marząc o końcu kiedy będę mógł się zdrzemnąć - a potem znowu poczuć jak to jest być Wiedźminem!
To chyba był drugi dzień grania, może trzeci, nie pamiętam, piękna klimatyczna późnojesienna noc. Na zawsze za to zapamiętam to jak wielkie wrażenie zrobił na mnie klimat nocy we wiedźminie, tego jak idealnie były dopasowane odgłosy nocnych zwierząt z sączącą się w tle muzyką.
Tej nocy osłaniałem świeżo uratowaną od wieśniaków Abigail w drodze do domu… osłaniałem ją przed tymi złymi psami, które jednak wyły prawie jak wilki, a ja pamiętam jakie dreszcze na plecach miałem kiedy sam w lesie słyszałem wycie wilków o świcie – takie same miałem często słysząc wycie tych psów, tak dobrze zrobiony był Wiedźmin! Grałem najdłużej jak mogłem, a gdy już obroniłem Abigail przed Bestią i jej psami, potem kolejny raz wieśniakami, nadszedł czas wyruszyć we własną drogę do domu.
Pamiętałem że ostatni autobus do domu mam o 23.20,a musiałem wyjść godzinę wcześniej bo nawet skrótem przez największe chaszcze do najbliższej wsi z przystankiem PKS było około 5 km lasem… kiedy tylko wyszedłem przez bramę zamku i zaciągnąłem się wieczornym powietrzem poczułem się tak jak gdyby ktoś włączył w głębi mojej głowy tę samą muzykę która towarzyszyła Geraltowi w jego nocnych wędrówkach w grze. Normalnie nie mam żadnych oporów przed lasem w nocy – przyzwyczaiłem się. Tego wieczoru, po walce z tyloma demonicznymi psami… było jakby inaczej. Niby tylko gra, ale tyle razy słyszałem przez ostatnie ponad 48 godzin to wilcze zawodzenie, że teraz ciągle odbijało się echem w uszach mojej wyobraźni. Tak czy inaczej każda droga prowadziła przez las, więc wybrałem najkrótszą – śliską, wąską i zarośniętą ścieżkę przez otaczające zamek wzgórza. Noc na szczęście była księżycowa, blisko pełni, więc nie miałem problemu z widzeniem w ciemnościach. Szedłem szybko, długim krokiem. Na przemian zbiegałem lub ześlizgiwałem się butami po rozmokłej glinie, omijając głową zarastające na ścieżkę gałęzie drzew. I nagle znów to uczucie - dreszcz przechodzący od dołu kręgosłupa aż do głowy, stawiający wszystkie włosy na baczność. Ten sam dźwięk. Przeciągły, pełen grozy. Wycie. Wycie wilka.
...To tylko ten niewyżyty husky jednego z nauczycieli – tłumaczyłem sobie. Na pewno. Na bank. Nie sraj, stary...
Szedłem dalej, co jakiś czas słysząc szeleszczące liście pod kopytami spłoszonych przeze mnie saren. Za każdym razem kiedy któraś z nich zerwała się w pobliżu zamierałem na sekundę z jedną ręką na swoim myśliwskim nożu, by w sekundę później biec dalej. W końcu minąłem starą przepompownię. Jej ciemne zabite pojedynczymi deskami okna zawsze sprawiały wrażenie jakby ktoś z nich patrzył. Ale to był dobry znak. To znaczyło że już tylko za jakiś kilometr wyjdę z ciemnego lasu na oświetlone blaskiem księżyca łąki. Szedłem dalej zostawiając przepompownię za plecami…
Wrzask. Straszny, mrożący krew w żyłach wrzask… coś jak gdyby ghul, ale jeszcze bardziej zażarte, przechodzące w jednej chwili od basowego warczenia do świdrującego kwiku. Żarty się skończyły. To już nie była gra. W momencie kiedy z jednej strony ścieżki ściana lasu się przerzedziła, księżyc oświetlił mieniące się wodnymi refleksami babrzysko, a w nim dwa wielkie odyńce, które postanowiły dać sobie pokaz sił właśnie w momencie kiedy koło niego przechodziłem. Zamarłem bez ruchu, obserwując walkę. Zakotłowało się. Zdawało mi się, że ziemia drży kiedy jeden wpadł w drugiego, przewracając go i pewnie gryząc w co popadnie. Nie wiem, nie widziałem wszystkiego. Było dużo ryku i wrzasku, a zaraz potem ten który dał się przewrócić zaczął uciekać w głąb lasu. Zwycięzca, pewnie większy, zadowolony wracał do swojego babrzyska. Wiatr musiał się zmienić, bo dopiero teraz odyniec podniósł uszy i poruszył się nerwowo, basowym skoleniem dając do zrozumienia że zorientował się że to coś stojące kilka metrów od niego to człowiek.
Żałowałem że nie mam przy sobie miecza, że nie znam wiedźmińskich znaków, że poza grą nie jestem wiedźminem. Miał pewnie ze 180 kilo i zderzenie z dwa razy lżejszym człowiekiem mogło się skończyć tylko w jeden sposób – masakrą. Nóż myśliwski był w tym momencie bezużyteczny, dawał zbyt mały zasięg, a nawet jeśli udało by się jakoś uniknąć szarży tego bydlaka, to nie było pewności czy przy pierwszej próbie uda się przebić tak grubą skórę…
W takich momentach można grać tylko w jeden sposób… pamiętam to z życia, pamiętam to z książki, pamiętam jak dobrze zostało to pokazane w Intro do gry Wiedźmin, które oglądałem setki razy. Emocje. To przez uderzenie w strzygę całym swoim gniewem i nienawiścią Geralt sprawił że poczuła się jak mała dziewczynka na którą ktoś nakrzyczał. Zwierzęta doskonale wyczuwają emocje. W swoim sercu wytworzyłem urojenie, absolutną pewność tego, że zabiję go jeśli tylko będę chciał. Patrzyłem w jego błyszczące się księżycowym blaskiem oczy powtarzając w myślach „Wyk.rwiaj! Wyk.rwiaj! Wyk.rwiaj!!!”. Postąpiłem krok do przodu.
- Wyk.rwiaj. – powiedziałem najgłębszym basem na jaki mnie stać. Dzik odwrócił się i odbiegł truchtem w tę samą stronę co poprzedni… a ja gdy tylko się oddalił puściłem się biegiem na autobus…
Który z resztą nie przyjechał bo nie doczytałem tego co było dopisane druczkiem… ale to już inna historia.

Dziękuję Wam bardzo, za to że stworzyliście jedno z moich marzeń – możliwość bycia wiedźminem, i zrobiliście to w takim stylu, że pasuje mi dosłownie wszystko co do tej gry. Tak naprawdę nie miałem przez te 6 ostatnich lat żadnej innej gry niż te dwie części Wiedźmina, bo uważam że siedzenie przed komputerem to strata czasu. Z grą Wiedźmin jest inaczej – to najprawdziwsza przygoda!

Byliśmy tak zainspirowani grą Wiedźmin, że nawet jak w ostatni dzień przed terminem oddania prac o zamku Hochbergów na Wiedzę O Kulturze sobie o tym przypomnieliśmy, to w ciągu kilku godzin zrobiliśmy filmik inspirowany Wiedźminem. Wiem że ktoś może się oburzy że ten filmik jest przekłamany i obraża wiedźmina, ale zrobiliśmy go w krótkim czasie, a chodziło nam przede wszystkim o dobry ubaw, kiedy nieświadoma nauczycielka puści go na dużym wyświetlaczu z dobrym nagłośnieniem przy całej szkole :D/>/>
A dla dociekliwych oto i filmik mający dobrze ponad 5 lat ;)/>/>

http://szamanus.wrzuta.pl/film/0dVrkmdjsYH/prezentacja2.avi
 
Pamiętam jak 2 dni przed premierą Wiedźmina 1 obejrzałem reklamę w necie. Dopiero wtedy dowiedziałem się że to pierwsza tak duża Polska gra i dotyczy ona Geralta. Wcześniej prócz serialu nie wiedziałem nic na temat sagi jaki i bohaterów itd... Miałem wtedy 15-16 lat. Mówię a co mi tam zamówię sobie. I tak się zaczęła moja przygoda z Geraltem. Po przejściu parę razy gry postanowiłem przeczytać sagę i zostać fanem Geralta. Teraz z wielkim oczekiwaniem czekam na W3 i Sezon burz. Wtedy jako nastolatek jarałem się zbieraniem kart erotycznych. Musiałem zebrać je wszystkie :D Prawie jak pokemony. Momenty, które na pewno zapadły mi w pamięć to pomoc biednym i uciśnionym ludziom. Nie kiedy dla własnej korzyści ale to ode MNIE zależy czy im pomogę czy zostawię na pastwę losu. Krasnoludzie poczucie humoru również na plus. Na koniec chciałbym przytoczyć słowa Yarpena:
http://youtu.be/MJcN5CBlhuU?t=9m20s
 
Może to zabrzmi dziwnie ale to moje miłe wspomnienie odnośnie pierwszego wiedźmina

Siedzę na fotelu w konwulsjach od ciśnienia na pęcherzu z saharą w ustach i zapadniętym żołądkiem o piątej rano i mówię do siebie w myślach: "a pyknę ze 2 godziny jeszcze i wstanę"
 
Top Bottom