Yakuza 3 Remastered
Po krótkiej przerwie, wracamy do mojego maratonu z Yakuzą. Tym razem tytuł dosyć dla mnie nostalgiczny, jako że to jego recenzja, jaką czytałem przed laty w CD-Action, wzbudziła moje zainteresowanie tą serią, a także głęboki żal, że ze względu na jego ekskluzywność, raczej nie będę miał nigdy możliwości żeby samemu w niego zagrać, no, ale co się odwlekło, to nie uciekło i teraz po ponad 10 latach wreszcie położyłem na niej swoje łapy.
Pomimo tego, że recenzja jaką czytałem była cholernie pozytywna, tak jednak trójka wśród fanów spotkała się raczej z mocno mieszanym odbiorem, spowodowane po części zmianą reżysera, do tego stopnia, że w Kiwami 2 dodano nawet retroaktywnie zadanie poboczne poświęcone kontrowersyjnemu odbiorowi tego tytułu. Wiedziony nostalgią, postanowiłem jednak podejść do niego z otwartym umysłem i samemu sprawdzić czy jest faktycznie aż takim rozczarowaniem za jakie wielu je miało, kiedy pierwotnie się ukazała.
Kazuma Kiryu, słynny Smok Dojimy i obecnie emerytowany członek Yakuzy, po wydarzeniach z poprzedniej części przeprowadza się z neonowego Tokio na słoneczną, piaszczystą Okinawę, gdzie razem ze swoją przybraną córką Haruką obejmuje pieczę nad lokalnym sierocińcem. Po kilku latach spokojnego, cywilnego życia ponownie zostaje jednak zmuszony do zrzucenia hawajskiej koszuli i nałożenia swojego wysłużonego szarego garniaka, gdy ziemia, na której znajduje się ośrodek staje się przedmiotem sporu politycznego. w który włączają się również mafijne rodziny. Aby ochronić swój nowy dom oraz swoich podopiecznych, Kiryu ładuje się w sam środek złożonej politycznej intrygi i rzuca wyzwanie potężnym ludziom.
Yakuza 3 jest opowieścią o wierze, nadziei, zaufaniu i lojalności przybierającą jednocześnie formę kina gangsterskiego, thrilleru politycznego i dramatu obyczajowego (spora część głównego wątku skupia się na osobistych problemach wychowanków Kazumy), więc potencjał fabularny był jak najbardziej spory, ale... No dobra, nie ma co owijać w bawełnę, fabularnie Yakuza 3 to kompletny bajzel. Myślę, że znaczącą winę ponosi tutaj reżyser, który niektóre emocjonalne sceny, szczególnie zakończenie gry, zwyczajnie zarżnął nieudaną reżyserią, co tym bardziej smuci, ponieważ nawet w oryginalnej Yakuzie 2 przerywniki filmowe pod tym względem stały na naprawdę wysokim poziomie. Chociaż z czysto konceptualnego punktu widzenia te sceny powinny mieć naprawdę silny emocjonalny impakt, sposób w jaki zostały one zrealizowane pozbawia je zamierzonej dramaturgii. O ile wątki obyczajowe w Okinawie i związane z nimi emocjonalne sceny są zrealizowane całkiem dobrze (w jednej scenie pociekło mi kilka łez, przyznaję), tak wątek konfliktu wewnątrz samego klanu Tojo (organizacji, do której przynależał Kiryu) wydaje się ogólnie kiepsko przemyślany i niedorobiony, a wątek polityczny zaczyna się ciekawie, ale im więcej poznajemy rewelacji z nim związanych, tym bardziej nielogiczny i naciągany się staje. Powracające z poprzednich odsłon postacie również zostały potraktowane nieco po macoszemu, często pojawiając się jedynie w jednej lub dwóch scenach (chociaż sytuację tutaj ratują zadania poboczne, w którym poświęca im się nieco więcej uwagi), a trzy z nich potraktowano w sposób wręcz obelżywy (w przypadku jednej z nich winę za to ponoszą zakulisowe problemy, ale pozostałych już nie usprawiedliwia nic, poza brakiem pomysłu na te postacie).
Czy to znaczy, że warstwa fabularna jest kiepska? Nie. Jak już wspominałem, podobały mi się wątki obyczajowe związane z prowadzeniem sierocińca przez Kiryu, chociaż dla niektórych mogą one sprawiać wrażenie zapychaczy, ale moim zdaniem byłoby to niesprawiedliwe ich potraktowanie. Sierociniec i jego rezydenci są dla Kiryu głównym powodem do walki w tej grze, więc to ma sens, że gra sporo czasu dedykuje temu, żebyśmy mieli możliwość poznania wszystkich dzieciaków, dla których Kiryu ryzykuje życiem. Co więcej, Okinawa to naprawdę fajny setting (jest głównym powodem, dla którego lubię Karate Kid 2), który nawet w grafice z ery PS3 prezentuje się bardzo urokliwie, a w trakcie zadań pobocznych mamy sporo możliwości zasmakowania jego lokalnego folkloru, dzięki czemu stanowi miłą odmianę od Kamurocho (które też oczywiście odwiedzamy). Wprowadzone w niej postacie, takie jak Nakahara, Rikiya, Mikio czy dzieci z sierocińca również są bardzo sympatyczne (jedyną słabą stroną nowej obsady są antagoniści, chyba najsłabsi w całej serii). Sekcje rozgrywające się w Okinawie fabularnie są zdecydowanie najmocniejszą stroną gry, pomimo (a może dzięki niemu) wolniejszego tempa narracji.
Trzeba przyznać też, że poszczególne zadania poboczne zostały zrealizowane naprawdę na poziomie. Niektóre są pomysłowo zrealizowane (np. w jednym odgrywamy scenę akcji w filmie samurajskim starając się trzymać jak najbliżej wytycznych ze scenariusza, a w innym prowadzimy zaskakująco rozbudowane śledztwo w sprawie morderstwa sprzed lat), inne zaś wiążą się z postaciami z głównego wątku, pogłębiając ich charakteryzację. Jest wśród nich trochę banalnie prostej drobnicy czy schematycznych "ktoś próbuje zrobić Kiryu w bambuko", których nadużywano już w Kiwami 1, ale ogólnie stoją one na całkiem dobrym poziomie.
Odnośnie rozgrywki, Yakuza 3 jest grą działającą na starszej wersji silnika, jeszcze nawet sprzed czasów Yakuzy 0 i z ery PS3, więc o opisywanych fajerwerkach związanych z fizyką czy wizualnych detalach Kiwami 2 trzeba zapomnieć, chociaż są pewne detale, które robią większe wrażenie niż w innych odsłonach (jak na przykład spore tłumy na ulicach czy o wiele bardziej brutalne i szczegółowe obrażenia na ciałach naszych przeciwników), ale oczywiście oczekiwania trzeba odpowiednio dopasować do roku, w którym ukazał się ten tytuł i do faktu, że była to dopiero trzecia gra z serii. Sam system walki nie różni się za bardzo od tego, co znamy z Yakuzy 0, ale brakuje mu precyzji i poczucia impaktu naszych uderzeń, za co winię wybrakowane udźwiękowienie, które daje o sobie znać w sekwencjach QTE oraz przy wykonywaniu Heat Actions, pomimo tego zbirów nadal tłucze się całkiem przyjemnie.
Nowością, która stała się potem standardem dla reszty serii, są tak zwane Objawienia, czyli poukrywane po mieście slapstickowe scenki, które możemy wypatrzeć w widoku z pierwszej osoby, sfotografować i wrzucić na naszego bloga, co jeżeli zrobimy jak trzeba, posłuży Kiryu jako inspiracja dla nowych Heat Actions (jednych z najbardziej szalonych w serii). Kolejną nowością jest opcja ulepszania posiadanych przez nas broni oraz pancerzy za pomocą zbieranych komponentów, chociaż osobiście ograniczyłem się tylko do modyfikowania pancerza, ponieważ z reguły broń nie jest w moim stylu (no chyba, że wyrwana z rąk nieprzytomnych przeciwników). Kolejnym dodatkiem do rozgrywki są sekwencje ucieczek i pościgów, zainspirowane popularnymi w Japonii "third person runnerami", czego chyba najbardziej znanym u nas przykładem jest niesławny Pepsiman, czyli musimy biec przed siebie, unikać przeszkód i nie dać się złapać/taranować uciekiniera. Do nich też mam raczej mieszane odczucia, ponieważ raz stanowią fajną odmianę rozgrywki, zaś innym razem potrafią być cholernie frustrujące.
W zakresie minigier, większość z nich nie odbiega od tego znamy z wcześniej ogrywanych przeze mnie odsłon serii (pomijając gorszą fizykę), czyli wszelkiego rodzaju popularne gry hazardowe, łapy szczęścia, bilard, kręgle, randki z hostessami, battling, podziemna arena, rzutki, shogi, mahjong, bary bikini, to wszystko tu jest. Z nowości mamy pełnoprawnego golfa (w Kiwami 2 było to bardziej zwykłe celowanie do dołka, a tutaj dostajemy całe pole golfowe do dyspozycji), masaże (z niespodzianką, ale nie zdradzę jaką, i nie, to nie to co myślicie), pierwszą wersję zarządzania klubem kabaretowym (niestety bardzo żmudną i ubogą, ale jest to przykład tego, że nawet nieudane rozwiązania można ewentualnie przekuć w coś naprawdę fajnego), prosty shoot'em up na automaty oraz misje dodatkowe, w ramach których tropimy zabójców w Kamurocho i Okinawie, co przyjmuje formę walk z minibossami.
Jak ostatecznie wypada Yakuza 3 po wielu latach (mojego osobistego) oczekiwania? Chociaż fabularnie jest to poplątanie z pomieszaniem, trudno odmówić tej historii pewnego uroku i wielu udanych momentów, a rozgrywka ogólnie nadal stoi na całkiem przyzwoitym poziomie, zaś nowy setting jest czarujący, więc pomimo wszystkich rażących wad, nadal uważam, że jest to dobra gra, nawet jeżeli najsłabsza spośród wszystkich odsłon serii ogranych przeze mnie do tej pory. Myślę, że osobom, którym podobały się poprzednie odsłony, trójka również powinna przypaść do gustu, o ile podejdą do niej z realistycznymi oczekiwaniami. No i to nadal gra, która zainteresowała mnie tą serią, więc za to wciąż zachowuje specjalne miejsce w moim sercu (i jako mój avatar).
Moja końcowa nota: 7/10
(Pomimo tego co pisałem na temat zakończenia, utwór końcowy z Yakuzy 3 jest chyba moim ulubionym w serii do tej pory)