No muszą się zmagać, masz rację - i należy to wyraźnie piętnować, bo to poniżające, niesprawiedliwe i, poza wszystkim, włazi z butami na delikatny teren. Ale nie o tym mówię.
Z sygnałów, które docierają różnymi kanałami do "ogółu" odnoszę wrażenie, że - jakkolwiek rozmaite media usiłują tymi faktami "ugrać" sobie potwierdzenie swoich subiektywnych obaw - to jednak są podstawy do niepokoju.
Jak wielokrotnie tu już pisano, chrześcijanizm (ciekawe, słownik mi podkreśla, że nie ma takiego słowa, ale że ke?) się w historii również niespecjalnie popisał, jeśli chodzi o pakowanie się na cudze terytoria i zaprowadzanie tam Jedynego Słusznego Ładu i ja tego nie neguję, podnoszę tylko kwestię, że Islam - w tej relatywnie wąskiej, a krzykliwej i boleśnie widocznej odsłonie - robi to teraz. Próbuję to sobie jakoś w głowie poukładać, nie dając się jednocześnie mamić pomiędzywierszom dziennikarzyn i mi z tego na serio wychodzi całkiem wyraźnie, że istnieją różnice w zachowaniu: kiedy taka polska, złota młodzież "opanowuje" dzielnicę w dalekim Dublinie czy jeszcze dalszym Chicago, to pomimo przebywania tam w większości w stosunku do rdzennych mieszkańców, niczego otoczeniu nie narzuca. Chociaż może młodzież to nietrafiony przykład, bo młodzież nasza niemal natychmiast po wyjeździe traci swoją "polskość", czymkolwiek ta polskość w sumie jest. Ale takie Chinatown? O Małych Włoszech nie wspomnę, bo to nasz krąg kulturowy, czego o Chińczykach powiedzieć nie można.
A jakaż to dopiero byłaby woda na młyn dla ksenofobów!
Albo Cyganie, hm? Średnio lubiani, mało tolerowani Cyganie różne mają przypisywane intencje i czyny, ale na pewno nie to, że narzucają wokół swoje wierzenia i domagają się nie tylko tego, by je szanować i pozwolić na ich kultywowanie - co jest raczej rozsądnym kierunkiem i oczywistym - ale, by (tupiąc nogami) żądać od innowierców przestrzegania tych zwyczajów.
---------- Zaktualizowano 22:19 ----------
Pan Warzecha pisze w sposób wielce perfidny i manipuluje, to jasne. Ja się nie daję, uwierz. Podobnie jak Ty, sądzę, że ton jest celowo dobrany tak, by trafić do tej strony naszej natury, co upatruje zła w tym co inne, obce, postępowe. Jednak nie jest manipulacją fakt - bo to sprawdzalne w pełni - że w Skandynawii powstają getta Muzułmanów, ludność napływowa je sobie tworzy sama i zabrania ingerowania. I wchodząc do niektórych dzielnic Oslo (czy Berlina, tak swoją drogą) trzeba uważać na to, co się mówi i robi, bo się to nowym mieszkańcom (aż się chce rzec - właścicielom) nie podoba?
Nie spłycałabym własnych obaw do lęku przed innością, bo uważam się za osobę dość otwartą i tolerancyjną. Jednak wydaje mi się, że tolerancja ma granice: te granice pojawiają się w momencie, kiedy ktoś zaczyna ingerować w moją przestrzeń i coś mi narzucać, w dodatku agresywnie.
Jak rozumiem, dla Ciebie te okoliczności, o których piszę, mają charakter anegdotyczny i tu jest chyba pies pogrzebany - nie wiem, kiedy się dla Ciebie kończy przypadkowość, a zaczyna tendencja? Bo ja sobie dodaję te zdarzenia: liczne ujawniane w mediach konwersje na ortodoksyjne wyznanie, nawoływania do agresji, zamykanie się w gettach, narzucanie swoich zwyczajów, te nieszczęsne zamachy - i zwiększony napływ emigrantów. Dla mnie to są nienajlepsze prognostyki na kolejnych kilka lat. Nie oznacza to, że przestanę jeść kebaby i zrobię pikietę pod urzędem miasta, żeby nie wpuszczać tu nikogo, kto ma w nazwisku ibn, jednak nie podobają mi się niektóre liczby i nie podobają mi się niektóre fakty - liczby i fakty, które wyławiam z ksenofobicznych artykułów w dzienniku, co właśnie zaczyna obrastać w piórka wraz z wiatrem zmian u steru władzy.
Fajnie, gdybym się myliła.