[Spoilery] Wiedźmin 3 - Serca z Kamienia

+
Poprawcie mnie, ale AS jakoś nie wspominał nigdy o diabłach.

Chłopi z opowiadania Kraniec świata nazywają Torque diabłem, tudzież diabołem, co wyraźnie sugeruje, że w folklorze Wiedźminlandu diabły występowały. Zresztą występowały też golemy, d'jinni'y, driady, harpie... Wszystkie stworki pochodzą z religii "naszego świata", nie oznacza to jednak, że we Wiedźminalndzie są chrześcijanie, żydzi, muzułmanie, tudzież wyznawcy greckiego panteonu.
 
Last edited:
Co ma chrzest do "Chrztu ognia" ?

Ale jak wiadomo Sapkowski czerpał ze znanych nam religii i kultury więc czemu nie miałoby być w świecie wiedźmina obyczaju chrztu.

Moim zdaniem to, że jest to jedynie, tak w wypadku Sapkowskiego jak i REDów, taka figura retoryczna. Ot odwołanie się do pewnego znanego symbolu chrzest ognia, walki, lub tez chrzcimy sobie szabelkę - jako pewnego rodzaju inicjacji itp.
Poprzez odwołanie się do tegoż symbolu przez autora staje się to także dopuszczalne w adaptacji.
 
Łatwiej powiedzieć "na chrzcinach" niż "podczas obrzędu inicjacyjnego, właściwego dla mojej kultury". Nawet jeśli chodzi o obrzęd inicjacyjny, który chrzcinami nie jest.
 
Łatwiej powiedzieć "na chrzcinach" niż "podczas obrzędu inicjacyjnego, właściwego dla mojej kultury". Nawet jeśli chodzi o obrzęd inicjacyjny, który chrzcinami nie jest.

Nie. Można podać własną nazwę. Wymyśloną, a nie żywcem kopiować "słowiańskie zwyczaje", które słowiańskie nie są.
Sapkowski nie kopiował wszystkiego jak mu się podobało to z dalekiego wschodu to z mitologii celtów. Podawał swój autorski świat. Inaczej nie byłoby koniunkcji sfer, wiedzmińskich mutagenów etc. razem z elementami które są "swojskie". Sęk w tym, że te "swojskie" elementy mają określone wpasowane miejsce.
"Chrzciny" ich nie mają i mieć nie będą.
 
Nie. Można podać własną nazwę. Wymyśloną, a nie żywcem kopiować "słowiańskie zwyczaje", które słowiańskie nie są.
Sapkowski nie kopiował wszystkiego jak mu się podobało to z dalekiego wschodu to z mitologii celtów. Podawał swój autorski świat. Inaczej nie byłoby koniunkcji sfer, wiedzmińskich mutagenów etc. razem z elementami które są "swojskie". Sęk w tym, że te "swojskie" elementy mają określone wpasowane miejsce.
"Chrzciny" ich nie mają i mieć nie będą.

Oj, nieładnie się na Sapkowskiego powoływać, jego wypowiedzi nie znając.
Tego, że podstawową sprawą dla każdego piszącego jest używany w pisaniu język, udowadniać raczej nie ma potrzeby - wszakże facta notoria non exigent probationem. Pisanie fantasy wyjątkiem nie jest.

Dziś zajmiemy się językiem, którego w fantasy należy używać - ze szczególnym zaś uwzględnieniem słów, w których w fantasy nie wolno używać. Celem teoretycznego wprowadzenia uczynimy maleńką powtórkę z literatury. Henryk Sienkiewicz, "Potop". Scena powszechnie i dobrze znana. Oto pan Andrzej Kmicic, zaskoczony podczas próby zapalenia lontu zwisającego z lufy szwedzkiej kolubryny, zręcznie się wyłgiwa - utrzymuje oto, że stempel mu diabli do rowu wzięli, krzesze więc ogień, by móc go odszukać.

Zdanie to wygłasza w języku niemieckim, którego zgodnie z wolą autora wyuczył się perfekt podczas birbanckich pogwarek z kawalkatorem Zendem. Pomijajam fakt cholernego szcześcia, jakie miał Kmicic trafiając na wartownika Niemca, nie zaś na rodowitego Szweda z pułku westgotlandzkiego, wątpię bowiem, by pan Andrzej i kawalkator Zend wiedzieli, jak po szwedzku nazywa się stempel. Zauważyć jednak należy, że zdanie o stemplu napisane jest po polsku, nie po niemiecku. Cała "Trylogia" napisana jest po polsku, przez polskiego pisarza dla polskiego czytelnika. Zdanie o utraconym jakoby stemplu to nie jakaś tam "Ałła" czy jakieś tam "Jarema ide", które dla uatrakcyjnienia tekstu można było zostawić w quasi oryginale. Niemieckie zdanie o stemplu należało przełożyć, by czytelnik był w stanie je zrozumieć.

Podobnie postępujemy w fantasy - wzorem klasyków. U Tolkiena orki wykrzykują swoje "durbatuluk krakatuluk", ale za chwilę mówią zrozumiale. Dla hobbitów. I dla czytelników. Dlatego, że Tolkien przekłada zrozumiałą dla hobbitów Wspólną Mowę na angielski. My, pisząc polską fantasy, wymyślamy świat, w którym używa się wymyślonego języka Uru, albo Guru, albo Shuru-Buru. I przekładamy ten język na polski. Z dobrodziejstwem inwentarza.

No tak, powie ktoś, ale nawet taki przekład winien być dokonany na fantastyczny polski. To znaczy stylizowany polski. Pod żadnym pozorem nie na współczesny polski! Język w fantasy należy stylizować!

W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by to robić. Stylizować, znaczy. Pomijając drobny fakt, że nie bardzo wiadomo, na co. Sienkiewicz miał łatwiej, bo on wiedział, na co. "Trylogia", jak powszechnie wiadomo, obejmuje akcją lata 1647 - 1673. Podówczas co drugie zdanie można było zaczynać od "Quod attinet", a o każdym, kto się zarumienił, winno się było powiadać, że jako panna się zapłonił, bo modestia w nim męstwu równa. Podobnie dało się jakoś stylizować długoszowski język piętnastowieczny ("Krzyżacy"), na nim opierać stylizację czternastowieczną, ba, nawet wcześniejszą, sięgającą wieku dziesiątego (Bunsch, Gułubiew). Na co jednak stylizować język w fantasy, której akcja nie dzieje się wszak w żadnym określonym wieku, ale w nieokreślonej Nibylandii - w another galaxy, another time?

Ktoś powie: należy stylizować zgodnie z duchem czasu. Fantasy to światy (i czasy) miecza, kolczugi, konia, kropierza i kulbaki. W kolczudze i z kulbaki trzeba mówić: "Na honor, srogiego doznaję cierpienia atoli pragnienie trapi mnie ustawiczne." Włożenie w usta siedzącego na kulbace rycerza słów "Mam cholernego kaca" równałoby się wszak włożeniu mu na uszy słuchawek walkmana. Bo chociaż w wyimaginowanym przez nas języku Shuru-Buru niezawodnie istnieje słowo, które krótko, niewyszukanie, treściwie a precyzyjnie oddaje stan przepicia, nie możemy przełożyć go w fantasy na "kac", wywodzący się z niemieckiego Katzenjammer. W Never-Never Landzie nie było wszak Niemców i nie ma prawa być niemczyzny.

Dobrze. Przechodzimy do zajęć praktycznych. Napiszemy za moment jedno niezbyt długie fantastyczne zdanie, po czym wyeliminujemy z tego zdania wszystkie słowa, których w fantasy użyć nie można. Dla ułatwienia zajmiemy się wyłącznie rzeczownikami.

Zdanie brzmi: "Król, widząc długą kolumnę uzbrojonych w lance rycerzy na bojowych koniach, doznał głębokiej frustracji".

Co należy wyeliminować? Oczywiście frustrację. Nie pasuje, bo to jest fantasy i pełny mieczów i kulbak Never-Never Land. Tutaj nie wolno się frustrować. Wolno się trapić, frasować, markocić, wolno do srogiej cholery być przywiedzionym. Frustracja to słowo obce, pochodzące od łacińskiego frustra, frustratio. Frustracja - won!

Czy tylko ona? Otóż nie. Won idą także, po kolei: kolumna, lance i rycerze. To także są słowa, których w fantasy użyć nie wolno. Słowo rycerz ma źródło w od starogermańskim ritan, ritha, stąd angielskie ride, rider, niemieckie Ritt, reiten, Reiter. Słowo lanca idzie od łacińskiego lancea, stąd lance, lancer, Lanze. Słowo kolumna idzie od wziętego z tejże łaciny columna, columen. Nie godzi się używać w Nibylandii takich słów, albowiem w tejże Nibylandii nie było ani starodawnych Germanów, ani Rzymian, ani łaciny.

A więc został król? Nieprawda, nie został. Król jest do eliminacji i detronizacji. Słowo to pochodzi od czeskiego kral, a wzięło się to od imienia króla Franków, Karola zwanego Wielkim. W fantastycznym Never-Never Landzie pod żadnym pozorem nie mogło być Karola Wielkiego, a więc i słowa król użyć nie można. Won z królem. Le roi est mort. Król jest, nie bójmy się tego powiedzieć, nagi.

Co więc zostało? Konie.

A konie, jakie są, każdy widzi.

E:
(...) Chrześcijanie, Żydzi, Muzułmanie, tudzież wyznawcy greckiego panteonu.

Od kiedy chrześcijanie i muzułmanie są nazwami narodowości? No żeby moderator takie rażące orty popełniał, wstyd :p Raport poleciał.

E2: O, poprawione. Ale akurat Żydzi to też narodowość, więc oni raczej powinni być z dużej. Dobra, czepiam się :p

@Nars naści redpointa na zgodę :cheers4:
 
Last edited:
Po kolei:

O tym skąd wziął się diabeł jako taki w kulturze europejskiej, to dyskutować nie ma sensu, bo to sprawa oczywista.
Natomiast diabeł (diabły) w tej konkretnej legendzie i ich zachowanie biorą się ponoć od samego Twardowskiego, który tak właśnie miał je opisać w jednym ze swych dzieł.
Pytaniem pozostaje skąd Twardowski sobie to wyimaginował - czy z mitów nordyckich, słowiańskich, greckich, czy jakichkolwiek innych, to już zupełnie inna sprawa ... , może przerobił wiedzę uniwersytecką (jaką posiadał) na swoje potrzeby ... To już czyste dywagacje.

Motyw diabła, który zabiera duszę, spełniając wcześniej trzy życzenia, jest prawdopodobnie jeszcze starszy od legendy o Twardowskim i od Fausta. Pojawia się w wierzeniach ludowych, być może nawet sięgających czasów przedchrześcijańskich, ale z jedną istotną różnicą. W większości tych legend diabeł jest głupi, a jego oszukanie jest bajecznie proste.

Na przykład- istnieje ciekawa mazurska legenda, jak to chłop podpisał cyrograf z diabłem w zamian za uprawę pola. Ale plonami mieli się dzielić po połowie- w jednym roku diabeł miał dostać to, co pod ziemią, więc chłop zasiał żyto. W drugim to, co nad ziemią, więc chłop posadził rzepę. Trzecim zadaniem miał być konkurs... drapania. Jeśli chłop zadrapie boleśniej- oceli duszę, jeśli diabeł- duszę chłopa zabierze. Ale żona wykazała się pomyślunkiem, zaszlachtowała prosiaka, owinęła go w prześcieradło i wmówiła diabłu, że prosiaka podrapał chłop i to małym palcem. Diabeł oczywiście dał się nabrać i przestraszony uciekł.

Diabeł sprytny, którego oszukanie jest prawdziwym wyzwaniem, to już motyw przetworzony literacko.

Hmm... czy ja wiem, może z wierzeń chrześcijańskich, w których był ucieleśnieniem wszelkiego zła? To z Biblii pochodzi szatan, który kusi człowieka, mami go najróżniejszymi obietnicami. W czasach Słowian istniał też oczywiście bies, który po przyjęciu chrześcijaństwa został przemianowany na diabła. No, ale kultura słowiańska była niepiśmienna i to w chrześcijaństwie należy się doszukiwać to skąd diabeł się wziął w literaturze.

Generalnie większość duchów i demonów słowiańskich zostało przechrzczonych na diabły. Duchami lasu był czart, bies i boruta. Podobnie duchem było licho.
Szatan i belzebub to dla odmiany złe duchy z Bliskiego Wschodu, ten drugi był prawdopodobnie bóstwem ludów Kanaan.
Prawdopodobnie słowiański jest tradycyjny wizerunek diabła (rogi, kopyta, ogon, widły), ale nie jest wykluczony tu wpływ mitologii greckiej (a konkretnie satyrów i Pana)
 
Motyw diabła, który zabiera duszę, spełniając wcześniej trzy życzenia, jest prawdopodobnie jeszcze starszy od legendy o Twardowskim i od Fausta. Pojawia się w wierzeniach ludowych, być może nawet sięgających czasów przedchrześcijańskich, ale z jedną istotną różnicą. W większości tych legend diabeł jest głupi, a jego oszukanie jest bajecznie proste.
)

Właśnie o tym pisałem.
Natomiast diabeł (diabły) w tej konkretnej legendzie i ich zachowanie biorą się ponoć od samego Twardowskiego, który tak właśnie miał je opisać w jednym ze swych dzieł.
Pytaniem pozostaje skąd Twardowski sobie to wyimaginował - czy z mitów nordyckich, słowiańskich, greckich, czy jakichkolwiek innych, to już zupełnie inna sprawa ... , może przerobił wiedzę uniwersytecką (jaką posiadał) na swoje potrzeby ... To już czyste dywagacje.
Trzeba pamiętać, że Twardowski jest postacią autentyczną i jedynie obrósł w legendę. To on miał właśnie dokonać szczegółowych opisów czartów polskich i ich zachowań w jednej ze swoich ksiąg (Liber magnus chyba).
 
Trzeba pamiętać, że Twardowski jest postacią autentyczną i jedynie obrósł w legendę. To on miał właśnie dokonać szczegółowych opisów czartów polskich i ich zachowań w jednej ze swoich ksiąg (Liber magnus chyba).

Twardowski był bardzo tajemniczą postacią. Wg chyba najpowszechniejszej teorii był on niemieckim alchemikiem, nazwiskiem Dhur. Na swoje nieszczęście wplątany został w spiski na dworze Zygmunta Augusta (w powiązaniu z wpływową wtedy rodziną Mniszchów). Na pewno brał udział w sławetnym "wywołaniu" ducha Barbary Radziwiłłówny (kiedy to prawdopodobnie podstawiono królowi Basię Giżankę) Jako osoba wiedząca zbyt wiele w pewnym momencie musiał zniknąć, co zostało zamaskowane legendą o karczmie Rzym, trzecim kurze i lądowaniu na Księżycu.
Tyle wiemy niemal na pewno. Reszta to legendy i domysły. Możemy się tylko domyślać, że nie był postacią tuzinkową, bo przeciętny alchemik nie dostałby się na dwór Mniszchów, a już na pewno nie dałby rady wejść do prywatnych komnat Zygmunta Augusta. Czy Pan Twardowski, autor pracy o magii Jan Twardowski i ów Dhur to jedna i ta sama osoba? Nie można tego wykluczyć, ale nie można też wykluczyć, że doszło tu do scalenia dokonań kilku różnych osób. (tak jak w legendzie o Janosiku, która najprawdopodobniej jest połączeniem dokonań co najmniej trzech zbójników).
 
Twardowski był bardzo tajemniczą postacią. Wg chyba najpowszechniejszej teorii był on niemieckim alchemikiem, nazwiskiem Dhur. Na swoje nieszczęście wplątany został w spiski na dworze Zygmunta Augusta (w powiązaniu z wpływową wtedy rodziną Mniszchów). Na pewno brał udział w sławetnym "wywołaniu" ducha Barbary Radziwiłłówny (kiedy to prawdopodobnie podstawiono królowi Basię Giżankę) Jako osoba wiedząca zbyt wiele w pewnym momencie musiał zniknąć, co zostało zamaskowane legendą o karczmie Rzym, trzecim kurze i lądowaniu na Księżycu.
Tyle wiemy niemal na pewno. Reszta to legendy i domysły. Możemy się tylko domyślać, że nie był postacią tuzinkową, bo przeciętny alchemik nie dostałby się na dwór Mniszchów, a już na pewno nie dałby rady wejść do prywatnych komnat Zygmunta Augusta. Czy Pan Twardowski, autor pracy o magii Jan Twardowski i ów Dhur to jedna i ta sama osoba? Nie można tego wykluczyć, ale nie można też wykluczyć, że doszło tu do scalenia dokonań kilku różnych osób. (tak jak w legendzie o Janosiku, która najprawdopodobniej jest połączeniem dokonań co najmniej trzech zbójników).

Więc tak - niemieckie to były obozy, a nie Twardowski ;)
O ile dobrze pamiętam Lorenzo Dhur, to miano pod jakim Twardowski studiował w Norymberdze (co było wówczas dość popularną praktyką).
Co do króla, wszystko to oczywiście prawda, a dodać należy, iż bardzo zły stan zdrowia Zygmunta mógł być spowodowany właśnie m. inn. działalnością Twardowskiego (seanse spirytystyczne itd.)
Rozmaite jego wyczyny i praktyki były opisywane już w czasach mu współczesnych i to nie w charakterze legend. Co do pomieszania - być może tak się stało, ale bardziej prawdopodobnym wydaje mi się mieszanie legendy Twardowskiego z legendą Fausta (też autentycznej postaci), co jednak w sposób nasilony miało miejsce w późniejszym okresie (chyba XVIII w.)
Dodać należy, iż do czasów dzisiejszych przetrwało lustro Twardowskiego.
 
Wszyscy sie zastanawiają czy Pan Lusterko to diabeł, czort itp, a mnie bardziej ciekawi jedna kwestia. Czy jest on zwykłym demonem typu jin spełniającym życzenia który należy do świata wiedźmińskiego od zawsze. Jest po prostu prastara bestia jak np szatan w wielu kulturach naszego świata. Czy to po prostu kolejna zjawa po koniunkcyjna która wdarła się do naszego świata (wiedźmińskiego) ? Zaznaczam ze nigdy przed w3 nie miałem do czynienia z książkami Sapkowskiego dla tego jestem mało ogarnięty w temacie :) Może ktoś mógł by mi to wszystko rozjaśnić na chłopski rozum.
 
Wszyscy sie zastanawiają czy Pan Lusterko to diabeł, czort itp, a mnie bardziej ciekawi jedna kwestia. Czy jest on zwykłym demonem typu jin spełniającym życzenia który należy do świata wiedźmińskiego od zawsze. Jest po prostu prastara bestia jak np szatan w wielu kulturach naszego świata. Czy to po prostu kolejna zjawa po koniunkcyjna która wdarła się do naszego świata (wiedźmińskiego) ? Zaznaczam ze nigdy przed w3 nie miałem do czynienia z książkami Sapkowskiego dla tego jestem mało ogarnięty w temacie :) Może ktoś mógł by mi to wszystko rozjaśnić na chłopski rozum.

Dżiny (D'jinni), a także inne byty elementarne, nie należą do świata wiedźmińskiego. Przywoływane są z innych wymiarów, Płaszczyzn; przy czym raczej nie chodzi tu o inne światy materialne (inne planety czy uniwersa alternatywne), jak w przypadku istot pokoniunkcyjnych, lecz o coś (czy pojęcie "miejsce" może się do owego czegoś odnosić - kwestia dyskusyjna) reprezentującego w jakiś sposób cztery żywioły.

W przypadku demonów jest raczej podobnie - nie należą do świata materialnego, według Sezonu mogą być przywoływane, co dobrze się nie kończy.
 
Wcześniej dochodziły mnie słuchy i rzeczywiście, walka z Klucznikiem jest debilna i nieciekawa. O ile dwóch poprzednich bossów miało jakieś słabe punkty, tak ten ma przewagę na każdym polu i regeneruje sobie życie przy każdej okazji. Bezsens. Wieki mijają nim choć trochę odejmiemy mu z paska życia, a wystarczą dwa jego przypadkowe trafienia byśmy zaczynali robotę od początku. Pozbawimy go 1/3 paska życia. Super! Brawo! W nagrodę Klucznik przyzwie sobie cienie, które będzie zabijał i które zregenerują mu pasek życia do pełna. Co mi da, że będę je zabijał jak jest ich tyle, że spokojnie zabije sobie ze 2-3, które go uleczą? Wiele obiecywałem sobie po tej "soulsowości", ale teraz zdaję sobie sprawę, że z takim systemem walki nie jest to zbyt satysfakcjonujące. Szarżujący przeciwnik w ostatniej chwili zmieniający kierunek? Słabo ustawione hitboxy, więc gra zalicza czasem obrażenia wtedy, gdy broń przeciwnika przetnie powietrze dobre pół metra ode mnie.
Nie jestem typem gracza, który łatwo się zniechęca, ale wiem, że nawet gdy wreszcie pokonam tego Klucznika to nie będzie to satysfakcjonujące zwycięstwo, a raczej wymęczone z przeświadczeniem, że nie mam równych szans. No i jeszcze ta praca kamery... Grałem sobie w moda do Gothica, więc teraz powrót do W3 był bolesny. Nie mogę sobie spokojnie odbiec od przeciwnika, bo Geralt jest w trybie walki, a kamera automatycznie kieruje się na wroga...
 
Hm, no nie wiem, moim zdaniem klucznik był bardzo łatwym bossem (najtrudniejszy poziom). Większy problem miałem z Księciem.
 
Wcześniej dochodziły mnie słuchy i rzeczywiście, walka z Klucznikiem jest debilna i nieciekawa. O ile dwóch poprzednich bossów miało jakieś słabe punkty, tak ten ma przewagę na każdym polu i regeneruje sobie życie przy każdej okazji. Bezsens. Wieki mijają nim choć trochę odejmiemy mu z paska życia, a wystarczą dwa jego przypadkowe trafienia byśmy zaczynali robotę od początku. Pozbawimy go 1/3 paska życia. Super! Brawo! W nagrodę Klucznik przyzwie sobie cienie, które będzie zabijał i które zregenerują mu pasek życia do pełna. Co mi da, że będę je zabijał jak jest ich tyle, że spokojnie zabije sobie ze 2-3, które go uleczą? Wiele obiecywałem sobie po tej "soulsowości", ale teraz zdaję sobie sprawę, że z takim systemem walki nie jest to zbyt satysfakcjonujące. Szarżujący przeciwnik w ostatniej chwili zmieniający kierunek? Słabo ustawione hitboxy, więc gra zalicza czasem obrażenia wtedy, gdy broń przeciwnika przetnie powietrze dobre pół metra ode mnie.
Nie jestem typem gracza, który łatwo się zniechęca, ale wiem, że nawet gdy wreszcie pokonam tego Klucznika to nie będzie to satysfakcjonujące zwycięstwo, a raczej wymęczone z przeświadczeniem, że nie mam równych szans. No i jeszcze ta praca kamery... Grałem sobie w moda do Gothica, więc teraz powrót do W3 był bolesny. Nie mogę sobie spokojnie odbiec od przeciwnika, bo Geralt jest w trybie walki, a kamera automatycznie kieruje się na wroga...

Bzdury pleciesz, waćpan nieodpowiednia taktyka brak przygotowania i pomyślunku, jak przywołuje duchy to w tym momencie rzuć w niego północnym wiatrem zatrzyma go to na 4 sekundy w tym czasie spokojnie poczyścisz większość duchów, a jak nie to poprawka, i wtedy na pewno będzie czysto.
Nie dać się trafić, unikać ciosów, ewentualnie Quen, wtedy walka robi się prosta, leci na ciębie z auto-aimem od czego masz odskoki w ostatniej chwili unikasz i możesz mu wbić serie w plecy, naprawdę jak się umie dobrze poruszać to klucznika można szybko ZNISZCZYĆ w tej walce.

Odskoki, unikanie ciosów, nie dać się trafić, to właśnie klucz w tej walce.

Ps: Z twojego posta można pomyśleć że masz Geralta wyłącznie opartego na znakach, albo szermierkę ledwno liźniętą, bład, szermierka musi być, wszak to Wiedźmin a nie mag, tutaj znaki/alchemia robią za support, a szermierka zawsze powinna grać pierwsze skrzypce,... chociaż mogę się mylić, ale jak piszesz że słabo go kroisz to może tak być.
 
Last edited:
Właśnie, kluczowe (hehe) są momenty, kiedy nie może się poruszyć - można mu masę hp ściągnąć.
Swoją drogą, nie, żebym się chwalił, ale z satysfakcją przeszedłem grę bez ani jednego użycia petardy, kuszy (poza walką z gryfem w Sadzie) i innych znaków niż Aard i Igni. :D
 
Swoją drogą, nie, żebym się chwalił, ale z satysfakcją przeszedłem grę bez ani jednego użycia petardy, kuszy (poza walką z gryfem w Sadzie) i innych znaków niż Aard i Igni.

To leciałeś samą fabułe brawo. A misja ze skrzekaczem? tam trzeba użyć petardy, a pytajniki w wodzie? kusza to jedyna opcja by wybić topielce pod wodą.
Innymi słowy, nie przeszedłeś całej gry.
 
Myślałem, że to logiczne, że wtedy, kiedy naprawdę było to podyktowane warunkami gry, to tego używałem. Nie zostawiłem ani jednego pytajnika ani questa pobocznego. ;) No i wiadomo, że Yrden w walce z południcami/pólnocnicami również używałem.
 
Top Bottom