Tak sobie mów...
Najważniejsze, że po ściągnięciu butów szło Ci lepiej (od razu mówię - Wallace zdjął buty postaci, a nie swoje, na szczęście...)
Swoje zdejmował dopiero wtedy, gdy chciał się rzucić do Wisły...
Co do całego aftera - gdy maszerowaliśmy do miejsca potencjalnego grillowania nad brzegiem Wisły, przemierzając bagna, groblę, tonąc w chaszczach i trawie po szyję, na każdym kroku spodziewając się ataku utopców - nie wierzyłem, że to może się udać
Gdy już doszliśmy na Miejsce Przeznaczenia, odległość kilku metrów od rwącego nurtu rzeki nie napawała optymizmem
Na szczęście (chyba) nikt się nie utopił, mimo że Wallace cały czas odgrażał się, że "przepłyniemy na k****** d***** do raju!" (w miarę kolejnych wypitych piw coraz głośniej i bardziej przekonywująco
). Poza tym widząc grupkę dziwaków w jednakowych czarnych koszulkach z czachą na klacie, przypominających bardziej członków sekty, przebywający tam kwiat warszawskiej młodzieży z niesmakiem odszedł, zwalniając polankę z miejscem na ognisko, więc dokonaliśmy jej anszlusu i było ciut wygodniej i bezpieczniej. Następnie rozpaliliśmy grilla i zaczęliśmy uwalniać piwa z puszek, a wina z butelek. Podczas grillowego standing party można było porozmawiać z każdym na najróżniejsze tematy, a przy okazji także posilić się kiełbaskami, ale razem z Wallace'm spaliliśmy swoje "na wungiel" i posłużyły jedynie jako przynęta na wspomniane utopce. Spędzenie z wiedźmino-fanami tych kilku godzin było prawdziwą przyjemnością, która jednak musiała się w końcu skończyć. Na szczęście powrót po ciemku przez nadwiślańskie moczary nie okazał się tak straszny jak przypuszczałem, a to wszystko dzięki szypkowej latarce (no, jedynie Wallace prawie się utopił na grobli
).
PS1:
No masz, człowieku, siedź na forum 8 lat, haruj, staraj się, napisz kilka tysięcy mądrych postów, a tu wystarczy jeden mały zlot i seria brzydkich kawałów o Jasiu i Małgosi i twoja reputacja leci ostro na łeb, na szyję
PS2:
Na afterze powinienem dostać tytuł Złośliwca Roku (mimo dobrych intencji!)
Gdy biedny Wallace bohatersko bronił honoru Triss przed przeważającymi siłami wielbicieli Yennefer i był już bliski załamania nerwowego, ja naradzając się z dziewczynami stwierdziłem, że muszę jakoś kumpla pocieszyć. Wbiłem się więc w środek kółka atakującego Wallace'a, podałem mu rękę i... (w tym momencie nastąpił jakiś nieoczekiwany wewnętrzny error w moim toku myślenia) powiedziałem:
-
To co, Wallace? Yennefer, tak?
Wallace: ... <foch i ucieczka w stronę rzeki>
Iście epicki backstabbing
A ja naprawdę chciałem dobrze!