Wiecie co, opowiem wam pewną historię, całkowicie prawdziwą.
Mając cztery lata obejrzałem swój pierwszy w życiu film - Gwiezdne Wojny (część IV, wersja z 77 roku) i od tego czasu miałem jedno marzenie, jeden, jedyny i niepodważalny pomysł na siebie - chciałem zostać filmowcem - tworzyć na ekranie cuda o jakich ludziom się nie śniło. Był z tym jednak pewien problem - marzenia nic nas nie kosztują, możemy zanurzyć się w ich sennym świecie, a po przebudzeniu nagle zdać sobie sprawę, że przespaliśmy naszą szansę. Mogą też zadziałać inaczej, motywująco - ale do tego potrzeba akceleratora.
Moim było zdjęcie. Zwykłe zdjęcie bramy Łódzkiej Szkoły Filmowej. Dostałem je od kumpla na Wigilii szkolnej w drugiej klasie liceum. Codziennie rano, gdy otwierałem oczy, miałem przed nimi tą bramę. To był cel, miejsce gdzie miałem się znaleźć. Warsztaty, dyskusyjne kluby filmowe, nieudolne próby zrobienia czegoś samemu - bez tego zdjęcia poddałbym się po pierwszej porażce... ale nie mogłem, bo zawsze rano gdy się budziłem - ono tam było.
Kilka lat temu przekroczyłem bramę ze zdjęcia.
Jednak, będąc już tam gdzie chciałem, moje zainteresowania nieoczekiwanie wyewoluowały w inną stronę - internetu, gier, wszystkiego co jest interaktywne. Zobaczyłem tam potencjał, którego przedtem nie widziałem. Narzędzia, które pozwalają opowiadać historię zupełnie inaczej. Pozwalają nie tylko widzieć i przeżywać, ale i współtworzyć własną opowieść. Wiedźmin był pierwszy, który pokazał, że można - tutaj, w tym kraju.
Przewiesiłem zdjęcie bramy znad łóżka. Nie było już potrzebne - brama wyszła ze sfery marzeń, jest codziennością. Jeśli dostanę ten plakat to zajmie on jej miejsce - bym znów każdego ranka, wraz z otwarciem oczu pamiętał dokąd chcę dążyć tym razem i dlaczego warto się trudzić na tej drodze. Bo wierzę, że warto.