Pograłem sobie dość sporo i mam bardzo, bardzo mieszane uczucia - chociaż nie aż tak negatywne, jak większość komentujących... Tak jak pisze wyżej Hekwit, niektóre talie czy umiejętności są już na dzień dobry aż nazbyt OP - przed chwilą miałem wątpliwą przyjemność zmierzyć się z Eithne, a wcześniej z Foltestem i jego maszynami. Robili ze mną, co chcieli... Kontrola jest ok, ale bez przesady
Na duuuży plus zasługuje oprawa audiowizualna. Nowa muzyka - jak dla mnie bomba, bardzo klimatyczna. Wygląd kart - cienkie oprawki mi niezbyt przeszkadzają, szczególnie że w samej rozgrywce kolor karty ma bardzo małe znaczenie (liczyłem trochę na powrót do niezniszczalnych złotych kart z W3, no ale...). Różnego rodzaju efekty i wygląd stołu - super! Do słabo widocznych kart na ręce też można się szybko przyzwyczaić. Osobiście nie zauważyłem przesadnej "mroczności" o jakiej pisze wiele osób, ale jak dotąd nie grałem jeszcze Nilfgaardem ani Potworami, więc może to dlatego.
Co na minus - dużo błędów, ale to jeszcze zrozumiałe przed premierą. Gorzej z tym nieszczęsnym limitem 10 kart na ręce, który może narobić sporo problemów.. Gdy się o tym zapomni i skończy rundę z więcej niż 7 kartami, może dobrać i automatycznie spalić np. naszego finiszera, co nie jest ani trochę miłe :/ Ale kiedy już się człowiek przyzwyczai, przestaje to jakoś specjalnie przeszkadzać. Po prostu trzeba zmienić podejście do rozgrywania rund i liczenia kart w ręku.
Co do zmniejszenia ilości ciekawych umiejek, o których pisze wiele osób - jak dla mnie wiele się nie zmieniło w tej kwestii. Wiele kart po prostu pozamieniało się umiejętnościami, lub dostało słabsze wersje tych ze starego Gwinta. Podstawowe mechaniki zostały, a dodatkowo dostaliśmy Charges, Order, Zeal, Immune... Na pewno jest w grze mnóstwo ciekawych synergii, których po prostu jeszcze nikt nie odkrył
Jedyne, co trochę przeszkadza, to mało kart, które wyciągają inne z talii lub przyzywają swoje kopie czy sojuszników. Np. grając krasnoludami przeciwko Eithne lub Foltestowi, nie byłem w stanie wyrzucić nawet 3 krasnoludów do jednego rzędu, bo przeciwnik co chwila wszystko mi palił... Tempo rozgrywki bardzo, bardzo spadło.
Podsumowując - póki co niewiele można podsumowywać. Zaczekajmy, pograjmy, pouczmy się nowych mechanik i przestawmy trochę myślenie o różnych aspektach rozgrywki. Zmiany zawsze najpierw bolą, ale może sie okazać, że w Homecoming będzie się finalnie grało lepiej niż w starego Gwinta
Na duuuży plus zasługuje oprawa audiowizualna. Nowa muzyka - jak dla mnie bomba, bardzo klimatyczna. Wygląd kart - cienkie oprawki mi niezbyt przeszkadzają, szczególnie że w samej rozgrywce kolor karty ma bardzo małe znaczenie (liczyłem trochę na powrót do niezniszczalnych złotych kart z W3, no ale...). Różnego rodzaju efekty i wygląd stołu - super! Do słabo widocznych kart na ręce też można się szybko przyzwyczaić. Osobiście nie zauważyłem przesadnej "mroczności" o jakiej pisze wiele osób, ale jak dotąd nie grałem jeszcze Nilfgaardem ani Potworami, więc może to dlatego.
Co na minus - dużo błędów, ale to jeszcze zrozumiałe przed premierą. Gorzej z tym nieszczęsnym limitem 10 kart na ręce, który może narobić sporo problemów.. Gdy się o tym zapomni i skończy rundę z więcej niż 7 kartami, może dobrać i automatycznie spalić np. naszego finiszera, co nie jest ani trochę miłe :/ Ale kiedy już się człowiek przyzwyczai, przestaje to jakoś specjalnie przeszkadzać. Po prostu trzeba zmienić podejście do rozgrywania rund i liczenia kart w ręku.
Co do zmniejszenia ilości ciekawych umiejek, o których pisze wiele osób - jak dla mnie wiele się nie zmieniło w tej kwestii. Wiele kart po prostu pozamieniało się umiejętnościami, lub dostało słabsze wersje tych ze starego Gwinta. Podstawowe mechaniki zostały, a dodatkowo dostaliśmy Charges, Order, Zeal, Immune... Na pewno jest w grze mnóstwo ciekawych synergii, których po prostu jeszcze nikt nie odkrył
Jedyne, co trochę przeszkadza, to mało kart, które wyciągają inne z talii lub przyzywają swoje kopie czy sojuszników. Np. grając krasnoludami przeciwko Eithne lub Foltestowi, nie byłem w stanie wyrzucić nawet 3 krasnoludów do jednego rzędu, bo przeciwnik co chwila wszystko mi palił... Tempo rozgrywki bardzo, bardzo spadło.
Podsumowując - póki co niewiele można podsumowywać. Zaczekajmy, pograjmy, pouczmy się nowych mechanik i przestawmy trochę myślenie o różnych aspektach rozgrywki. Zmiany zawsze najpierw bolą, ale może sie okazać, że w Homecoming będzie się finalnie grało lepiej niż w starego Gwinta