Domagam się downgrade'u!
Jako dumny reprezentant wczesnych lat dziewięćdziesiątych, który z olbrzymim sentymentem wspomina produkcje typu Cannon Fodder, North & South, Pandora czy Ikari Warriors, jestem zniechęcony i wręcz zniesmaczony obecnymi komentarzami na temat gier. Nowe pokolenie graczy zdaje się, że wpadło w technologiczną pułapkę, która przesłoniła treść swoją piękną formą. Dla osoby, która doceniała istną pikselozę i była zachwycona możliwością decydowania o czymkolwiek co pojawia się na ekranie, trudno pojąć obecny trend na granie wyłącznie dla wizualnych doznań.
Przede wszystkim zawsze sobie zadaję pytanie ile tak naprawdę grafika na ekranie będzie cieszyć gracza. W, dajmy na to, stugodzinnej produkcji, może pięć procent czasu spędzimy podziwiając wizualne fajerwerki. By cieszyć się grą przez resztę czasu sama grafika to znacznie zbyt mało. Używane zawsze jako argumenty nie do zbicia Gothiki, Mafie, dawne Diablo czy choćby nawet Pokemony, świadczą o tym, że rzesze fanów gromadzą takie aspekty gry jak fabuła i gejmplej (jakieś propozycje na polski odpowiednik? Grywalność?). Również podzielam zdanie wielu, którzy wydaliby spore sumki na logiczne dodatki do gier należących do kanonu, nawet w klimatach dawnej grafiki. Kanciate tekstury w Gothiku są dla wyznawców czymś uroczym, sentymentalnym, a na pewno nie czymś, co odstrasza. Oczywiście rozumiem, że komercjalizacja rynku wymaga olśniewanie publiki oszałamiającą grafiką, ale czy przypadkiem nie tracą na tym sami gracze? Po pierwsze, liczba graczy będąca w stanie osiągnąć przedstawiany na pokazach graficzny poziom gry jest znikoma. Co więcej, wysokie minimalne wymagania sprzętowe skutecznie zmniejszają ilość osób, które potencjalnie nabyłyby grę.
Wezmę teraz na widelec grę Arcania: A Gothic Tale. Pierwsza rzecz rzucająca się w oczy? Mmm, ta grafika! Co przychodzi do głowy po trzech godzinach (~40% czasu całej gry) nie wypada opublikować. Jest to klasyczny przykład przerostu formy nad treścią. Utrata zaufania, smaku i czegoś, co trudno określić w zamian za... no właśnie, za co? Broń Boże, nie winię grafiki za to, że gry są beznadziejne. Mam żal tylko i wyłącznie do twórców, którzy są w moim wieku, lub starszym, więc również wychowali się na produkcjach, w których chodziło o coś więcej niż o chwalenie się jakością tekstur.
I jeszcze ta najnowsza kreatura: downgr... tfu! Na samą myśl zbiera się gorzka żółć. A wszystko zaczęło się od Watch Dogs. Moim skromnym zdaniem, to nie grafika była gwoździem do trumny tej produkcji, a raczej jej nudna rozgrywka i niewciągająca historia. Owszem, początkowe materiały graficzne to był istny wodotrysk, a wypuszczona gra wywoływała jedynie - ok. Moje pytanie: co z tego? Urocze widoki nie uratowałyby przeciętnej gry.
Tak krytyczny wywód wypada zakończyć ryzykownym apelem: obniżmy wymagania, dajmy prostą, lecz klimatyczną grafikę, kładźmy nacisk na fabułę i grywalność. Ta recepta spisywała się od zawsze i moim zdaniem jest jedynym sposobem na trafienie do wspomnianego wcześniej kanonu.