Ekranizacja Sagi - czy za drugim razem będzie lepiej? (Hollywood, Platige Films, Netflix)

+
Status
Not open for further replies.
Kolejne 6 fotek z serialu:
vvsd5imfl2w31.jpg
 
Przy czym ja już zauważam, że ciężko porównać wrażenia książkowe z ekranowymi, np. wrażenia płynące ze scen walki, bo już w tym momencie zwiastun wygrywa z książką.
Pozwól, że się upewnię. Uważasz walki pokazywane w dotychczasowych zwiastunach za coś bardzo dobrego? Że oddają one, a nawet przewyższają swym zobrazowaniem to, co jest w książkach? Przecież one są tak bardzo umowne, że oglądanie ich budzi rozbawienie. Przynajmniej we mnie. To jest ten teatralny sznyt, w którym pacnięcie mieczem w pancerz przeciwnika sprawia, że ten pada na ziemie i momentalnie umiera. Żyje, pyk, umarł. Scena po uczcie przykładem, jak nie robić walki, bo wygląda głupio. Cavill kręci piruety i rozdaje klepnięcia, które prawdopodobnie wysysają momentalnie wszelkie życie z trafionych jego mieczem. Jedynie walka z Renfri daje poczucie pewnego realizmu i dynamiki, ale nie jest to zasługą Cavilla, a bardziej Emmy Appleton, która w tej konkretnej scenie bije na głowę każdego wcześniej i później usiekanego wojaka.

W pierwszym przypadku Lauren wyjaśniła, że Dara to swoiste zwierciadło Ciri i zamiast samotnej wędrówki Ciri, podczas której nie miałaby nikogo z kim może porozmawiać, przez co dostalibyśmy niemą Ciri przez dłuższy czas, dostaje ona towarzysza, który pomoże nam poznać postać.
Tylko że ona wcale nie wędrowała sama. Przynajmniej nie przez cały czas.
Zdana tylko na siebie przekradała się przez kohorty Nilfgaardu. Zdołała umknąć przed grasującymi po wsiach maruderami, którzy grabili i mordowali wszystko, co żyło. Przetrwała dwa tygodnie w lasach Zarzecza, całkiem sama. Wędrowała przez miesiąc z grupą uciekinierów, harując ciężko na równi ze wszystkimi i na równi ze wszystkimi głodując. Prawie pół roku pracowała na roli i przy inwentarzu, przygarnięta przez chłopską rodzinę.
Jak dla mnie to właśnie oddanie jej walki o przeżycie pozwoliłoby pokazać przemianę Ciri, a nie jakieś zwierciadła.
 
Last edited:
To jest ten teatralny sznyt, w którym pacnięcie mieczem w pancerz przeciwnika sprawia, że ten pada na ziemie i momentalnie umiera. Żyje, pyk, umarł.

I to mi się zgadza z książkami. Geralt w znakomitej większości starć własnie robił pyk, a przeciwnik umierał. Wielokrotnie było opisywane, że Garry celuje w punkty witalne i nara. Oczywiście jest w tym wszystkim umowność, ale sama idea została zgrabnie przemycona. Geralt to zabójca, który nie musi się bawić w wymiany ciosów, kilka ruchów i przechodzimy od jednego umierającego przeciwnika do drugiego, który jeszcze nie wie, ze zaraz umrze. Wyjątki są nieliczne, wśród nich z pewnością wspomniana wcześniej Dzierzba.

Jest w tym umowność i lekkie podejście do realizmu? Jest. Jednak walk z książek, w żaden sposób się w realistyczne ramy wpisać nie da. Książkowy styl w swoich fundamentalnych założeniach jest absurdalny, co wcale nie oznacza, że nie jest fajny.
 
Last edited:
Geralt w znakomitej większości starć własnie robił pyk, a przeciwnik umierał. Wielokrotnie było opisywane, że Garry celuje w punkty witalne i nara.
Tak, ale jak sam zauważyłeś, to było pyk w miejsca, których rozwalenie prawie natychmiast kończyło się w miarę szybką śmiercią. W miarę, bo jednak rzadko kiedy po ciosie mieczem się od razu umiera, co Sapkowski często opisywał. W przypadku tak mocno opancerzonych przeciwników są to miejsca w okolicy głowy i ewentualne szczeliny między elementami pancerza. A tutaj mamy pyk w pancerz i skazaniec zatacza się, po czym pada na ziemie martwy i zimny. A w tle masaż ramion.
Plus wiedźmińska brzytwa. Przez większość materiałów przechodziła jak masło.
Mimo wszystko nawet wiedźmiński miecz nie kroił pancerzy z taką łatwością.
 
Wydaje mi się, że to będzie tak iść:
1. Mniejsze zło
2. Kraniec Świata
3. Ostatnie Życzenie
4. Wiedźmin
5. Kwestia Ceny
6. Granica Możliwości
7. Miecz Przeznaczenia
8. Coś więcej.
Z redańskich raportów wynika, że Ostatnie Życzenie pojawi się dopiero w odcinku 5, Wiedźmin w 3, a Kwestia Ceny w 4. Reszta się zgadza.
 
Jak dla mnie to właśnie oddanie jej walki o przeżycie pozwoliłoby pokazać przemianę Ciri, a nie jakieś zwierciadła.

"Przetrwała dwa tygodnie w lasach Zarzecza, całkiem sama". Może to ten okres, w którym wprowadzą Darę? Bo i uciekinierów i rolę chętnie bym obejrzał. Chociaż to ostatnie już z perspektywy Geralta w Coś więcej.

Ruchy kamery chciałeś powiedzieć.

Doskonale wiem, co chciałem powiedzieć i dokładnie to napisałem powyżej :)
 
Tak, ale jak sam zauważyłeś, to było pyk w miejsca, których rozwalenie prawie natychmiast kończyło się w miarę szybką śmiercią. W miarę, bo jednak rzadko kiedy po ciosie mieczem się od razu umiera, co Sapkowski często opisywał. W przypadku tak mocno opancerzonych przeciwników są to miejsca w okolicy głowy i ewentualne szczeliny między elementami pancerza. A tutaj mamy pyk w pancerz i skazaniec zatacza się, po czym pada na ziemie martwy i zimny. A w tle masaż ramion.

No ale to własnie różnica w mediach. AS może opisywać dynamiczną scenę pojedynku z kilkoma przeciwnikami i pozwolić sobie na retardacje w formie szczegółowego opisu umierania danego jegomościa. Jak to kurczowo próbuje zatrzymać krwotok z przeciętej tętnicy, jak powoli zamiera w rosnącej kałuży krwi itd. Następnie bez problemu przejdzie wraz z prowadzonym przez siebie Geraltem do następnego przeciwnika i jasno da do zrozumienia, że Geralt zabił wszystkich w mgnieniu oka, a potem pobiegł szukać następnych przeciwników.

Czegoś takiego na ekranie nie pokarzesz, bo całą scenę i jej dynamizm szlag trafi. Takie kontemplacje umierania musza zostać zarezerwowane na bardziej intymne pojedynki jeden na jeden; jak z Renfrii.

Wracając na chwilę do pancerzy i łatwości z jaką Gerwant je przecina w scenie na zamku w Cintrze, to oczywistym jest, że to absurd. Człowiek w zbroi płytowej, to średniowieczny ekwiwalent czołgu. Tylko, znowu, nie ma możliwości pokazania starcia z takim rycerzem nawet w quasi realistycznej konwencji, bo cały książkowy styl szlag trafi.

No chyba, że oczekujesz, że Geralt będzie przewracał każdego rycerza i starał się wbić ostrze sztyletu między płyty lub ewentualnie złapie miecz w połowie długości drugą ręką i będzie uprawiał mozolną "półszermierkę", podczas gdy w tle Pavetta, przeprowadza remont zamku.

Pewne rzeczy można napisać, ale niekoniecznie można pokazać.
 
Last edited:
W kontekście powyższej dyskusji na temat różnic w medium podzielę się ciekawym doświadczeniem, jakim jest jednoczesne czytanie książek z serii The Expanse i oglądanie serialu będącego adaptacją tychże, powszechnie zresztą uznawaną za bardzo dobrą.

Rezonans emocjonalny z tymi książkami mam znacznie mniejszy, niż w przypadku Wiedźmina, a i tak irytują mnie momentami nawet najmniejsze zmiany. Dlaczego? Dlatego, że diabeł tkwi w szczegółach. Problem z ingerencją w materiał źródłowy jest taki, że działa ona kaskadowo - każda, drobna zmiana ciągnie za sobą kolejne i tak do momentu, aż kształt linii fabularnej ulega całkowitej zmianie. I nawet, jeżeli nie jest ona tą główną, najważniejszą, to i tak najczęściej znacząco wpływa na jej odbiór.

Jest różnica między zgodną z definicją tego słowa adaptacją materiału książkowego do innego medium, a celowym upraszczaniem historii poprzez ogołacanie szkieletu opowieści z elementów, które w ostatecznym rozrachunku dodają jej emocjonalnej i merytorycznej głębi, albo dodawanie do niej łopatologicznych obrazków, które zabijają subtelność niedopowiedzeń oryginału.

Expanse robi obydwie te rzeczy. Z jednej strony logicznie umieszcza później pojawiającą się w pierwowzorze postać na palecie głównych bohaterów już od pierwszego odcinka, żeby nakreślić właściwie jej rolę w szerszym spektrum opowieści i jasno zaznaczyć polityczne tło świata przedstawionego, z drugiej zmienia znacznie charakter niektórych wydarzeń i dodaje do nich swoje trzy grosze, żeby sztucznie zwiększyć napięcie i dramaturgię waląc widza łopatą przez łeb i krzycząc: Patrz, oglądaczu! Zobacz, jak się dzieje! Martw się, bój się, wierć się!
Z jednej strony wprowadza zmianę właściwie konieczną, by wiarygodnie zarysować świat, z drugiej stawia na niskie instynkty i tanie, pseudo dramatyczne chwyty. Gdzie w tym znaleźć złoty środek?

Te wszystkie drobiazgi, o których wspomina się wyżej, które ponoć nie zakłócą ogólnego przebiegu fabuły i nie naruszą jego rdzenia moim zdaniem zmienią jego postrzeganie. A o to właśnie chodzi. O wydźwięk. O to jak przedstawione na ekranie wydarzenia rezonują z widzem, o zobrazowanie, wizualne wzbogacenie scen, które w czytelnikach wzbudziły konkretne emocje. Ktoś mi powie gdzie w tym wolność twórców, gdzie w tym świeżość, ale ja znajduje w tym wartość. W dosłownej wizji twórców, w kinematografii i jej technice.

To powiedziawszy przyznam też, że zwiastun mi się podobał - montaż, choreografia walk, zdjęcia, wygląd Cavilla, nawet Yen zrobiła na mnie super wrażenie, tylko... No, narracja jakaś taka mdła, jakby ktoś wrzucił gęsty ekstrakt z dzieła Sapkowskiego i wymieszał go z telewizyjną deszczówką. Oby cały serial nie był taki.
 
Ostatnie Życzenie pojawi się dopiero w odcinku 5, Wiedźmin w 3, a Kwestia Ceny w 4.
Wydawało mi się, że postać z Wiedźmina (Segelin) pojawi się w 4 odcinku, dlatego tam umieściłem to opowiadanie.
Dlatego, że diabeł tkwi w szczegółach. Problem z ingerencją w materiał źródłowy jest taki, że działa ona kaskadowo - każda, drobna zmiana ciągnie za sobą kolejne i tak do momentu, aż kształt linii fabularnej ulega całkowitej zmianie. I nawet, jeżeli nie jest ona tą główną, najważniejszą, to i tak najczęściej znacząco wpływa na jej odbiór.
So true. Czytając książki o Potterze można było zauważyć, że Rowling uwielbiała umieszczać mnostwo drobnych wątków/ smaczków/ postaci, które na początku lub na pozór były nieistotne, by w kolejnych częściach miały one wręcz kolosalne znaczenie dla fabuły/ zachowania/ motywacji niektórych postaci.
Steve Kloves, który pisał scenariusze Potterowych ekranizacji chyba w ogóle nie zdawał sobie z tego sprawy, i działał na zasadzie, że film będzie ogólnym streszczeniem książki, wywalając masę rzeczy któóre jemu wydawały się "zbędne" przy tym czytając tylko tą książkę, której adaptował scenariusz, nie sięgając po kolejne, chyba naiwnie myśląc że sequeli nie będzie ( I przez to nie wiedział, co będzie istotnym wątkiem w kolejnej części a co nie). A sama Rowling też nie miała ochoty wyprowadzać go z błędów które popełniał. W efekcie oglądając filmy Potterze odnosi się wrażenie, że pewne zdarzenia i zachowania mają miejsce "bo tak" a nie że wynika to z ciągu przyczynowo skutowego. Najmniejszy z tym problem mają Komnata Tajemnic, Kamień Filozoficzny i Insygnia Śmierci, i to tylko dlatego bo są najwierniejszymi ekranizacjami, a i tak wywalono z nich wiele rzeczy, które scenarzyście wydały się niepotrzebne. W efekcie oglądając te filmy ma się wrażenie, że twórcy wręcz od ciebie wymagają, abyś najpierw przeczytał książke przed obejrzeniem filmu, żebyś w ogóle wiedział co się dzieje i przy tym zakładał, że pewne książkowe zdarzenia miały miejsce poza kadrem. A coś takiego jest moim zdaniem niedopuszczalne przy adaptacji czegokolwiek, bo adaptacja powinna jednak stać na własnych nogach, niewymagając od odbiorców niczego.
 
Last edited:
Tak to właśnie działa, zresztą mam wrażenie, że już jakiś czas temu pisałem coś podobnego.

Cięcia czy zmiany są oczywiście czasem konieczne, nawet z prozaicznego powodu metrażu, jednak muszą być poprowadzone zgrabnie i bez szkody dla szkieletu fabularnego, character arc postaci oraz nie zmieniać ciągu przyczynowo-skutkowego. To ostatnie jest bardzo ważne. Czasem dzięki różnym niuansom rozumiemy czyjąś motywację i to właśnie ich brak sprawia, że podczas oglądania ekranizacji zastanawiamy się "Ale po co on to właściwie robi? Ale dlaczego tym się tak przejmuje?".

Dlatego nie widzi mi się serial, bo o nim już wiem, że zmieni wszystkie powyższe rzeczy i to, że tak powiem chętnie i zamierzenie, bo wizją showrunnerki nie jest ekranizacja, tylko opowiedzenia jakiejś swojej historii korzystając ze znanych bohaterów i dekoracji.

Przykład cięcia materiału, który doskonale bym zrozumiał: skasowanie całego wątku "grallopodobnego" w Pani Jeziora. Jest on na tyle różny stylistycznie, że już w książkach wychodzi to mocno na doczepkę, a w wizualnym medium tym bardziej, a także zupełnie niewiele wnosi do postaci Ciri i to samo można oddać w kompletnie skrócony sposób.



Expanse robi obydwie te rzeczy. Z jednej strony logicznie umieszcza później pojawiającą się w pierwowzorze postać na palecie głównych bohaterów już od pierwszego odcinka, żeby nakreślić właściwie jej rolę w szerszym spektrum opowieści i jasno zaznaczyć polityczne tło świata przedstawionego, z drugiej zmienia znacznie charakter niektórych wydarzeń i dodaje do nich swoje trzy grosze,

Dla równowagi, mogę podać przykład zmieniającej to i owo ekranizacji ale nawet na lepsze: You. Zaraz po premierze serialu przeczytałem książkę i byłem pod wrażeniem, jak twórcy dobrze oddali całość wydarzeń, charakterystyczne elementy stylu pisarskiego z pierwowzoru przenieśli na ekran, z konieczności unowocześnili i urealnili wydarzenia (chodzi o śledzenie przez głównego bohatera innych za pomocą mediów społecznościowych, które od premiery książki przeszły sporo zmian) a także dokonali jednej bardzo dużej zmiany w fabule, jeszcze bardziej podnosząc stawkę wydarzeń. Chociaż czy to ostatnie się nie odbije czkawką, zobaczymy w drugim sezonie. Bo jest tak:


Problem z ingerencją w materiał źródłowy jest taki, że działa ona kaskadowo - każda, drobna zmiana ciągnie za sobą kolejne i tak do momentu, aż kształt linii fabularnej ulega całkowitej zmianie.

Dobrym przykładem na takie zmiany jest GoT i kompletna rezygnacja z postaci Aegona, której potem wyraźnie zaczyna brakować w kolejnych sezonach nie tylko jako takiej, ale głównie jako narzędzia w fabule i źródle motywacji dla poszczególnych bohaterów, np. Varysa.


AS może opisywać dynamiczną scenę pojedynku z kilkoma przeciwnikami i pozwolić sobie na retardacje w formie szczegółowego opisu umierania danego jegomościa. Jak to kurczowo próbuje zatrzymać krwotok z przeciętej tętnicy

O ile co do walki zgadzam się, że widziana przez nas próbka wygląda nieźle pod kątem balansu między realizmem a filmowością (wyjąwszy wyraźny brak kontaktu przeciwników z mieczem Geralta) to akurat coś takiego spokojnie dałoby się pokazać językiem filmowym - wystarczy szybki montaż i pokazanie np. trzymającego się za gardło i tamującego fontannę krwi przeciwnika, albo po załatwieniu kilku delikwentów ujęcie na to, jaką masakrę zrobił z nich wiedźmiński miecz.

Ale nie jest przecież powiedziane, że takich ujęć w serialu nie zobaczymy.
Post automatically merged:

Plus, nie wiem nic o tym by wątek Dziecka Niespodzianki czy trafienie na nią po Rzezi zostały usunięte

Generalnie zgadzam się z z Tobą, że się nie zgadzamy i na tym musimy poprzestać :D

Wspomnę tylko o tym - wiemy to, bo wiemy że Ciri celowo będzie szukać Geralta i samo to zabija ten koncept zupełnie.
 
Last edited:
Ludzie tutaj zaczynają jako przykład zupełnie nieudanych adaptacji powoływać się na takie hity kinowe i serialowe, jak Harry Potter czy Gra o Tron (nielicząc ostatnich sezonów...). Poważnie?

Gdzieś wcześniej w tym wątku ktoś poruszył temat ekranizacji Władcy Pierścieni. Zgadzam się z użytkownikiem, który to pisał: jest to czołowy przykład ekranizacji lepszej od książek. Peter Jackson wyciągnął z książek bądź co bądź BARDZO WAŻNE (przynajmniej według czytelników) dla historii postacie i wydarzenia, a jednak wyszło z tego arcydzieło, które nie tylko dało prozie Tolkiena nowe życie, ale wypromowało też całą literaturę Fantasy i z niszowych historyjek "dla dzieci" uczyniło je częścią popkultury.

Jackson po prostu miał swoją wizję Śródziemia, Tolkien miał swoją. To jest ważne.

Z tego co kojarzę, nawet spadkobiercy Tolkiena uważają, że filmy Władca Pierścieni (nie tylko Hobbit) są niczym w porównaniu do tego, co pisał ich ojciec, bo zupełnie zmieniły klimat dzieła. Bo odszedł Tom Bombadil, odeszło wiele hobbickich pieśni, zniknęło wiele żartów, a gdzieś w tym wszystkim zniknął ten sielski klimat książek (odczuwalny wciąż w filmach właściwie jedynie w Shire, głównie dzięki muzyce genialnego Howarda Shore'a). Książki Tolkiena wręcz biją po oczach tą sielskością, bardzo subtelnym, "dziadkowym" humorem, jak ja to nazywam, i pewną dziecinnością - i to przez znaczną część książki, a nie tylko początek. Wyobraźcie sobie zresztą co by było, gdyby filmy były całkowicie wierne książkom i Frodo opuszczałby Shire w 1/3 filmu! Widz zanudziłby się na śmierć (mimo że w książce nie jest to w ten sposób odczuwalne). Jackson po prostu sprawnie wyekstrachował te niepotrzebne - jego zdaniem - rzeczy i zastąpił sporo dojrzalszym, w pewnych aspektach mroczniejszym klimatem (który w książkach również występuje, ale nie buduje aż takiego napięcia w czytelniku - gdyby co i rusz ktoś śmiałby się z hobbitów, że są grubi, a Aragorn w Bree obrażał Barlimana od grubasów, to filmy straciłyby po prostu swoją powagę. Pewnie, część tego humoru pozostało (głównie w wersji reżyserskiej), ale generalnie filmy są po prostu poważniejsze od książek. I to mocno boli purystów książkowych, bo uważają film za zupełnie odmienny od książek. Tylko czy to czyni film gorszym? Otóż, moim skromnym zdaniem, w tym konkretnym wypadku nawet lepszym.

Przejdźmy więc do wymienionych wcześniej adaptacji Harrego Pottera i Gry o Tron. Czy naprawdę nie da się nic zrozumieć z tych dzieł, bo pewne wątki zostały usunięte lub zmienione w porównaniu z oryginałami literackimi? Nie czytałem ani jednego, ani drugiego, a jednak oglądając ich adaptacje wydaje mi się, że nic nie działo się tam "z dupy". Nawet jeśli dla kogoś, kto czytał książki, usunięcie jakiejś postaci mogłoby spłycić motywacje innego bohatera czy też jego osobowość, to człowiek, który z książką nie miał do czynienia, tego nie wyłapie. Scenarzyści naprawdę nie zawsze są idiotami, wbrew temu co się tu pisze. Zdarzają się tacy, prawda, ale twierdzenie, że skoro zmienili X, to całość jest od razu do wyrzucenia - jest po prostu śmieszne.

Scenarzyści, pomijając oczywiście poszczególne dialogi czy przebieg scen, zmieniają przede wszystkim trzy rzeczy:
1. Wygląd bohaterów - czy komuś przeszkadza, że Boromir w filmach nie ma książkowego, rogatego hełmu? Przecież taki hełm w dużym stopniu wpłynąłby na zupełnie inny odbiór bohatera. No i co z tego, skoro taki odbiór można wykreować też umiejętnym prowadzeniem historii? Analogicznie rzecz ma się z dyskusją na temat Yennefer czy, w mniejszym stopniu, Ciri. Bo wydaje mi się, że z wyglądem Cavilla każdy się raczej oswoił, a co najwyżej kwestią dyskusyjną jest jego gra aktorska.
2. Charakter bohaterów - czy komuś przeszkadza, że w filmach namiestnik Denethor został wykreowany na znacznie bardziej negatywną postać, niż ma to miejsce w książkach? Chyba tylko purystom książkowym, którzy nawet najlepszy film by wyklęli, choćby tylko jedna pojedyncza rzecz nie zgadzała się z oryginałem. Charakter postaci drugo i trzecioplanowych ma mały wpływ na historię. Ostatecznie chodzi przecież o to, jak dane dzieło się czyta/ogląda, a to, mimo uczynienia z Denethora znacznie bardziej negatywnej postaci - w przypadku Władcy Pierścieni - nie zmienia tego na gorsze. W przypadku Wiedźmina od Netflixa natomiast - nie widzę jakichś większych odstępstw w postaciach pierwszoplanowych pod tym względem od książki. Geralt pozostał Geraltem - sarkastyczny (scena z orgią - abstrachując czy scena się podoba czy nie, choć mi akurat tak, bo jest to przecież czysty ukłon do książkowych dialogów i Geraltowego (Pandżejowego) sarkazmu, jak chociażby żartu z wiosłem na plecach... - i scena z Płotką), filozofujący (scena, w której mówi o wyborze między złem a złem czy scena z Triss z poprzedniego trailera) i z powodu stwierdzeń innych ludzi nie czujący się zdolnym do miłości (sceny z Yennefer i rozmowa z Myszoworem pod koniec zwiastuna). Yennefer - uwodząca, wysługująca się mężczyznami, elegancka i wyrachowana a jednocześnie wrażliwa, wewnętrznie skrzywdzona i pragnąca miłości. Ciri - tutaj trailery nie pokazały zbyt wiele, ale z tego co pokazano i mówiono w wywiadach, scenarzyści zachowali jej buntowniczy charakter ("I can't do this without you!"), pewne wyobcowanie i nierozumienie świata czy taką typową męską zadziorność. Z postaci pierwszoplanowych nie zmieniono więc charakteru ani jednej postaci.
3. Tok wydarzeń - Tutaj sprawa ma się już inaczej, bo ma spory wpływ na odbiór serialu. Tutaj trzeba po prostu liczyć na to, że wprowadzone zmiany (które nie zawsze wynikają z powodu złych chęci twórców, a czasem po prostu z potrzeb medium - jak chociażby zmiana wieku dla Ciri, która nie była spowodowana bezpośrednią decyzją showrunnerki, tylko brakiem odpowiednich aktorek w młodym wieku) nie sprawią, że serial będzie się oglądało źle.

Bo nie chodzi o to, by serial był stuprocentowo zgodny z treścią książek, tylko by po prostu był ciekawą rozrywką, dobrym do oglądania serialem. Jeśli ktoś uważa inaczej, to niech czeka na kolejną trylogię Władcy Pierścieni, w którym przywrócą postać Toma Bombadila i zachowają stuprocentową zgodność z oryginałem - wtedy zobaczylibyśmy, że mimo wszystko, zmiany scenarzystów nie zawsze są złe. :)

Dżizas, czemu nikt nie krytykował gier, że przedstawiają zupełnie inną historię, a śmią się tytułować "Wiedźminem"? Bo w tym wątku widziałem już takie teksty, że jeśli zmienią zbyt dużo w historii, to już nie będzie "Wiedźmin". Otóż nie, bo wtedy gry CDP również nie są "Wiedźminem". Koniec, kropka.
 
Last edited:
przykład zupełnie nieudanych adaptacji
Chłopie czy ja napisałem że Harry Potter to dla mnie zupełnie nie udana adaptacja? Szincza wyjaśnił, dlaczego jego zdaniem drobne zmiany mogą mieć kluczowe znaczenie w adaptowaniu czegoś, a ja za przykład potwierdzający jego tezę podałem ten, który jest mi najbliżej znany. Nie uważam przy tym by filmy o HP były kompetnie nieudanym adaptacjami, choć moim zdaniem części 4,5, i 6 ssają.
a jednak oglądając ich adaptacje wydaje mi się, że nic nie działo się tam "z dupy".
Zastanawiam się które oglądałeś. Bo właśnie wymienione przeze mnie wyżej części 4,5 i 6 są pod tym względem najgorsze.
czy komuś przeszkadza, że w filmach namiestnik Denethor został wykreowany na znacznie bardziej negatywną postać, niż ma to miejsce w książkach?
Mnie przeszkadza, choć ja bym powiedział, że filmach zrobiono z niego nawiedzonego idiotę.
 
No, narracja jakaś taka mdła, jakby ktoś wrzucił gęsty ekstrakt z dzieła Sapkowskiego i wymieszał go z telewizyjną deszczówką. Oby cały serial nie był taki.

Chyba różnica w podejściu do tych zmian bierze się stąd, że ja jak najbardziej ekstrakt książek tam czuję, rozwodniony tylko w małym, nieznacznym stopniu :D

Wspomnę tylko o tym - wiemy to, bo wiemy że Ciri celowo będzie szukać Geralta i samo to zabija ten koncept zupełnie.

Jeżeli to Ciri znajdzie Geralta, to będę pierwszym, który złapie za widły, wierz mi :D Oczywiście mogą to zmienić, jak wszystko, ale skoro potwierdzone są już role z Coś więcej, plus nie ma powodu jak przy Mieczu Przeznaczenia, że wiek Ciri w czymś przeszkadza, to oczekuję wiernego odwzorowania wydarzeń. To, że Ciri będzie szukać Geralta, nie oznacza, że go znajdzie. W Mieczu Przeznaczenia była bardzo ochoczo nastawiona do faktu, że spotkała Geralta i na końcu krzyczała, by nie odchodził i jest jego przeznaczeniem, a Myszowór powiedział mu, że nie ucieknie przed nią.

Nie chcę nawet myśleć, że Geralt nie spotka wcześniej Ciri, bo nawet w naszym serialu ją spotkał. I zgodzę się, że zmiana tego faktu wpłynie mocno na odbiór relacji Geralta z Ciri. A w zasadzie tej relacji wtedy w ogóle nie będzie. W pierwszym opisie serialu było info o rodzinie, więc na razie nie mam powodu do obaw, bo jeśli twórcy kładą na to nacisk, to wręcz muszą dać im wspólne sceny. Jak rozumiem, Ty aż takiej wiary w kompetencje scenarzystów nie pokładasz, z wiadomego powodu, nie czujesz, by to był wiedźmin jakiego lubisz. No a mnie kupili.
 
Ludzie tutaj zaczynają jako przykład zupełnie nieudanych

Eee... Nie. Pomijając już to, czy HP był gigantycznym sukcesem dlatego, że to dobre filmy, czy dlatego że był ekranizacją absolutnych bestsellerów - ty myślę odpowiedź jest oczywista. Dziełami kinematografii to te filmy nie są.


Jackson po prostu miał swoją wizję Śródziemia, Tolkien miał swoją. To jest ważne.

W jaki sposób szeroko rozumiana wizja Jacksona różni się od tej Tolkiena? Moim zdaniem właśnie się nie różni i stąd między innymi sukces filmów.


Książki Tolkiena wręcz biją po oczach tą sielskością, bardzo subtelnym, "dziadkowym" humorem, jak ja to nazywam

Filmy również.


Czy naprawdę nie da się nic zrozumieć z tych dzieł, bo pewne wątki zostały usunięte lub zmienione w porównaniu z oryginałami literackimi? Nie czytałem ani jednego, ani drugiego

I na tym może poprzestańmy, bo dyskusja jest o ekranizowaniu książek właśnie :)


Dżizas, czemu nikt nie krytykował gier, że przedstawiają zupełnie inną historię,

To bardzo proste - bo gry są kontynuacją książek, a nie ekranizacją.
Post automatically merged:

Jeżeli to Ciri znajdzie Geralta, to będę pierwszym, który złapie za widły, wierz mi :D

Oki, wierzam Ci :)


To, że Ciri będzie szukać Geralta, nie oznacza, że go znajdzie

Bardziej mam na myśli istotę "niespodziankowości" Dziecka Niespodzianki. Opowiadanie "Coś więcej" jest piękną klamrą całej historii właśnie przez to, że tam nikt nikogo nie szuka, a jednak przeznaczenie zwycięża. Prosta, ale ładna i emocjonalna rzecz. Jeśli oni się potem specjalnie poszukują, to dla mnie dlatego właśnie cała ta koncepcja, ważna w książkach, staje się wypaczona.


Jak rozumiem, Ty aż takiej wiary w kompetencje scenarzystów nie pokładasz, z wiadomego powodu, nie czujesz, by to był wiedźmin jakiego lubisz. No a mnie kupili.

Dokładnie:)
 
Last edited:
I na tym może poprzestańmy, bo dyskusja jest o ekranizowaniu książek właśnie :)
Rozumiem. Czyli dyskusja tutaj toczy się nie o to, czy serial będzie dobrym serialem, tylko czy będzie wierny książkom. Was nie interesuje jakość końcowego produktu, ale żeby był zekranizowaniem scen z książki. Rozumiem, że również tych słabych wątków, jak te grallopodobne, które w Pani Jeziora służą według mnie za dobitny przykład tego, jak Sapkowski albo zaliczył spadek formy po Chrzcie Ognia, albo nie miał już pomysłu, albo pisał na odwal się, byle ilością stron zadowolić wydawcę.

Staram się was po prostu uświadomić, że nawet Pandżej mówił, że na tej krzywej Gaussa o kształcie wielkiego cycka istnieją produkcje, które są lepsze od oryginałów - a na pewno nie są lepsze dlatego, że oddają słowo w słowo treść książki. I mimo że szanse na przebicie prozy Pandżeja są raczej małe - to już większość produkcji na tym wielkim cycku znajduje się w okolicach sutka, a znaczna większość filmów to jednak adaptacje, a nie wierne ekranizacje. Na ostateczny werdykt poczekałbym z premierą pierwszego sezonu, a najlepiej - całego serialu. Bo pisanie, że serial jest najgorszy (czy najlepszy) w sytuacji, w której wiemy na razie tyle, że twórcy, moim skromnym zdaniem, dobrze oddali charaktery i ogólny klimat książek (faktyczny klimat książek, a nie ten wykreowany przez gry, które na dobrą sprawę też nie oddają tego klimatu perfekcyjnie, bo są po prostu kolejną wizją twórców), przy okazji zmieniając nieco wyglądy bohaterów i sporo w osi fabularnej - z powodu pewnych konieczności lub nie - jest naiwne. I w najgorszym wypadku wyjdzie to tak, że mimo bardzo dobrego (nie mówię, że taki będzie, ale to w najgorszym wypadku!) serialu, zostanie on tak zbojkotowany przez niezgodność z książkami, że nie odniesie żadnego sukcesu. Bo znam takie przypadki, w których osobiście oceniłbym jakiś film, książkę czy grę na co najmniej 8/10, a mmo to społeczność masowo hejtuje produkcję, najczęściej nawet nie oglądając/czytając/grając, i w efekcie dzieło nie odnosi sukcesu, i mimo wybitnej jakości, nie powstaje jej kontynuacja. Co jest smutne.
 
serial będzie dobrym serialem, tylko czy będzie wierny książkom.
To się poniekąd ze sobą łączy, bo książki miały świetne historie z dobrze zarysowanymi bohaterami.
Ale fakt, nie oznacza to, że serial nie będzie dobry, choć co do tego jest sporo wątpliwości. Wszystko wskazuje na razie na to, że to będzie typowy, netflixowy średniak.
 
Bardziej mam na myśli istotę "niespodziankowości" Dziecka Niespodzianki. Opowiadanie "Coś więcej" jest piękną klamrą całej historii właśnie przez to, że tam nikt nikogo nie szuka, a jednak przeznaczenie zwycięża. Prosta, ale ładna i emocjonalna rzecz. Jeśli oni się potem specjalnie poszukują, to dla mnie dlatego właśnie cała ta koncepcja, ważna w książkach, staje się wypaczona.

Czaję, ma to sens. Wciąż jednak widzę na to miejsce, o ile spotkają się wcześniej, przypadkowo. Potem Ciri zrezygnowana po nieudanych poszukiwaniach zacznie sadzić marchew, a Geralt pojawi się znikąd.

Jeżeli się nie spotkają wcześniej to będzie poziom niżej od W3 (prolog w KM plus dialog u Corine Tilly, fantastyczne przybliżenie więzi graczowi) i nawet od polskiego serialu (świątynia bo świątynia, ale się spotkali, szkoda tylko, że potem był wątek Ciri z maską sado-maso, bleh). Stworzenie więzi między tymi postaciami to ultraważne wydarzenie, pozwalające na dalsze logiczne prowadzenie historii w zgodzie z Sagą. Dlatego absolutnie nie myślę, że czegoś takiego nie będzie (chyba, że już mają zamysł zmian w Krwi Elfów, a więź będą budować na drodze Geralta i Ciri do Kaer Morhen).
 
Status
Not open for further replies.
Top Bottom