[Yen i Geralt są dla Ciri jak rodzice. Yennefer nazywa ją córeczką i tak traktuje, a AS mówił w wywiadach, że szary kolor włosów Jaskółki jest symboliczny - połączenie bieli u Geralta i czerni u Yen. Zresztą wszystko, co czarodziejka robi w grze, robi po to, żeby ją odnaleźć i ochronić. Naraża się Myszoworowi, zadziera z kapłankami Freyi, wchodzi w sojusz z Emhyrem.
Guzik prawda. Oboje traktują ją jak córkę ponieważ kompensują sobie tym brak posiadania dziecka i bezpłodność. A instynkt rodzicielski mają oboje, Geralt z tego powodu że mutacja mu nie do końca poszła a Yen z racji podeszłego już wieku.
I wszystko co robią robią dla siebie usprawiedliwiając swoje decyzje ,,dobrem dziecka''. Naraża całe Skelige sytuacją z maską (skoro Yen uznaje jej moc to i zdaje sobie sprawę co jej użycie sprowadzi. W razie co można śmiało założyć że po zdobyciu informacji przeteleportowała by się wraz z Geraltem i pozwoliła zatopić wyspy). Odstawienie córki do Emhyra również nie rozwiązuje sprawy jako że jest dobre wyłącznie z perspektywy spokoju wewnętrznego ,,matki'' gdzie dobro córki gra drugorzędną rolę. Zresztą to ,,dobro'' pokazane jest jednoznacznie w akcji kiedy cesarzowi przedstawiany jest Uma.
Po co?
Na jego dworze nie ma żadnych silnych czarodziejek. Filakterium posiada Yen, słowa zaklęcia zna Geralt, na zdejmowaniu przekleństw znają się wiedźmini a za tłumaczkę służy Stokrotka z Dolin. Po cholerę tam Emhyr jeśli nie po to by znów, budować grunt pod Yen? Czyli doradczynie nowej cesarzowej największego imperium jakie widział świat? Do tego uniewinnienie loży i zapewnienie tymsamym Yen silnej pozycji w tejże. Yen do tego stopnia jest egoistyczna że gdy Geralt odmawia widzenia z Emhyrem zdradza to mu, co kończy się złapaniem go na gościńcu. Drogę do Ker Morhen znają jedynie nieliczni, namierzenie go gdy spieszył się w to konkretne miejsce musiało być jednoznaczne ze znajomością kierunku w którym się udawał. Może nie samej warowni ale obszar poszukiwań musieli znać.
Dla mnie cała postać Yen kręci się wokoło... Yen. I tego co ona
chce bądź
uważa za dobre. Choć często rozmija się to ze stanem faktycznym, przynajmniej w mojej ocenie świata przedstawionego. Pomijam że dokładnie tak samo widzę tą postać w sadze więc została zrealizowana znakomicie.
To czego natomiast brakuje Triss to właśnie ukazania jak zamotana jest w sobie, swoich decyzjach i emocjach. Ona by ze sporym prawdopodobieństwem wbiła Yen nóż w brzuch gdyby nie świadomość tego, że w konsekwencji Geralt odrąbał by jej głowę. Jest to typowy (znów w mojej ocenie) przykład miłości szczerej, choć apodyktycznej, zaborczej i nieznoszącej kompromisu. Wykorzystanie amnezji, wypad po różę pamięci i tego konsekwencje, pod koniec W2 paniczna wręcz oferta poszukiwania Yen wraz z Geraltem. Byle tylko być blisko, byle tylko móc jakoś odwieść go od zejścia się z nią, mieć pośredni wpływ na jego decyzje.
Tymczasem w W3 ta postać jest mocno wycofana. Nie rodzi żadnego konfliktu, nie mąci, nie wspomina, nie wytyka ewidentnych zmian które zaszły w Geralcie podczas jego amnezji. Chcemy czy nie w sporej części, to inny wiedźmin niż w sadze, głównie zwz na możliwość wyborów i wielowątkowość. Kastrowanie w związku z tym relacji z Triss, Jaskrem czy Zoltanem jest więc bolesne i nieuzasadnione.
Plus dwaj ostatni powinni mieć na decyzje chłopa o wiele większy wpływ, a on sam, powinien z wielką niechęcią odnosić się do obu czarodziejek. Do Yen z powodu kompletnej ignorancji którą mu okazała nie podejmując się jego poszukiwać, do Triss z powodu oszustwa którego ofiarą się stał.
Ot, moje zdanie. Możecie oczywiście patrzeć na to wszystko inaczej.