No dobra, obejrzeliśmy wreszcie. Może spróbuję w tradycyjnej formie. Uprzedzam, będzie szczerze.
Plusy:
1. Henry jako Geralt i Geralt ogólnie. Nawet jego bejlowanie mi jakoś mocno nie przeszkadza, choć wypada lepiej jak nic nie mówi, muszę przyznać. Ale ta postać jest "jakaś" i można w nią uwierzyć - to znaczy jego decyzje, wypowiedzi itd. są jakoś wewnętrznie spójne i z czegoś wynikają.
2. Choreografia walk - to chyba najmocniejszy punkt realizacyjny serialu. Czuć, że ktoś zastanowił się, jak powinny wyglądać walki z udziałem Wiedźmina i coś starano się z tym zrobić.
3. Kilka postaci drugoplanowych jest w punkt, na czele z Tissaią i Stregoborem.
Minusy (a jest ich znacznie więcej):
1. Scenariusz. Minus największy. Na jego temat napisano już chyba wszystko, ja zacznę od stwierdzenia, że jest naprawdę słaby i nie broni się w żaden sposób - również jako samodzielna opowieść (chociaż nie rozumiem, dlaczego niektórzy oceniają go w taki sposób - to jest ekranizacja i jako ekranizacja było tworzone), co wiem od osoby, z którą oglądałem. Po kolei:
- zamieszanie z chronologią nie dodaje, a odejmuje sensu i dramaturgii wydarzeniom (np. śmierć Calanthe, Eista - serio, jak kogoś może to obejść w pierwszym odcinku? Dodatkowo, wiemy już jak ta historia się kończy, więc nie śledzi reszty losów Cintry z zaangażowaniem)
- rozbudowa i rozdzielenie serialu na trzy linie miało niby spowodować... właściwie to nie wiem co, ale entuzjaści serialu pisali chyba coś o zwiększeniu zaangażowania widza, zlepieniu niby nie ekranizowalnego oryginału w sensowną całość czy coś takiego. Efekt jest taki, że podział na wątki poszczególnych postaci tego w żaden sposób nie niweluje, bo wątki z opowiadań nie kleją się ze sobą w żaden sposób - a nawet jeszcze mniej niż oryginał przez zabawy z chronologią. Ba - nawet napisane w całości przez scenarzystów wątki nie zachowują należytego kontinuum, wyważenia i tempa - wątek Ciri jest zapychaczem okrutnie mało interesującym i rozciągniętym, nudnym i pełnym bezsensowych epizodów, takich jak Brokilon. Wątek Yennefer jak wyżej, ale tam dochodzi jeszcze kiepskie poprowadzenie przemiany Yen, która w sumie przez cały orignowy odcinek prezentuje się jak najgorzej, by potem rosnąć na jakiegoś uber kozaka bez żadnych widocznych powodów. I nawet jak te trzy linie potem splatają się ze sobą, to zanim to zrobią, postronnego odbiorcę są w stanie mocno znurzyć - głównie dlatego, że ja np. wiem, po co pokazują mi jakąś królową, jakąś nastolatkę, która zadaje pytania jak 5-latka (np. słyszy na uczcie że będzie wojna, ale potem siedzi w pokoju i głupio się pyta, gdzie wszyscy pojechali i czemu ona ma tam siedzieć zamknięta - jeden z licznych momentów "wtf" w tej cudnej produkcji). Osoba postronna nie wie tego i nie rozumie, po co ogląda jej losy
- łopatologia - scenariuszowy grzech ciężki, przez twórców Wiedźmina serwowany z gracją ciosu kijem bejsbolowym. Nawijanie o przeznaczeniu co chwila, ciężkie, bardzo siermiężne teksty w rodzaju niektórych wydobywających się z ust Calanthe czy monologu Yennefer znanego już wcześniej - wszystko to powoduje grymas niesmaku. Książki mają pełno subtelnych, pięknych momentów. W serialu ze świecą ich szukać, większość jest niestrawna i ciężka. Wiele konstrukcji jest też bardzo naiwnych, sztampa goni sztampę - praktycznie cały wątek Yen.
- brak logiki i wewnętrznej spójności - zachowaniami bohaterów nie kieruje żadna logika. Nie wiemy, dlaczego robią to co robią, dlaczego akcja raz jest tu, a raz tam i czemu tam, a nie gdzie indziej. Osoba, z którą oglądałem nieznająca książek i nie przepadająca za fantastyką powiedziała po 4 odcinkach, że nie byłaby w stanie w kilku zdaniach powiedzieć, o co w tym serialu chodzi i do czego wydarzenia zmierzają. Nie ciekawiło jej też to, co będzie dalej, bo scenariusz niczego ciekawego nie zwiastuje. Liczne absurdy i nielogiczności, które nie grają, albo żeby zagrały trzeba się napisać kilometry tekstu jak powyżej czyni kolega
@Duckingman o finałowej "bitwie" pod Sodden zostały już opisane przez innych. Sceny z Pavettą, wodą Brokilonu... Po co one są? Nie wiadomo.
- worldbuilding leży i kwiczy - pada mnóstwo nazw, z czego jakieś 80% jest kompletnie nieistotnych dla fabuły albo niepotrzebnych.
- jak mówią młodzi ludzie: masakracja opowiadań - czy tylko mi przeszkadzało to, że w Mniejszym Źle dużo się mówi o mniejszym źle, większym itd., ale przez pewne zmiany w stosunku do oryginału na które pewnie nikt nie zwrócił uwagi, Geralt (gdyby czynami bohaterów rządziła logika, nie Lauren czy plot armory) powinien spokojnie odjechać w siną dal - w końcu już to zrobił - i całego tematu nie powinno być? Takich kwiatków jest więcej.
2. Reżyseria i montaż - są bardzo niespójne, co nawet w serialach posiadających standardowo kilka osób reżyserujących odcinki nie jest zwykle tak widoczne - sceny w ramach jednego odcinka potrafią być diametralnie różne stylistycznie. W ogóle serial jest mocno nijaki w tym aspekcie.
3. Ogólne wrażenie płaskości i taniości wykonania - kadry są wąskie, poza kilkoma ujęciami, w większości CGI. Brak przestrzeni poraża i przeraża - sztandarowym przykładem jest tu Brokilon. Niektóre sceny jak z taniego slashera - przepraszam, ale nie uwierzę, że ktoś się był w stanie przestraszyć albo poczuć atmosferę grozy podczas starcia ze strzygą, nie nie
A jeśli tak, to gorąco polecam mu Fist of Jesus z 2012 roku, powinien być usatysfakcjonowany.
4. CGI jest mocno nierówne, ale więcej w nim stanów nisko-średnich niż tych dobrych. Potwory, mimo że broniłem ich w zwiastunach, niestety w dłuższych ujęciach się nie bronią. Najlepsze są chyba panoramy z cyfrowymi makietami. Czary wyglądają jak z jakiegoś serialu CW, serio, trzeba mieć niski próg bólu, żeby mogły się spodobać
5. Gra niektórych postaci jest strasznie nieprzekonująca, ale to w dużej mierze wina scenariusza - Yennefer gra łagodną dziewczynę, która udaje groźną i poważną kobietę i wygląda to od średnio do groteskowo. Calanthe - postać przez scenariusz, wybaczcie określenie, strasznie zwieśniaczona. O Ciri wiele nie mogę powiedzieć, bo jechała na jednej minie, ale też jak pisałem wina scenariusza.
6. Nilfgaard - tu widziałem gdzieś adekwatne określenie - xD. Te nekromantyczne praktyki, zły uber kozak Cahir... Cały zamysł na Cesarstwo jest karygodny
Jeszcze kilka mógłbym wad wymienić, ale to chyba wystarczy. Szczerze, to gdyby nie to, że to Wiedźmin, po dwóch odcinkach dałbym spokój, jednych tchem mogę wymienić ze 20 ciekawszych seriali. Po 4 odcinkach osoba towarzysząca zażądała przerwy. To miałoby przejąć neutralnych widzów po GoT? Żart, nieśmieszny żart. Przyjemność z oglądania porównywalna z Iron Fist - też obejrzałem z obowiązku, żeby nie było, bom był ciekaw Defendersów. I to nawet nie chodzi o wierność, której się nie spodziewałem od pierwszych przecieków z planu. To jest po prostu słaby serial. Jeżeli ktoś daje mu 8/10 to po prostu mamy baaaardzo rozbieżny gust.
Ode mnie uczciwe 4/10 i dajcie mi teraz tego, co przed premierą tajemniczo się uśmiechał i pisał, że nie ma powodów do obaw, bo jest git
Ktoś tam jeszcze zastanawiał się, czy jakby było 13 odcinków to byłoby bardziej składnie. Moim zdaniem próżne nadzieje, Lauren miałaby więcej miejsca na swoje popisy. Nie liczyłbym też, że jak będzie saga to będzie lepiej - nie może być. Pododawano zbyt wiele, by teraz wrócić do sagi jak gdyby nigdy nic - pozostałe wątki muszą żyć własnym życiem, a i będzie okazja do nowych. Jeśli Lauren tak traktuje materiał, do którego ma szacunek, nie chciałbym zobaczyć czegoś, czego szacunkiem nie darzy.
P.S. Nie powinienem tego pisać, ale... a nie mówiłem? No, niestety.