Dark Mode, powiadacie...
Cóż, jestem na ścisłym finiszu gry, tuż przed zwołaniem nowej Rady itede. Zakupiłem ten nieszczęsny Rynsztunek Bratobójcy na te nieszczęsne 2-3 pozostałe walki.
Czy cokolwiek sprawiało mi do tej pory trudność?
Elementy z duchami wcielającymi się w Geralta w II akcie. Przez zmienioną mechanikę blokowania, oczywiście. Główna, geraltocentryczna część gry, nie była żadnym wyzwaniem, trzeba pamiętać o trzech rzeczach:
-Quen 24/7
-roll all day all night
-sztylety i petardy są OP
Specjalnie nieporadnie budowałem swojego gamonia, dając mu ledwo ledwo finishery pod drzewkiem kawalera mieczowego, Quen oraz alchemię ile się dało. Nic nie stanowi większego wyzwania, aż do dziś teraz.
Ladies and gentlemen...
OPERATOR!
O ile bossów zwykłych powaliłem z palcem w... kieszeni, to Operator nie siada. Wklepać mu trudno, bo rzuca na siebie knockdownującą tarczkę, zaś nie ma odporności na powalenie. Wali te swoje nieszczęsne fireballe, idzie przeżyć. Teleportuje się i pseudoquenuje, ja to łyknę.
Ale gargulce? Gargulce są znacznie większym problemem niż on sam! Ileż razy wypsneła mi się poprawna polszczyzna gdy te... huncwoty zrobiły rajd na moje plecy i dosłownie zdjęły mnie na 2 hity. W najlepszym pancerzu w tej grze, opakowanego eliksirami, buffkami, ulepszeniami i wszelkim tałatajstwem. O ile tę nieszczęsną knockdown tarczkę Operatora można jakoś oszukać, to gargulców się nie da. Są bardzo szybkie, bardzo silne, zdejmują mnie na 3 hity z frontu i 2 hity w plecy, zawsze atakują w parze.
Schemat walki:
-najlepszy pancerz, eliksiry, buffki i inne gramoty na plecy
-idę do misiaka, daję mu w zęby, insta rollout bo GARGULCE PSIA ICH MAĆ
-chowanie się po kątach żeby Quen wytrzymał na tyle długo, bym mógł walnąć gargulca bez oberwania fireballem
-jakimś cudem ubicie obu gargulców, hp się kończy
-epicki bój z samotnym Operatorem, pełen łaciny podwórkowej i pierwotnych okrzyków dominacji
-gargulce.
Konkluzja? Dark Mode jest banalny, ale gargulce są OP. Jakaż to satysfakcja z dobrnięcia do czołówki gry skoro jeden gatunek mobów działa na nerwy z pasją Palikota? Na co zbierałem przez ten zyliard godzin składniki, skoro Rynsztunek Bratobójcy sprawia się jak random dobrane szmaty ze straganu pod domem Mersa?
Mógłbym zwyczajnie przejść grę ot tak, bez bicia Operatora, ale jestem zbyt zawzięty. Szkoda, że zawsze jestem za wolny/za słaby/zbyt pechowy.
Temat ten jest jednocześnie centrum dzielenia się feedbackiem o trudnościach związanych z Dark Mode, nie tylko kącikiem frustrata :3
Cóż, jestem na ścisłym finiszu gry, tuż przed zwołaniem nowej Rady itede. Zakupiłem ten nieszczęsny Rynsztunek Bratobójcy na te nieszczęsne 2-3 pozostałe walki.
Czy cokolwiek sprawiało mi do tej pory trudność?
Elementy z duchami wcielającymi się w Geralta w II akcie. Przez zmienioną mechanikę blokowania, oczywiście. Główna, geraltocentryczna część gry, nie była żadnym wyzwaniem, trzeba pamiętać o trzech rzeczach:
-Quen 24/7
-roll all day all night
-sztylety i petardy są OP
Specjalnie nieporadnie budowałem swojego gamonia, dając mu ledwo ledwo finishery pod drzewkiem kawalera mieczowego, Quen oraz alchemię ile się dało. Nic nie stanowi większego wyzwania, aż do dziś teraz.
Ladies and gentlemen...
OPERATOR!
O ile bossów zwykłych powaliłem z palcem w... kieszeni, to Operator nie siada. Wklepać mu trudno, bo rzuca na siebie knockdownującą tarczkę, zaś nie ma odporności na powalenie. Wali te swoje nieszczęsne fireballe, idzie przeżyć. Teleportuje się i pseudoquenuje, ja to łyknę.
Ale gargulce? Gargulce są znacznie większym problemem niż on sam! Ileż razy wypsneła mi się poprawna polszczyzna gdy te... huncwoty zrobiły rajd na moje plecy i dosłownie zdjęły mnie na 2 hity. W najlepszym pancerzu w tej grze, opakowanego eliksirami, buffkami, ulepszeniami i wszelkim tałatajstwem. O ile tę nieszczęsną knockdown tarczkę Operatora można jakoś oszukać, to gargulców się nie da. Są bardzo szybkie, bardzo silne, zdejmują mnie na 3 hity z frontu i 2 hity w plecy, zawsze atakują w parze.
Schemat walki:
-najlepszy pancerz, eliksiry, buffki i inne gramoty na plecy
-idę do misiaka, daję mu w zęby, insta rollout bo GARGULCE PSIA ICH MAĆ
-chowanie się po kątach żeby Quen wytrzymał na tyle długo, bym mógł walnąć gargulca bez oberwania fireballem
-jakimś cudem ubicie obu gargulców, hp się kończy
-epicki bój z samotnym Operatorem, pełen łaciny podwórkowej i pierwotnych okrzyków dominacji
-gargulce.
Konkluzja? Dark Mode jest banalny, ale gargulce są OP. Jakaż to satysfakcja z dobrnięcia do czołówki gry skoro jeden gatunek mobów działa na nerwy z pasją Palikota? Na co zbierałem przez ten zyliard godzin składniki, skoro Rynsztunek Bratobójcy sprawia się jak random dobrane szmaty ze straganu pod domem Mersa?
Mógłbym zwyczajnie przejść grę ot tak, bez bicia Operatora, ale jestem zbyt zawzięty. Szkoda, że zawsze jestem za wolny/za słaby/zbyt pechowy.
Temat ten jest jednocześnie centrum dzielenia się feedbackiem o trudnościach związanych z Dark Mode, nie tylko kącikiem frustrata :3