Ze smoczycą walka najbardziej jałowa dla grywalności. Za każdym razem, choć wybieram trudniejsze poziomy. Ostatnio na mrocznym raz wczytywałem tę walkę z 10 razy, bo mnie dopadała, potem okazało się, że słabszy miecz (Bratobójcy) jest lepszy niż silniejszy (Deithwen z runami ognia), bo daje lepszą regenerację albo po prostu losowo szybkie sekwencje zabierające dużo życia.
Dziś chciałem poznać inny koniec gry (Ścieżka Roche, Anais dla Natalisa) i wczytałem wcześniejszy save. Walka ze smoczycą, a Geralt ubrany w Pancerz Bratobójcy ze Srebrnym mieczem tego właśnie kolesia, wygrana na wieży za pierwszym podejściem (dużo uników i zawsze Quen po jej ciosie), gdy nagle durna strategia: najpierw LPM przy skoku z wieży, a potem na jej szyi... pomyłka! Bo trzeba dać PPM, a dałem lewy, to mnie zjadła w locie. I walkę, która zabrała 10 minut, a nie dała ŻADNEGO bezpośredniego profitu (jak np.: o wiele trudniejsza walka z Operatorem) można zacząć od nowa.
Odporność Geralta na podpalenie też przy niej bierze w łeb, bo potrafi zapalić jednym dmuchnięciem - to na cholerę te wszystkie ulepszenia?...
NUUUUUDA! Flaki z olejem.
Dodam jeszcze, że smoczyca tylko fajnie wygląda w grze. Poza tym jest fatalnie zrobiona fabularnie (co to za smok bez odporności na magię?!) prócz dwóch momentów - obrona Geralta przed Detmoldem oraz odczarowanie jej przez Geralta - to drugie czyni tę ścieżkę gry wg mnie jedyną słuszną.