A ja trochę z innej beczki, a trochę z tej beczki.
Właśnie obejrzałem dodatki do LotR z rozszerzonej edycji... Po raz drugi w życiu, pierwszy raz oglądałem je po wyjściu wydań 4-płytowych. To było X lat temu i byłem wtedy nastolatkiem, teraz jestem starym chłopem i znacznie "mocniej", bardziej świadomie odbieram te materiały, bo przez ten czas dużo dowiedziałem się o tworzeniu filmów w ogóle a adaptacji w szczególności.
Bardzo polecam wam fragmenty o przenoszeniu trylogii na ekran, przyjemnie jest posłuchać twórców scenariusza i ich wspomnień dotyczących dylematów, trudności, decyzji, jakie musieli podjąć. Mniej przyjemnie można to sobie zestawić z procesem powstawania i wypowiedziami twórców Wiedźmina, ale można dzięki temu zrozumieć, skąd tak duża różnica jakościowa między tymi dwiema adaptacjami.
To dla mnie bardzo dobre porównanie, ponieważ zarówno trylogia, jak i saga o Wiedźminie to dla mnie fantastyczne dzieła literatury fantasy, które zasługiwały na znakomite przeniesienie na ekran tak znamienitej prozy. Jednak przy dziele jakim jest LotR Wiedźmin wypada jak puszczenie brzydkiego bąka pod każdym względem i myślę że nikt nie ma co do tego złudzeń.
Ale gdy obejrzymy sobie te dodatki, uświadamiamy sobie jak bardzo twórcy fascynowali się książkami - współscenarzystka czytała je min. raz w roku, od kiedy skończyła 16 lat
Scenariusz przechodził poprawki wielokrotnie, był przepisywany z powodu zmian koncepcji w zakresie ilości czasu ekranowego i liczby filmów, w jakich miała się zmieścić cała ekranizacja. Naprawdę, gdy oni opowiadają o całości procesu czuć że mają dużą świadomość, co należy z książek pokazać, co można odpuścić, jakie scenki dodać i co one wnoszą, jak budują poszczególne postaci. W prostych słowach - słychać, że ktoś kocha materiał źródłowy i wie co robi.
Tym bardziej robi się smutno, gdy się widzi jaki los spotkał naszą perełkę fantasy
( Na szczęście mogę się upić bezalkoholowym radlerem. Na zdrowie!