Ekranizacja Sagi - czy za drugim razem będzie lepiej? (Hollywood, Platige Films, Netflix)

+
Status
Not open for further replies.
no chyba żartujesz :D

Nie wiem, czy Cavill jest "wybitnie kojarzony" (cokolwiek to znaczy), ale na pewno jest bardziej kojarzony niż Sean Bean wtedy. Zwłaszcza wśród młodych ludzi.

No chyba nie:)

Sean Bean w momencie startu GoT to na pewno bardziej znany aktor niż Cavill teraz.

Najsłynniejszy bohater świata? Może kiedyś:) Weź się zapytaj w pracy tzw. zwykłych widzów, kto grał główną rolę w Człowieku ze Stali to idę o zakład, że większość zapyta "W czym?" :)
Post automatically merged:

Czy gdyby znał dobrze powieść, odegrałby rolę jeszcze lepiej, dodając więcej wartości do końcowego dzieła? No nie. Czy Kit Harington zagrałby Jona gorzej, bez znajomości książek? No nie.

Nie widzę w Twojej wypowiedzi żadnych racjonalnych powodów, dlaczego niby nie. Dobry aktor z pewnością skorzysta z dodatkowego kontekstu, materiału, opisów postaci i jej odczuć, znacznie bardziej szczegółowych niż didaskalia w scenariuszu czy kilka zdań od reżysera. Nikt nie twierdzi ani nie twierdził, że jest to konieczne.

Za to idąc Twoim tokiem rozumowania można stwierdzić, że w ogóle umiejętności aktorskie i wczucie się w rolę (w której znajomość postaci może pomóc) nie mają znaczenia, bo liczy się tylko to jak rozpisana jest rola i jaka jest wizja reżysera. A tak nie jest, świetny (jeden z wielu) przykład to najnowszy Terminator, gdzie Arnie jak zawsze daje z siebie maksa i mimo kiepskiej reżyserii i slabej postaci dzięki swojemu zaangażowaniu w swoją ikoniczną rolę jest jednym z najjaśniejszych punktów filmu.
 
Last edited:
Nawet jak dany aktor będzie znał powieść na pamięć, razem ze wszystkimi kwestiami swojego bohatera, to nic mu po tym, jeśli jego rola w filmie/serialu będzie rozpisana słabo. Może np. wykonywać jakieś gesty które są znane tylko czytelnikom, ale co z tego? Prosty przykład jednej z najlepiej odegranych ról w GOT- Charles Dance. Nie czytał książek, a nie grał w serialu Tywima, on nim tam był.
Może dla równowagi podam przykład aktora, który nie zapoznał się z materiałem źródłowym i zaszkodziło to roli.
Chodzi mi o Michaela Gambona, który w Więźniu Azkabanu zastąpił po śmierci Richarda Harrisa w roli Dumbledore'a i nie przeczytał wcześniej żadnej z książek HP (Nie wiem czy później je nadrobił, bo w szóstym i ósmym filmie jego zachowanie zaczeło bardziej przypominać to z pierwowzoru, więc może tak?) Zdaje się że od początku mu zarzucano, że nie ma w sobie nic z książkowego pierwowzoru. Ten słynął z tego, że był miłym, spokojnym staruszkiem z poczuciem humoru, samym wyglądem bijąc mądrością i zaufaniem. Dumbledore Gambona słynął raczej z tego, że był łatwo wpadającym w złość furiatem, któremu lepiej schodzić z drogi. A memem stała się już scena, gdzie książce Dumbledore pyta: " Harry, czy to ty wrzuciłeś swoje nazwisko do Czary Ognia? - Zapytał Dumbledore spokojnie." a w filmie wygląda to tak:
Z drugiej strony Gambonowy Dumbledore sprawiał wrażenie człowieka bardzo żwawego i żywiołowego, którego Voldemort faktycznie mógł się obawiać, a Harrisa nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić walczącego z Czarnym Panem.
Tak więc, może znajomość oryginału nie jest w większość przypadków potrzebna aktorowi do prawidłowego odegrania roli, ale jej znajomość na pewno mu nie zaszkodzi. Zaś brak tej znajomość, owszem, zaszkodzić może.
 
Najsłynniejszy bohater świata? Może kiedyś:) Weź się zapytaj w pracy tzw. zwykłych widzów, kto grał główną rolę w Człowieku ze Stali to idę o zakład, że większość zapyta "W czym?" :)
Post automatically merged:
Tak jak w większości przypadków zgadzam się z Twoim tokiem rozumowania tak tutaj wydaje mi się, że przyjąłeś błędne założenia odnosząc się do polskiego rynku. Dla nas Superman jest postacią właściwie anonimową i myślę że 90% ludzi z pracy nie będzie też wiedzieć kto to jest Clark Kent. Superman jest drugą po Batmanie najbardziej znaną i najlepiej się sprzedającą pod różnymi postaciami (komiksy, figurki, ubrania etc.) postacią z DC uniwersum. Sprzedaż komiksów w Stanach idzie w miliony w Polsce nie wiem czy w tysiące. Także zaryzykowałbym tezę, że Cavill jest aktorem bardziej znanym niż Sean Bean a jeżeli bardzo byś się spierał to postawiłbym ich na jednym poziomie pod względem rozpoznawalności.
 
Za to idąc Twoim tokiem rozumowania można stwierdzić, że w ogóle umiejętności aktorskie i wczucie się w rolę (w której znajomość postaci może pomóc) nie mają znaczenia, bo liczy się tylko to jak rozpisana jest rola i jaka jest wizja reżysera. A tak nie jest, świetny (jeden z wielu) przykład to najnowszy Terminator, gdzie Arnie jak zawsze daje z siebie maksa i mimo kiepskiej reżyserii i slabej postaci dzięki swojemu zaangażowaniu w swoją ikoniczną rolę jest jednym z najjaśniejszych punktów filmu.
No to poproszę o jakiś inny przykład, gdzie znajomość materiału źródłowego aktora widocznie pomogła w odgrywaniu roli, bo przykład z Arniem taki dość średni. Ten facet po prostu jest dobrym aktorem, i nie odpuściliby ani trochę w odgrywaniu swojej ikonicznej postaci :)

Może dla równowagi podam przykład aktora, który nie zapoznał się z materiałem źródłowym i zaszkodziło to roli.
Chodzi mi o Michaela Gambona, który w Więźniu Azkabanu zastąpił po śmierci Richarda Harrisa w roli Dumbledore'a i nie przeczytał wcześniej żadnej z książek HP (Nie wiem czy później je nadrobił, bo w szóstym i ósmym filmie jego zachowanie zaczeło bardziej przypominać to z pierwowzoru, więc może tak?) Zdaje się że od początku mu zarzucano, że nie ma w sobie nic z książkowego pierwowzoru. Ten słynął z tego, że był miłym, spokojnym staruszkiem z poczuciem humoru, samym wyglądem bijąc mądrością i zaufaniem.
A wiesz na pewno czy że Harris przeczytał książki? Po mojemu zachowanie filmowego Dumbledore'a to raczej kwestia scenariusza i tego jak reżyser ze scenarzystą widzieli tego bohatera. A może Gambon nawet po przeczytaniu książki i uzgadnianiu ze scenarzystami stwierdziłby że taki groźniejszy Dumbledore lepiej się sprawdzi? Jeśli nie, to nawet jakby chciał przemycić swojego Dumbledora, to musiałby to uzgodnić z reżyserem. Chyba że gdzieś potajemnie w co 3 scenie ;)
Co do Harrego.. Przecież Ralph Fiennes nie miał zielonego pojęcia o czym są książki przed zagraniem w 4 części, a wyszło mu świetnie. Czy, gdyby znał je wcześniej, jego Voldemort byłby lepiej zagrany. Nie i tyle :)
 
tutaj wydaje mi się, że przyjąłeś błędne założenia odnosząc się do polskiego rynku

Rzeczywiście, patrzyłem na to bardziej z "naszej" kulturowej perspektywy. Z drugiej strony, ciężko mi też oszacować zamorską znajomość i popularność takich klasyków, jak jeden z najlepiej ocenianych w historii filmów o Bondzie czy ekranizację Władcy Pierścieni. Biorąc to pod uwagę, spokojnie mogę zgodzić się na remis :)


No to poproszę o jakiś inny przykład, gdzie znajomość materiału źródłowego aktora widocznie pomogła w odgrywaniu roli

Już taki przykład podawałem tam wyżej - filmowy Gandalf. Natomiast zwracam delikatnie (delikatnie, bo trochę odbiegliśmy od tematu więc nie chcę się rozwodzić, a raczej zakończyć wątek) uwagę, że Twoje "kontrargumenty" w tym temacie są wybitnie arbitralne.

O jednym piszesz, że znajomość książek nie miała znaczenia, bo to po prostu dobry aktor. O innym, że nawet jakby znał książki to nie zagrałby lepiej - a przecież nie wiesz tego. Nie masz narzędzi, które potrafią wiarygodnie z całą pewnością zaprzeczyć, że znajomość książek pomogłaby albo nieznajomość zaszkodziłaby - podobnie jak zresztą ja. Opieram się raczej na logice - aktor czytając materiał źródłowy lepiej zna klimat książek, kontekst postaci itd. Z kolei wskaźnik zaangażowania/zainteresowania i jego wpływ na jakość na dość uniwersalnych mechanizmach ludzkiej psychiki. Ty zaś po prostu piszesz "lepiej się nie dało". Skąd wiesz? "On tak zagrał, bo to dobry aktor". A skąd wiesz, że nie tylko dlatego, ale dzięki przeczytaniu książek?

Dobry przykład to sam Jackson, który jest wielkim fanem materiału źródłowego w przypadku LoTR i absolutnie nie dam sobie wmówić, że byle jaki najemnik, który książek nie czytał złapałby scenariusz i nakręcił coś równie dobrego, tylko przez fakt bycia dobrym reżyserem.


Tylko że to raczej reżyser/scenarzysta decyduje, czy dane słowa mogą być powiedziane w złości czy spokojnie

Nie do końca. Nie każdy reżyser to Kubrick, który filmy kręcił parę lat, dopóki nie były w 100% zgodne z jego wizją. Wielu z nich daje wolną rękę aktorom - mniej lub bardziej. Gdyby nie to, np. Joker u Nolana nigdy w charakterystyczny sposób nie wystawiałby języka na podobieństwo jaszczurki, Bond w "Tomorrow Never Dies" nie poprawiłby krawata pod wodą, a różne ikoniczne teksty w historii kina by nie padły.
Post automatically merged:

Ten facet po prostu jest dobrym aktorem, i nie odpuściliby ani trochę w odgrywaniu swojej ikonicznej postaci

Zapomniałem zapytać. Arnie dobrym aktorem? Que? :D

Ale to że nie odpuścił swojej ikonicznej roli - to właśnie dowód na obecność wskaźnika zaangażowania. Tutaj nie składowałby po prostu czeku, natomiast niejednokrotnie znamy przypadek, w którym aktor niby jest na planie, a jakby go nie było. Dobry przykład to Affleck, który jest kompletnie innym Batmanem jak mu się chciało w BvS i ciągnął ten projekt, niż potem.
 
Już taki przykład podawałem tam wyżej - filmowy Gandalf. Natomiast zwracam delikatnie (delikatnie, bo trochę odbiegliśmy od tematu więc nie chcę się rozwodzić, a raczej zakończyć wątek) uwagę, że Twoje "kontrargumenty" w tym temacie są wybitnie arbitralne.
No i z drugiej strony mamy filmowego Aragorna :)
Skąd wiesz? "On tak zagrał, bo to dobry aktor". A skąd wiesz, że nie tylko dlatego, ale dzięki przeczytaniu książek?
Bo jest masa przykładów, gdzie aktorzy zagrali świetnie bez żadnej znajomości książek, bo po prostu mają umiejętności, i grają to co w scenariuszu. (jeśli ten jest dobry, wtedy mamy świetne kreacje) Dlatego uważam że znajomość materiału źródłowego u aktora to bardzo fajna rzecz, jeśli reżyser pozwoli na nieco swobody, ale głownie objawia się to w wywiadach (oh, jaki on zajarany rolą) na planie liczy się umiejętność wiarygodnego odegrania rozpisanej w scenariuszu postaci. :)

Dobry przykład to sam Jackson, który jest wielkim fanem materiału źródłowego w przypadku LoTR i absolutnie nie dam sobie wmówić, że byle jaki najemnik, który książek nie czytał złapałby scenariusz i nakręcił coś równie dobrego, tylko przez fakt bycia dobrym reżyserem.
Oczywiście że filmy się udały między innymi dzięki pasji Jacksona do twórczości Tolkiena. (W innym wypadku byłyby to pewnie tylko dobre filmowe produkcje) I właśnie dzięki temu, reżyser umiał poprowadzić i wybrać aktorów w taki sposób, by stworzyli właśnie tak dobre kreacje. Miał w głowie swoją wizję :) Przecież właśnie o tym pisałem. Nie miało znaczenia że Viggo nie znał książek, Jackson zobaczył w nim Aragorna i poprowadził w taki sposób, że dzisiaj nie widzimy nikogo innego w owej roli :)
 
No i z drugiej strony mamy filmowego Aragorna :)

Super, zatrzymajmy się tu:) Dlaczego to, że ktoś jest w stanie zagrać dobrze bez przeczytania książek jest dowodem na to, że przeczytanie książek aktorowi nie pomaga? To niezgodne z zasadami logiki. Na przykład tak pomaga:


uważam że znajomość materiału źródłowego u aktora to bardzo fajna rzecz, jeśli reżyser pozwoli na nieco swobody

Przecież tu nikt nic innego w zasadzie nie twierdzi. Jest oczywistym, że to nie jest warunek konieczny.


Przecież właśnie o tym pisałem. Nie miało znaczenia że Viggo nie znał książek, Jackson zobaczył w nim Aragorna i poprowadził w taki sposób, że dzisiaj nie widzimy nikogo innego w owej roli

To tylko jedna strona medalu. Jego był w stanie poprowadzić, ale może nie każdego byłby w stanie? Może dzięki temu, że Ian znał książki na pamięć, mógł się bardziej skupić na nim, a nie dzielić uwagę na innych aktorów? Wpływ Iana na różne detale podczas kręcenia LotR jest dobrze udokumentowany w materiałach dodatkowych i komentarzach, więc jest to dla mnie wystarczający dowód na to, że owszem, przeczytanie materiału źródłowego może pomóc.

Natomiast przyznam się bez bicia że to, iż jakikolwiek twórca filmu (właściwie twórca czegokolwiek) jest przy okazji fanem tego, co tworzy jest dla niego pomocne wydaje mi się oczywiste. Czemu aktorzy mieliby być wyjątkiem?
 
To ja się z lekka wtrącę i zapytam, czy znajomość książek miałaby wpływ na odgrywanie ról przez Cavilla, Allan i Chalotrę? Załóżmy, że przeczytają dokładnie po trzy razy wszystkie opowiadania, bo to jest ten etap z życia postaci, który nas obecnie interesuje. Cavill chyba się orientuje, kogo mniej więcej gra. Chalotra również jak sądzę. Co do Allan mam pewne wątpliwości, ale wynikają one z tego dziwnego przekonania Hissrich, że Ciri wychowywała się pod kloszem i że świat zewnętrzny to dla niej czysta egzotyka. Tak więc wszelkie zastrzeżenia co do charakteru postaci Ciri składałbym na karb oczekiwań Hissrich, a nie braku znajomości książek.
 
Jestem przekonany, że niezależnie od reżyserii, prowadzenia i scenariusza Cavillowi będzie łatwiej wiarygodnie grać Geralta właśnie dzięki znajomości książek, gier i ogólnemu zajaraniu projektem niż obu paniom. Co nie znaczy, że im się nie uda i nie jest do dla nich możliwe.
 
Super, zatrzymajmy się tu:) Dlaczego to, że ktoś jest w stanie zagrać dobrze bez przeczytania książek jest dowodem na to, że przeczytanie książek aktorowi nie pomaga? To niezgodne z zasadami logiki.
Natomiast przyznam się bez bicia że to, iż jakikolwiek twórca filmu (właściwie twórca czegokolwiek) jest przy okazji fanem tego, co tworzy jest dla niego pomocne wydaje mi się oczywiste. Czemu aktorzy mieliby być wyjątkiem?

Nic z tej pomocy, jeśli reżyser będzie miał zupełnie inną wizję danej postaci. Poza tym zakładasz że każda odgrywana w filmie postać zgadza się z materiałem źródłowym, a często jest inaczej. I wtedy nawet aktor znający postać w każdym szczególe, nic nie wskóra, jeśli scenarzysta albo reżyser będzie miał inny pomysł na jego zaprezentowanie. Aktor nie ma wtedy nic do gadania, tylko odgrywa to co ma w scenariuszu. Z drugiej strony może wystąpić, sytuacja w której dowolność w interpretacji może skończyć się czymś przerysowanym i tak dalej. Okaże się że wizja aktora, którą sam sobie wytworzył na bazie powieści jest niezbyt fajna, i tak dalej...
Po prostu jest za dużo przykładów z świetnymi rolami, gdzie aktor nawet nie zapoznał się z ani jedną stroną materiału źródłowego. Dlatego uważam, że nie jest to coś koniecznego., bo jak jest dobry aktor, scenariusz i reżyser, to wtedy mamy dobry film. I nikogo nie interesuje który z nich znał powieść, a który nie. Wtedy jest to traktowane tylko w ramach ciekawostki.
Wiadomo, fajnie jak wszyscy zaangażowani w projekt to pasjonaci. Ale jak pokazują filmy, nie jest to nic koniecznego do powstania dobrych filmów. I o to się rozchodzi :p

Jestem przekonany, że niezależnie od reżyserii, prowadzenia i scenariusza Cavillowi będzie łatwiej wiarygodnie grać Geralta właśnie dzięki znajomości książek, gier i ogólnemu zajaraniu projektem niż obu paniom. Co nie znaczy, że im się nie uda i nie jest do dla nich możliwe.
Nie mam nic do Cavilla w roli Geralta (chociaż mogli go bardziej ucharakteryzować) Ale z trailera wydaje mi się, że trochę za bardzo chce "naśladować" Geralta z gier. Jak dotąd, Żebrowski wydaje mi się bardziej naturalny w tej roli. Ale i tak pewnie to wrażenie minie po pierwszym odcinku. (oby)
 
Geralt Żebrowskiegp to jak dla mnie momentami był właśnie mocno egzaltowany w wyrażaniu tych swoich przemyśleń (napisanych zresztą łopatologicznie, ale to już nie jego wina). Ja mam szczerą nadzieję, że w serialu Netflixa nie zabraknie Geralta marudy, który zachowuje się czasami bardzo dziecinnie :p
 
Nic z tej pomocy, jeśli reżyser będzie miał zupełnie inną wizję danej postaci. Poza tym zakładasz że każda odgrywana w filmie postać zgadza się z materiałem źródłowym,

Nie, nie zakładam. Ja cały czas piszę o możliwości, pomocy, ewentualności. Nawet sam gdzieś wcześniej pisałem, że np. przy odchodzącym od książek scenariuszu to nie pomoże. Jedyną osobą zakładającą coś kategorycznie jesteś w tej dyskusji Ty:)


Dlatego uważam, że nie jest to coś koniecznego.,

To pozwól że zapytam, z czym polemizujesz, skoro każdy z adwersarzy napisał to samo mniej lub bardziej wprost?
 
To pozwól że zapytam, z czym polemizujesz, skoro każdy z adwersarzy napisał to samo mniej lub bardziej wprost?
No niezbyt. Pisałeś że znajomość książek dodaje wartości do odgrywanej roli, a ja tłumaczę że niekoniecznie. Tyle. (zaczęło się od narzekania na braki, w kwestii wiedzy co do materiału źródłowego, w stronę dwóch aktorek z netflixowego wieśka)
 
Last edited:
Pisałeś że znajomość książek dodaje wartości do odgrywanej roli

Pisałem, że może dodawać i być pomocna, podobnie jak zajaranie tematem, nad którym się pracuje. To Ty kategorycznie twierdzisz, że nie może być, bo ktoś czytał książkę ale grał dobrze na pewno tylko dlatego, że jest dobrym aktorem, a ktoś inny nawet jakby przeczytał to leoiej by nie nie zagrał.

O tak na przykład pisałem:



Na przykład tak pomaga:

Przecież tu nikt nic innego w zasadzie nie twierdzi. Jest oczywistym, że to nie jest warunek konieczny.

Eot z mojej strony, bo kręcimy się w kółko :)
 
To Ty kategorycznie twierdzisz, że nie może być, bo ktoś czytał książkę ale grał dobrze na pewno tylko dlatego, że jest dobrym aktorem, a ktoś inny nawet jakby przeczytał to leoiej by nie nie zagrał.
Pisałem, że jeśli zagrał dobrze, to raczej dlatego że jest dobrym aktorem, mając dobry scenariusz, oraz reżysera który dobrze prowadzi. Znajomość materiału schodzi na dalszy plan, a często nie ma żadnego znaczenia, bo ktoś musi odegrać inną z charakteru postać niż w powieści. Co nie znaczy że nie może się zdarzyć zajarany projektem pasjonat, który coś przemyci swojego w dobrym znaczeniu.
Eot z mojej strony, bo kręcimy się w kółko :)
Dobry pomysł ;)
 
Tak sobie czytam Redanian Intelligence i znalazłam fragment wywiadu, gdzie Freya opisuje Ciri, ale w bardziej zniuansowany sposób. Mówi, że Ciri nie boi się zadawać pytań, nie akceptuje wszystkiego tak po prostu. Jest zadziorna i uparta. Jest po części chłopczycą, zdarza jej się bawić z chłopakami i ubrudzić, ale lubi być też księżniczką, ceni to jaką władzę i niezależność daje stanie się kimś takim jak jej babka Calanthe. Jest wielowymiarowa i skomplikowana.

Jakoś bardziej mi pasuje ten opis, niż ten stary, tylko o wychowaniu pod kloszem i nieznajomości świata.
 
Last edited:
Jakoś bardziej mi pasuje ten opis, niż ten stary, tylko o wychowaniu pod kloszem i nieznajomości świata.
Pod kloszem to zdecydowanie przesada, ale nie powiedziałbym, że Ciri odznaczała się jakąś specjalną dojrzałością i wiedzą na temat świata. Tak jakby te polowania i wyprawy na Skellige miały z niej zrobić nie wiadomo kogo :v Odznaczała się pewną naiwnością (po prostu typową jak na jej wiek, była dzieckiem w końcu) i sporo musiała się nauczyć o świecie w jakim żyje i zasadach w nim panujących. Przypomnijcie sobie chociażby jej rozmowy z Yarpenem. Była całkiem zaradna i prędko się dostosowywała, ale bez przesady :)
 
Pod kloszem to zdecydowanie przesada, ale nie powiedziałbym, że Ciri odznaczała się jakąś specjalną dojrzałością i wiedzą na temat świata. Tak jakby te polowania i wyprawy na Skellige miały z niej zrobić nie wiadomo kogo :v Odznaczała się pewną naiwnością (po prostu typową jak na jej wiek, była dzieckiem w końcu) i sporo musiała się nauczyć o świecie w jakim żyje i zasadach w nim panujących. Przypomnijcie sobie chociażby jej rozmowy z Yarpenem. Była całkiem zaradna i prędko się dostosowywała, ale bez przesady :)
I z tym też się zgadzam, wydaje mi się po prostu, że po tej ostatniej wypowiedzi Freyi jej obraz Ciri stał się jakby pełniejszy.
 
Dwie nowe foty od Lauren. (dodała wpis na reddicie)

jej wpis:
There is little I love more than horses in silhouette.*

*To be honest, there's a lot I love more than horses. Like... my family. Guacamole. Polish vodka. Historical fiction novels. Spiky heels. But when it comes to photo ops, silhouette horses are pretty damn inspiring. Especially our Witcher ones.

Our favorite bird-helmeted hero.

Sunrise at Marnadal.
sydyb8ozhxx31.jpg
cj2i38ozhxx31.jpg
 
Status
Not open for further replies.
Top Bottom