Jest zbudowany tak, jak powinien być zbudowany świat w opowieści fantasy - gdzie trzeba, żeby było pięknie jest pięknie, gdzie monumentalnie - monumentalnie etc. Podziemia są odpowiednio rozległe i mroczne, widoczki urokliwe, przyroda różnorodna.
Ale to chyba nie wada, raczej zaleta. W dodatku świat cechuje spora różnorodność (nawet w obrębie samych podziemnych miejscówek). Znajdziemy tu rozległe trawiaste równiny, ośnieżone górskie szczyty, lasy, rzeki, urokliwe jeziora, itd.
Mlyneck ma słuszność odnośnie POI. Zawsze na horyzoncie znajdzie się coś, co zaintryguje.
Ale o wiele bardziej zapamiętałam wycinanki z knajp w Wiedźminie pierwszym i z lekka góralską stylizację elfów, czy modele zbroi w W2, niż zorzę w Skyrimie.
Bo dużo bardziej lubisz Wiedźmina, więc to zrozumiałe.
Bo elementy z gier REDów są zaskakujące i nieoczywiste, i moim zdaniem dizajnersko lepiej dopracowane. Skyrim, na tym tle, leci sztampą
Równie dobrze można twierdzić, że W1 to straszna sztampa, bo średniowieczne miasto, bagna, jakieś cmentarzysko, do tego elfy i krasnoludy. Elementy typowe dla generic fantasy. Ale się wysilili, za grosz oryginalności. I będzie to równie krzywdząca opinia.
W Skyrimie każde miasto posiada unikalny charakter (aczkolwiek są przeskalowane). Świat jest przebogaty. Taki Markart, choć charakterem przypomina Vergen mam za dużo lepiej pomyślany pod kątem architektonicznym. Wtulony w górskie zbocze, wielopoziomowy i przy tym naprawdę śliczny.
To nie jest żadna generyczna miejscówka tylko ręcznie rzeźbione, małe arcydzieło.
Świat TES V to desingerska perła. Pewnie, że częściowo generowany, całkowicie ręcznie się nie da, nie przy tych rozmiarach (w W3 również nie), ale na każdym kroku czuć obróbkę ręczną.
Widać że ekipa się napracowała, włożyła wiele serca.
W rezultacie dostajemy autentycznie piękny, urokliwy świat, wypełniony zawartością, dopieszczony, a wszystko to okraszone nastrojową muzyką.
Świat który wygląda i żyje, gdzie nie brakuje zdarzeń losowych. A to imperialni zetrą się z rebeliantami, a to zaatakują nas bandyci i znajdujący się akurat w pobliżu strażnik przyjdzie nam w sukurs. Zdarzy się, że mieścinę nawiedzi smok, albo wampiry. Enpece zajęci są własnymi sprawami, a żołnierz, któremu dowódca poleci sprawdzić konkretną miejscówkę, bo ponoć grasują tam bandyci, faktycznie się we wskazane miejsce uda.
I aż żal, że reszta odstaje poziomem. Że enpece są pozbawieni charakteru, płascy niczym kartka papieru, w skutek czego z żadnego nie da się lubić, a co dopiero zżyć. Sama historia też nie angażuje, nie porywa. Ale takie rzeczy to właśnie domena Wiedźmina.