jednak warto zauważyćż że mechaniki doprowadzają ludzi do szewskiej pasji
To się zgadza, mnie na przykład czasem do szewskiej pasji doprowadzała mechanika z Wiedźmina 1. Bo była zabugowana.
A czy wiesz, ile osób porzuciło Wiedźmina 1 z powodu tego, że denerwowała ich (zabugowana) walka? Nieporównywalnie więcej. I wcale nie byli to głównie jacyś idioci/każuale, jak to się zwykło mówić.Jeden z modderów W1 który spędził tysiące godzin w dżinie nie przeszedł wiedźmina 2 drugi raz, bo wygładzanie myszy, walka itd. go zbytnio wkurwiała.
I przypominając, to był właśnie najpoważniejszy zarzut (poza innymi bugami) odnośnie W1 w jego recenzjach.
No to pewnie byłbym tutaj tym 1% ;P A nawet, gdyby gra mi się faktycznie spodobała, to po przejściu bym zapewne o niej po prostu zapomniał. Przy Wiedźminach nie dość, że się świetnie bawiłem, to jeszcze miałem ochotę przechodzić je kolejny raz i nigdy o nich nie zapomniałem.Ostatnio natknąłem się na coś takiego jeszcze w tym miesiącu - przy oglądaniu (kilka godzin) gameplaya Shadow Of Mordor na Twitchu. Story background - totalnie od czapy. Fabuła podczas gry - jeszcze bardziej. Jednak o ilę hejciłem tą grę za to (i za to że była reskinem assasins creed) to sama gra była bardzo dobrze wykonana. Gameplay grał, rozwój postaci był spoko, gra nie doprowadzała cię do szewskiej pasji, i jestem niemalże pewien że 99% graczy gdyby posadzić przed tą grą by się świetnie ubawiło
No naprawdę to musiałoby budzić emocje, ale obawiam się, że chyba raczej te negatywne. Bo skoro miałaby być "męczarnia", to pewnie padłoby z moich ust kilkanaście nieprzystojnych wiązanek odnośnie tego pi@#%$go ch#j@ priesta, który musiał zrejterować w niewłaściwym momencie... Serio, ja gram w gry nie po to, by się przy nich męczyć, mordować, przeklinać i rzucać klawiaturą, tylko by się przy nich odprężyć i dobrze bawić. Męczenie się mam zapewnione w pracy ;PWyobraźcie sobie sytuacje z jakiegoś grę RPG w której zbierasz drużynę, w której następuje epicka cutscena w której twój priest się buntuje i odchodzi z drużyny. Nagle nadchodzi walka i nawet najprostsze walki stają się niewyobrażalną wojną na wyniszczenie. Po godzinie "męczarni" rozwiązywania tego problemu eliksirami itd. Wraca on do drużyny dochodząc do wniosku że nie powinien was zostawić. Piękna human drama, piękny dubbing, piękny, "wyrazisty" gameplay
Znaczy rozumiem, o co ci chodzi i doceniam to, ale mnie to nie kręci.
Zgadzam się i pochwalam ten pomysł.Co do Vernona/Iorwetha, to bardzo chętnie w Wiedźminie 3 zobaczyłbym motyw z Deus Ex: Human Revolution, czyli "bossowie do przegadania". Jak powiedzmy Golem z III akt ER ścieżka Iorwetha. Tego typu dialogi, i nietypowe podejście do "bossów" zarąbiście pasowałoby do Wiedźminów.
Bzdura, akurat ten wybór z prologu jest naprawdę kiepskim przykładem, zwłaszcza w porównaniu z tym, jakie konsekwencje miał przynieść podobny wybór z prologu pokazywany we wczesnych wersjach gry - śmierć albo Berengara, albo Triss. Tymczasem konsekwencje tego wyboru były praktycznie żadne: Triss i tak została ranna, Leo i tak zginął, Przeraza i tak została pokonana... Różnica jest tylko taka, że bandziory Salamandry mogą nas później zaatakować na moście albo nie, czyli nikt (prócz nas) nie ponosi konsekwencji, a po mnie i tak to spływa, bo i tak ich nie lubię i za chwilę ich zabiję. W odniesieniu do tego zatrważającego pytania Vesemira: "A ty, Geralt? Zastanów się, to ważna decyzja!" wybór ten budzi we mnie teraz tylko śmiech i politowanie. I na pytanie Kalksteina: "Czy gdybyś mógł cofnąć czas, to postąpiłbyś tak samo?" zwykle odpowiadam "Tak", dodając w myślach: "Bo tak błahe konsekwencje tego gówno mnie obchodzą..."Część retrospekcji z W1 też była świetna: Laboratoria vs Przeraza (minitutorial, fajne wybory dot. "czy gdybyś znał konsekwencje zrobiłbyś to samo?)
...I wybór między tym, czy spalić Abigail, czy uratować - ja zawsze postępowałem tak samo. Nie wyobrażałem sobie możliwości, by jej nie uratować. Nie był więc to trudny, emocjonalny wybór.całe dialogi z końca aktu I W1
Konsekwencją tego wyboru było to, że albo będzie stał pod bramą, albo przed szpitalem. Bardzo emocjonalne.Zygfryd (klimatycznie)
Tak jak wyżej, zawsze postępowałem tak samo, czyli po zakończonym śledztwie umawiałem się z pseudo-Raymondem na bagnach, by zostawić tam na niego pułapkę. Nawet nie widziałem, jak to wygląda w przypadku innego poprowadzenia gameplayu (a żeby to śledztwo źle poprowadzić, to albo trzeba to robić na szybko, albo całkowicie na siłę popełniać w nim błędy, albo po prostu być idiotą, który nie kojarzy faktów ;P), ale zapewne tak samo - Azar ucieka, a my trafiamy do aktu III ;PWalka z Azarem na Bagnach (i ogólnie fakt że wybór nie ogranicza się do wyborów dialogowych lecz również do tego co zrobiliśmy w gameplayu)
I znów jak wyżej... Nigdy go nie zabiłem, nie widziałem takiej potrzeby.Berengar...
Podsumowując, dałeś przykłady beznadziejnych wyborów, które albo były dla mnie oczywiste, albo ich konsekwencje zbyt słabe.
Nic dziwnego, że są oderwane od głównej osi fabularnej gry, w końcu są questami - tadam! - pobocznymi. A z brakiem konsekwencji to też nie do końca tak, małżeństwo uratowane w prologu spotykamy w pierwszym akcie, gdy wręczają nam nagrodę za pomoc, jeśli nie zabijemy Arjana la Valette, to mamy okazję spotkać go w trzecim akcie itp... Poza tym, konsekwencje tych wyborów z pewnością będą miały też oddziaływanie na to, co zastaniemy w Wiedźminie 3, tego na 100% możemy się spodziewaćZgadzam się, te questy mają niezły potencjał. Problemem jest to questy te są totalnie oderwane od całości aktu, fabuły i ogólnie wszystkiego, i nie mają absolutnie żadnych konsekwencji długofalowych.
Żadnego z wyżej wymienionych nigdy nie zabiłem, więc zupełnie nie widzę w tym jakiegokolwiek powodu do emocjonalnych przeżyć. Natomiast gdy pozwoliłem Rochowi zarżnąć Henselta jak wieprzka (bo cóż, miał swoje powody ;P), to po cut-scenie otwierającej trzeci akt musiałem wyłączyć grę, usiąść i (z miną równie przybitą jak ta Geralta i Rocha, gdy idąc do Loc Muinne nie odezwali się do siebie niemal ani słowem ;P) głęboko zastanowić się nad tym, co ja takiego właściwie zrobiłem... ;P Konsekwencji póki co jeszcze nie miałem z tego żadnych, ale one wrócą, oj wrócą, przy przechodzeniu Wiedźmina 3 ;PZabijanie naukowców w queście z spalonym szpitalem było zdecydowanie mniej emocjonalne niż zabicie Baraniny, Berengara czy Talara
I takich wyborów było tu dużo, dużo więcej ;P
Oj tak, piąty akt trochę się różnił, ale głównie tym, kogo lejemy: żołnierzy, Wiewiórów czy tych i tych ;P I jednym krótkim questem.Owszem, to prawda, jednak Akt V i Epilog Wiedźmina 1 również całkiem mocno się różnił, w zależności od tego czy byłeś za Wiewiórkami, Zakonem czy Neutralny.
A epilog w swej całkowitej liniowości też faktycznie się różnił tym, kogo spotkamy na swojej drodze. Przez całe 15 minut swojej sznurkowej rozgrywki.
Pewnie, że się sypie, nie jest przecież doskonały. Ale przyniósł mi stukrotnie więcej frajdy i sprawił mi dziesięciokrotnie mniej problemów.System W2 też się sypie i to bardziej. A omijanie problemów W2 jest zdecydowanie trudniejsze. Zresztą pare stron temu pisałem w miarę na ten temat.
Last edited: